odpowiedź. Próbuj jeszcze raz.
– Tak?
– Trafione. Borggata pięć. Zadzwoń do mnie, kiedy tam dotrzesz. Zejdę i otworzę.
Usłyszał głębokie westchnienie psychologa Stålego Aune, jego wieloletniego przyjaciela i eksperta, z którego pomocy stale korzystał Wydział Zabójstw.
– Czyli to nie jest po prostu zaproszenie do baru, za które będę musiał zapłacić, a ty najzwyczajniej w świecie jesteś trzeźwy?
– Czy kiedykolwiek pozwoliłem ci płacić? – Harry wyjął z kieszeni paczkę cameli.
– Miałeś zwyczaj zarówno brania rachunków na siebie, jak i pamiętania. Ale alkohol zżera i twoje finanse, i pamięć. Wiesz o tym?
– Tak. Chodzi o to zabójstwo żony przez męża. Nożem i…
– Czytałem o tym.
Harry wsunął papierosa do ust.
– Przyjdziesz?
Usłyszał kolejne głębokie westchnienie.
– Jeśli to chociaż na kilka godzin oderwie cię od butelki.
– Świetnie – powiedział Harry, rozłączył się i schował telefon do kieszeni kurtki. Zapalił papierosa. Głęboko się zaciągnął. Stał odwrócony plecami do zamkniętych drzwi knajpy. Zdążyłby wypić piwo i dotrzeć na Borggata przed Aunem. Ze środka sączyła się muzyka. Wyznanie miłości z autotune’a. Wszedł na jezdnię i przepraszającym gestem wysunął rękę w stronę hamującego samochodu.
Za starą fasadą dzielnicy robotniczej na Borggata kryły się nowo wybudowane mieszkania z jasnymi pokojami, otwartymi kuchniami, nowoczesnymi łazienkami i balkonami wychodzącymi na tylne podwórze. Harry traktował to jako ostrzeżenie, że również Tøyen doczeka się rewitalizacji, cena za metr kwadratowy wzrośnie jak nadmuchana, mieszkańców się wymieni, a społeczny status dzielnicy wzrośnie. Prowadzone przez imigrantów sklepy spożywcze i niewielkie bary ustąpią miejsca klubom fitness i hipsterskim restauracjom.
Psycholog, siedzący na jednym z dwóch prostych drewnianych krzeseł, które Harry wyciągnął na środek jasnego parkietu, najwyraźniej nie czuł się komfortowo. Harry przypuszczał, że mogło to wynikać z dysproporcji między wielkością krzesła a rozmiarami cierpiącego na nadwagę Stålego. W dodatku szkła małych okrągłych okularków psychologa wciąż były zaparowane, ponieważ niechętnie zrezygnował z windy i usiłując dotrzymać Harry’emu kroku, wspiął się na drugie piętro. Uczucie dyskomfortu mogła też wywoływać kałuża krwi, która rozciągała się między nimi jak zakrzepła czarna pieczęć. W pewne letnie wakacje, kiedy Harry był jeszcze mały, jego dziadek powiedział, że nie da się zjeść pieniędzy. Harry po przyjściu do swojego pokoju wziął pięciokoronówkę, którą dostał od dziadka, i podjął taką próbę. Pamiętał lód przeszywający zęby, metaliczny zapach i słodkawy smak. Dokładnie taki, jak smak krwi wysysanej z własnych ran. I jak zapach miejsc zbrodni, nawet gdy krew nie była już świeża. W pokoju, w którym teraz siedzieli, unosił się zapach. Monety. Krwawych pieniędzy.
– Nóż – odezwał się Ståle Aune, wciskając dłonie pod pachy, jakby się bał, że ktoś mu je porwie. – Noże istotnie coś w sobie mają. Myśl o zimnej stali przebijającej skórę i wnikającej w ciało. To mnie jara, że użyję młodzieżowego wyrażenia.
