Patrick Smith

Pilot ci tego nie powie


Скачать книгу

w nich nieciekawych zdjęć. To produkcja niskobudżetowa, niewyszukana w treści i stylu; frustrujące jest również to, że książki te nie trafiają w sedno sprawy. Nie wszystkie na szczęście. Prace Keitha Lovegrove’a, Johna Zukowskiego i M.C. Huhne’a są pokrzepiającymi wyjątkami. Zdjęcia odrzutowców pasażerskich Jeffreya Milsteina i Wernera Bartscha trafiły na wystawy. Jednak większość tego rodzaju twórczości przemawia do entuzjastów lotnictwa, do hobbystów, ale nie do osób postronnych.

      Pokazuje to, w jaki sposób lotnictwo weszło do kultury masowej, a zarazem nie zagościło w niej. Jak na dziedzinę tak ważną historycznie i mającą tak wielki wpływ na przemysł, handel i życie milionów ludzi, pozostaje zadziwiająco zmarginalizowane, zesłane do nieoświeconego świata byle jakiego pisarstwa, filmów dokumentalnych o katastrofach lotniczych i młodocianych obsesji.

      Lotnictwo potrzebuje obecnie jakiejś wielopłaszczyznowej akceptacji, ale nie jestem przekonany, że coś takiego znajdzie. Samochody, motocykle, architektura komercyjna, żywność – każda z tych dziedzin uzyskała, na swój sposób, pewnego rodzaju intelektualną wiarygodność. Dlaczego nie ma jej komercyjny samolot? Concorde czy Boeing 747, będące uczonym połączeniem dwóch typów wrażliwości, wynikających z dominacji lewej i prawej półkuli mózgowej, są wręcz do tego stworzone, ale to się po prostu nie wydarzyło. Ani w loftach SoHo, ani w bostońskich kamienicach z brunatnego piaskowca nie znajdziecie oprawionych w ramki litografii pokazujących B747 obok wyidealizowanych wizerunków wieżowca Chrysler Building i mostu Brooklińskiego. Może nakręcenie materiału dokumentalnego przez Kena Burnsa byłoby pomocne w tej kwestii?

      Dopóki się to nie stanie, spójrzmy w pierwszej kolejności na filmy. W latach pięćdziesiątych XX wieku można było zaobserwować ciekawą paralelę, kiedy to początek ery odrzutowców zbiegł się z narodzinami szerokiego ekranu – te dwa archetypiczne projekty na zawsze zmieniły oblicze związanych z nimi przemysłów. Kilka dekad później wciąż istnieje między nimi ścisła symbioza: wiele filmów jest pokazywanych w samolotach, a samoloty są pokazywane w wielu filmach.

      Katastrofa była i jest najłatwiejszym i najbardziej oczywistym tematem; ten temat wkroczył do kin w latach siedemdziesiątych, kiedy to powstał cykl filmów katastroficznych o wspólnej nazwie „Port lotniczy”. Sukces odnosiły też zupełnie innego rodzaju obrazy, od bezceremonialnie głupich („Węże w samolocie”) do skandalicznie nierealistycznych („Lot”). Jeszcze dziś, po czterdziestu latach, wciąż śmiejemy się z tekstów Lesliego Nielsena w filmie Czy leci z nami pilot?.

      Właśnie w tematach lotniczych Hollywood stara się najbardziej i najbardziej zawala sprawę. Z tego powodu nigdy nie lubiłem filmów o samolotach. Natomiast najlepsze i najbardziej sensowne są dla mnie te momenty, kiedy samolot pojawia się przy jakiejś innej okazji. To prawda, że samolot to pojazd, na którego pokładzie wyruszamy w jakże wiele podróży – ekscytujących, fatalnych albo w jakiś inny sposób zmieniających życie. Ale najlepiej ukazuje to ukradkowy, przelotny rzut oka i robi to znacznie sugestywniej niż katastroficzne scenariusze kinowych hitów: śmigłowiec zrzucający szpiega w jakiejś zapadłej dziurze w strefie działań wojennych albo zabierający stamtąd ambasadora i jego rodzinę; samolot Convair w scenie końcowej Pieskiego popołudnia; papierowy bilet lotniczy w rękach Jacka Nicholsona w filmie Zawód: reporter, wyjące w tle polskie tupolewy w Dekalogu IV Krzysztofa Kieślowskiego. Te krótkie chwile, kiedy podróże powietrzne i kultura krzyżują się ze sobą, zawsze wywołują dreszczyk emocji.

      Przejdźmy do muzyki. Pamiętam telewizyjną reklamę linii United Airlines emitowaną przez krótki czas w połowie lat dziewięćdziesiątych – promowano wówczas nowo otwarte kierunki w Ameryce Łacińskiej. Główną rolę w reklamie odgrywała papuga, która przez kilka sekund wystukiwała dziobem na pianinie fragment Błękitnej rapsodii George’a Gershwina. Rapsodia pozostała muzyczną wizytówką United Airlines i stanowi porywający akompaniament dla odcinającego się na tle nieba Boeinga 777.

