mi się wręcz nihilistyczne. Demonstracyjny „wybór przyszłości” był lekceważący wobec Historii, która pozwala nam z przeszłością się identyfikować, był też pogardliwy wobec Kultury, dzięki której przeszłość przechowujemy w żywej pamięci.
Dzisiaj prezydent Aleksander Kwaśniewski zdaje się rozumieć lepiej niż inni politycy jego formacji, że „przeszłość” jako historyczny i kulturalny depozyt jest niezbędna dla naszej tożsamości. Naszej jako Polaków. I naszej jako ludzi po prostu. Przeżywamy niezwykły czas! Obok Ameryki i Wielkiej Brytanii wkrótce już będziemy administrować państwem na ruinach prastarych miast – Babilonu i Ur. W niezwykłej podróży dyplomatycznej na drodze między Watykanem, Wawelem i Sankt Petersburgiem prezydent Rzeczypospolitej odczytuje znaki, jakie tam pozostawiła przeszłość, tłumaczy je i przekazuje innym.
Kilka dni temu oglądałem galerię Stanowskiego Stara Praga, skład starych mebli, gdzie kupiłem dla żony sekretarzyk.
– Chce pan zobaczyć coś ciekawego? – zapytał założyciel firmy, a gdy przytaknąłem, pokazał mi pracę maturalną swego najmłodszego syna Wiliama, ocenioną na piątkę z plusem. Temat pracy? No właśnie… „Przeszłość nie wraca jak żywe zjawisko, […] jednak nie umiera” (Adam Asnyk, Sonet XIII). O których bohaterach literackich można powiedzieć, że przeszłość zdeterminowała im życie?”.
Przeczytałem i nie mam wątpliwości, że młody, wybitnie inteligentny autor ma przed sobą świetną przyszłość. Sami się zresztą przekonajcie:
„Wszystkie ludy z kręgu kultury indoeuropejskiej, zamieszkujące obecnie tereny od Gibraltaru po Ural i od Skandynawii po Dekan, wierzyły w cykliczność historii, wierzyły, że wszechświat na przemian powstaje i ginie, aby znów powstać i zginąć, podobnie jak człowiek, który umiera i odradza się. Dziś taką wiarę nazywamy wiarą w reinkarnację. Dla reinkarnacji przeszłość wciąż wraca jako nowe zjawisko, jako nowy człowiek z tą samą duszą, która dostaje szansę na poprawę.
O takiej zbłąkanej duszy opowiada Oskar Jan Tauschinski w powieści pod tytułem Wariacja. Bohater o anielskiej twarzy, wychowany w dobrej rodzinie, wiedzie życie pełne kłamstw i obłudy, jakby chcąc zadać kłam swemu obliczu, a także wstępuje do SS.
Jego życie przypomina legendę o pewnym rycerzu, który nie dotrzymuje słowa danego swemu panu i ponosi za to karę. Potem dostaje jeszcze jedną szansę i możliwość odkupienia swoich win. Bohater ginie od kuli policjanta, w pobliżu zaś rodzi się dziecko o szlachetnych rysach (jak się okazuje, jego nieślubny syn).
Przeszłość powróciła. Przeszłość zdeterminowała życie nowo narodzonego człowieka.
Ale, jak mówi Asnyk, przeszłość nie wraca jak żywe zjawisko. Przeszłość jest ciągle obecna. Nieustannie ingeruje w nasze życie”.
Masz rację, Wiliamie.
Komentarze i brak komentarza
Człowiek, do którego należał Słownik języka polskiego Witolda Doroszewskiego, kilka lat temu kupiony przeze mnie w antykwariacie, najwyraźniej nie potrafił pogodzić się z zasadami socjalistycznej sprawiedliwości społecznej.
PRYWATNY, PRYWATYZOWAĆ, REPRYWATYZACJA – to trzy spośród pięciu haseł, które w siódmym tomie słownika (od „Prima” do „Rżysko”) podkreślił był lub opatrzył komentarzami na marginesie.
PRYWATNY – „dotyczący kogo osobiście, stanowiący czyją osobistą własność, nie związany z żadną instytucją, urzędem; niepaństwowy, niepubliczny, nieoficjalny”.
Cytowane w słowniku źródło: Adam Schaff, Wstęp do teorii marksizmu. Zarys materializmu dialektycznego i historycznego, Warszawa 1950: „Własność prywatna zjawia się na określonym etapie historycznego rozwoju produkcji i znika na określonym etapie tego rozwoju”.