Harry nie odpowiedział. Wraz z Wydziałem Zabójstw korzystał z pomocy Aunego od tylu lat, że nie potrafił już dokładnie określić, w którym momencie zaczął uważać starszego o dziesięć lat psychologa za przyjaciela. Znał jednak Aunego na tyle dobrze, aby rozpoznać kokieterię, gdy psycholog udawał, iż nie wie, że określenie „jara” jest starsze od nich obu. Aune lubił uchodzić za starego konserwatystę, oderwanego od ducha czasu, którego jego koledzy po fachu usiłowali z zapałem doścignąć w nadziei, że zostaną uznani za „liczących się”. Ståle Aune zarówno w prasie, jak i w kręgach fachowych mówił, że „psychologię łączy z religią udzielanie na ogół takich odpowiedzi, jakie ludzie pragną uzyskać. W głębi ciemności, do której nie dotarło jeszcze światło nauki, psychologia i religia mogą się swobodnie poruszać. Gdyby trzymały się tego, co wiemy naprawdę, nie byłoby pracy ani dla wszystkich tych psychologów, ani dla kapłanów”.
– A więc to tutaj ojciec rodziny dźgnął żonę… Ile razy?
– Trzynaście – odparł Harry, rozglądając się. Na ścianie tuż przed nimi wisiało duże, oprawione w ramę czarno-białe zdjęcie panoramy Manhattanu z budynkiem Chryslera na środku. Możliwe, że kupione w Ikei. I co z tego? Fotografia była dobra. Jeśli komuś nie przeszkadza, że sporo innych osób może mieć to samo zdjęcie i że niektórzy goście niewątpliwie potraktują je z dezaprobatą wcale nie dlatego, że nie jest dobre, tylko dlatego, że zostało kupione w Ikei, to można je mieć. Przedstawił te argumenty Rakel, gdy powiedziała, że chciałaby powiesić na ścianie numerowane zdjęcie Torbjørna Rødlanda – białą długą limuzynę stojącą w poprzek ostrego zakrętu w Hollywood Hills – które kosztowało osiemdziesiąt tysięcy koron. Rakel bez zastrzeżeń przyznała Harry’emu rację. A jego tak to ucieszyło, że kupił jej tę limuzynę. I nie dlatego, iż nie zrozumiał, że go nabrała, tylko w duchu przyznawał, że to rzeczywiście fajna fotografia.
– Był zagniewany. – Aune rozpiął guzik koszuli, do której na co dzień nosił muszkę, zwykle z motywem albo we wzór na granicy powagi i żartu. Tak jak ta niebieska muszka z żółtymi gwiazdkami Unii Europejskiej.
W którymś z sąsiednich mieszkań rozpłakało się dziecko.
Harry strząsnął popiół z papierosa.
– Twierdzi, że nie pamięta szczegółów samego zabójstwa.
– Wyparcie. Powinniście mi pozwolić go zahipnotyzować.
– Nie sądziłem, że zajmujesz się takimi rzeczami.
– Hipnozą? A w jaki sposób, twoim zdaniem, doprowadziłem do własnego ślubu?
– Tu w każdym razie nie była potrzebna. Ślady kryminalistyczne wskazują, że ona się od niego oddalała, a on szedł za nią i pierwszy cios zadał jej od tyłu. Ostrze weszło nisko w plecy i wbiło się w nerkę. Prawdopodobnie dlatego sąsiedzi nie słyszeli żadnego krzyku.
– Tak?
– Przy takim ciosie ból dosłownie paraliżuje ofiarę. Zaatakowany nie jest w stanie krzyknąć, prawie natychmiast traci świadomość i umiera. To zresztą preferowana przez wojskowych profesjonalistów metoda tak zwanego silent killing.
– Naprawdę? A co ze starym, dobrym sposobem zajścia ofiary od tyłu, zakrycia jej ust jedną ręką i poderżnięcia gardła drugą?
– Ten sposób jest przestarzały i nigdy nie był aż tak dobry. Wymaga zbyt dużej koordynacji i pewności ręki. Zaskakująco często żołnierze ranili się przy tym w dłoń zasłaniającą ofierze usta.
Aune się skrzywił.
– Zakładam, że mąż nie jest byłym komandosem czy kimś takim?
– Prawdopodobnie tak celny cios to absolutny przypadek. Nic nie wskazuje na to, by mąż miał zamiar jakkolwiek ukryć to zabójstwo.
– Zamiar? Chcesz powiedzieć, że to było zaplanowane działanie, a nie impuls?
Harry kiwnął głową.
– Córka wyszła pobiegać. Ojciec zadzwonił na policję przed jej powrotem do domu. Funkcjonariusze mieli być na miejscu przed kamienicą i nie dopuścić, żeby dziewczyna weszła na górę i znalazła matkę.
– Co