      Nie zapomnimy wzmianki o samolocie McDonnell Douglas DC-10 z utworu zespołu The Clash pt. Spanish Bombs wykonywanego przez nieżyjącego już Joego Strummera, ale to rodzina Boeinga najbardziej skłania się ku muzyce. Pamiętam co najmniej cztery piosenki, w których wspomniano B747 (moją ulubioną jest So it goes Nicka Lowe’a).

      Z jakiegoś powodu airbus nie nadaje się do tworzenia lirycznego nastroju, chociaż Kinito Mendez, wykonawca merengue, piosenką El Avion złożył w 1996 roku hołd Airbusowi 300, jak gdyby przeczuwając coś złego. Jakże miło byłoby polecieć lotem 587, śpiewa Mendez, uwieczniając popularny, poranny, bezpośredni lot na trasie Nowy Jork–Santo Domingo. W listopadzie 2001 roku samolot realizujący ten lot rozbił się po starcie z międzynarodowego lotniska JFK. W katastrofie zginęło 265 osób.

      Moje dojrzewanie w sferze muzycznej jest związane z undergroundową sceną rockową i przypada na okres 1981–1986. Wydawałoby się, że nie jest to szczególnie bogaty gatunek muzyczny, jeżeli chodzi o poszukiwanie odniesień do podróży powietrznych, ale jak się okazuje, zadanie jest łatwiejsze, niż można by się spodziewać. Samoloty spadają z nieba, śpiewa Grant Hart w jednym z utworów z mistrzowskiego albumu zespołu Hüsker Dü z 1984 roku, a w innym albumie tejże grupy Bob Mould wykrzykuje tekst o człowieku „wyssanym z okna pierwszej klasy”!

      W okresie wcześniejszym Beatlesi w singlu „Back in the U.S.S.R.” polecieli do ZSRR na pokładzie samolotu linii BOAC, ale zapomnieli powiedzieć, jakiego typu była to maszyna. Czas akcji mówi nam, że był to prawdopodobnie albo B707, albo VC10. (Chodzi o Vickersa VC10, odrzutowiec z lat sześćdziesiątych zwracający uwagę czterema silnikami zamontowanymi w tylnej części kadłuba).

      Następna dziedzina to artystyczne okładki płyt. Na tylnej stronie okładki albumu „Land Speed Record” grupy Hüsker Dü zaprezentowany jest Douglas DC-8. Na froncie okładki albumu „Special Beat Service” brytyjskiego zespołu Beat z 1982 roku członkowie grupy przechodzą pod skrzydłem VC10 należącego do British Airways. Album Beasty Boys z 1986 roku zatytułowany „Licenced to Ill” przedstawia pomalowany aerografem B727 latający w barwach American Airlines.

      I choć może lekko przeholuję, pozwólcie mi wspomnieć o klubie go-go o nazwie DC-10 w Bangkoku na Nana Plaza i o mniej sprośnym nocnym klubie DC-8 w Brukseli.

      W Columbia Granger’s Index to Poetry (wykazie utworów poetyckich i ich autorów) odnotowano co najmniej dwadzieścia wierszy wpisanych pod hasłem „samoloty”, kolejnych czternaście skojarzonych z „podróżami powietrznymi” i minimum pięć z „lotniskiem” – chodziło między innymi o poezje Roberta Frosta i Carla Sandburga. Według magazynu „Kirkus” Americana and Other Poems zbiór wierszy Johna Updike’a to „bezładny pean na cześć lotnisk i piękna Ameryki”. Narażanie czytelników na moje własne lotnicze poematy to raczej kiepski pomysł, ale muszę się przyznać, że kilka napisałem; możecie je śmiało wygooglować na własne ryzyko. Inspiracją zapewne były dla mnie listy kontrolne, prawdziwe arcydzieła wolnego wiersza:

      Sterowanie ręczne trymerem, normalne

      Generator APU, wyłączony

      Zawór rozdzielający, zamknięty

      Hamowanie automatyczne… maksimum!

      2

      Źródła niepokoju

Turbulencje, uskok wiatru, pogoda i niepewność

      SZTUKA NA WYSOKOŚCIACH. HISTORIA, REKLAMA I NAJWIĘKSZE SAMOLOTY NA ŚWIECIE

      W połowie lat sześćdziesiątych XX wieku specjaliści od aerodynamiki w koncernie Boeing pod wodzą inżyniera wizjonera Joego Suttera stanęli przed monumentalnym zadaniem. Powierzono im misję zbudowania największego komercyjnego odrzutowca pasażerskiego,