Komentarz na marginesie: „Gówno prawda!”.
Pod tym samym hasłem. INICJATYWA PRYWATNA – „przedsiębiorstwo przemysłowe lub handlowe będące własnością osoby prywatnej; właściciel(e) takiego przedsiębiorstwa”.
Cytowane źródło – Michał Rusinek, Pawilon pod sosnami. Sztuka w 3 aktach, Warszawa 1951: „Odkąd się skończyła inicjatywa prywatna, to i ja się uspołeczniłem”.
Komentarz na marginesie: „Baran!”.
PRYWATYZOWAĆ – „zajmować się czym z amatorstwa, nieurzędowo, dorywczo”.
Cytowane źródło – Antoni Zygmunt Helcel, Starodawne prawa polskiego pomniki, Warszawa 1856: „Wywnioskował Długosz, iż Bolesław wówczas księciem sandomierskim będący, w zamku tym przez pięć lat wciąż pod opieką Henryka prywatyzował”.
Komentarz na marginesie: „Ha! Ha! Ha!”.
REPRYWATYZACJA – „zwrócenie prywatnemu właścicielowi mienia upaństwowionego lub pozostającego pod zarządem państwa”.
Cytowane źródło – Stefan Rozmaryn, Polskie prawo państwowe, Warszawa 1949: „W roku 1945 wydane zostały przepisy, mające na celu zapobieżenie reprywatyzacji”.
Komentarz na marginesie: „Dranie!”.
I dwa ostatnie hasła, które poprzedni właściciel mojego Słownika języka polskiego Witolda Doroszewskiego podkreślił był w tomie siódmym:
PRZEWIDUJĄCO – „w sposób przewidujący, zapobiegliwy; przezornie”.
Cytowane źródło – Stefan Żeromski, Przedwiośnie, Warszawa 1951: „Zachowywał się chytrze, tak przebiegle, tak ostrożnie i przewidująco, iż mógłby być nazwany człowiekiem-łasicą”.
PRZEWIDYWAĆ – „przeczuwać, domyślać się, odgadywać to, co będzie, co może nastąpić; spodziewać się czego, brać co w rachubę, liczyć się z ewentualnym rozwojem wypadków, przypuszczać co”.
Cytowane źródło – Stanisław Zieliński, Jeszcze Polska…, Warszawa 1953: „Zakończenia nikt nie zdołał przewidzieć”.
Komentarza na marginesach brak.
Bosy górnik
Górnika po raz pierwszy w życiu zobaczyłem na pocztowym znaczku. Nie pamiętam dokładnie, ile miałem wtedy lat. Cztery? Pięć? Najwyżej siedem. Telewizji jeszcze nie było i na znaczkach często odkrywaliśmy nieznane światy. Znaczek z górnikiem, czarny znaczek z kolorowej serii „Świat Pracy”, którą Poczta Polska wypuściła wkrótce po wojnie, oglądałem z większą uwagą niż inne znaczki. Ojciec utrzymywał, że na znaczku jest poważny błąd, ale ja nie potrafiłem go znaleźć. „Popatrz – mówił ojciec, chwytał znaczek z górnikiem pincetą i kładł go pod lampą. – Popatrz uważnie na tego górnika i zastanów się, co jest z nim nie w porządku”. Obracałem znaczek na wszystkie strony. O co ojcu chodzi? Nie miałem pojęcia. Muskularny górnik rozebrany do pasa kuł zapamiętale w węglową ścianę długim metalowym drągiem. „Nie widzisz? Naprawdę nie widzisz? Przecież on jest bosy! – nie wytrzymał wreszcie ojciec i pokazał mi bose stopy górnika przez szkło powiększające. – Kto pracuje w kopalni boso? Nawet u nas nie zdarza się coś takiego. Absurd. Grafik się pomylił. Zobaczysz, ten znaczek będzie kiedyś bardzo cenny”.
Bosy górnik w kopalni rzeczywiście wyglądał absurdalnie (do dzisiaj w polskich katalogach filatelistycznych znaczek numer 440 reprodukowany jest z adnotacją: „Błąd w rysunku – górnik pracuje boso”), ale ani ojciec, ani ja nie mieliśmy wątpliwości, że praca górnika ma sens. Górnik wydobywał węgiel, a węgiel to był dla nas