Lucyna Olejniczak

Kobiety z ulicy Grodzkiej. Aleksandra


Скачать книгу

zwykle miał obrażoną, zblazowaną minę. Na ścianach wisiały proporczyki klubów piłkarskich i dyplomy, na półkach stały puchary za udział w sportowych zawodach, o których wspominała ojcu. Paweł grał w piłkę ręczną. Na jednym ze zdjęć tkwił jak na pogrzebie na tle bramki do szczypiorniaka. Miał wtedy pewnie ze siedemnaście lat.

      Kiedy była w tym wieku, z pewnością nie zwróciłaby uwagi na takiego wypłosza i ponuraka.

      ***

      Niemal natychmiast po wejściu do mieszkania zaczęli się całować gorąco i szaleńczo, jakby się bali, że ktoś im to zaraz odbierze. Tę miłość i namiętność. Zrzucali z siebie ubrania po omacku, bo nie zdążyli zapalić nocnej lampki w sypialni. Każde z nich miało za sobą długi okres wstrzemięźliwości.

      Weronika wręcz nie pamiętała, kiedy ostatni raz znajdowała się tak blisko z Marcinem.

      A on traktował ją jak posiadacz. Władca. Tak był pochłonięty sobą, że dbał tylko o swoje potrzeby. Leżała pod jego ciężkim, cuchnącym alkoholem ciałem, czując, jak mąż dyszy w jej szyję albo w poduszkę, poruszając się rytmicznie, wręcz jak automat. Nigdy nie patrzył jej w oczy. Kiedy się zaspokoił, schodził z niej, kładł się na plecach i zapalał papierosa, z uśmiechem, z jakim wirtuoz pianista kłania się publiczności po udanym występie. To było jeszcze, zanim zaczął nałogowo pić i pojawiły się problemy z erekcją.

      Paweł okazał się zupełnie inny. Najpierw objął ją od tyłu w pasie i zaczął delikatnie całować jej szyję. Potem jego ręce znalazły się na jej piersiach. Rozpiął suwak sukni. Weronika zdjęła ją sama, podczas gdy on szybko ściągał koszulę. Zawsze wstydziła się swojej nagości, więc błogosławiła panujący w sypialni mrok, dzięki któremu mogła uchodzić za modelkę z żurnala. Paweł rozpiął haftki jej stanika i zaczął delikatnie dotykać piersi. Aż zamruczała. Poczuła się, jakby w jej wnętrzu rosło drzewo, rozgałęziające się po wszystkich zakątkach ciała. Rozebrali się do naga i opadli na staroświeckie łóżko. Ciepło skóry Pawła, jego gorący oddech i zapach włosów sprawiły, że przestała myśleć o czymkolwiek. Rozchyliła się jak kwiat, a on wszedł w nią delikatnie i najpierw poruszał się powoli, ale kiedy zachęciła go westchnieniami, przyspieszył. Oplotła go mocno nogami, szepcząc jakieś słowa, których nigdy by się po sobie nie spodziewała. Całował jej ucho, policzek i szyję. Był taki gorący. Tak bardzo jej pragnął.

      I patrzył jej w oczy.

      Oddała mu się bez reszty.

      ***

      To, czego doznała tej nocy z Pawłem, nie dało się porównać z niczym innym. Nie miała zbyt dużego doświadczenia i zawsze jej się wydawało, że Marcin w tych dawnych, lepszych czasach był dobrym kochankiem. Wprawdzie bez szaleństw i bez fajerwerków, ale sądziła, że tak właśnie powinno to wyglądać. Dopiero teraz, przy Pawle, odkryła, że miłość fizyczna może być czymś więcej niż tylko zwykłym zbliżeniem dwojga ludzi. Po raz pierwszy od wielu lat poczuła się kobietą kochaną i pożądaną, kimś, kogo potrzeby i zaspokojenie stawiane są na pierwszym miejscu. Miała ochotę płakać ze szczęścia.

      Nad ranem, po długiej wspólnej kąpieli, podczas której znowu się kochali, a potem wygłupiali jak dzieci, wróciła do ciepłego jeszcze łóżka z błogą świadomością, że wszystkie problemy i codzienne kłopoty odpływają gdzieś daleko, poza jej zasięg. Zniknęło nawet owo nieznośne, kłujące od środka uczucie lęku i zagrożenia, które dręczyło ją poprzedniego wieczoru. Przeciągnęła się z rozmarzonym uśmiechem.

      Muszę zadzwonić do rodziców, pomyślała leniwie. Że będę dzisiaj później. Jeszcze chwila, a zaczną się o nią martwić. Chociaż pewnie jeszcze odsypiają. Sylwestra spędzali w domu, ale jak znała życie, po północy tata nastawił płytę Czerwonych Gitar i zmusił mamę do tańca.

      Z kuchni doleciał do niej zapach smażonej jajecznicy na boczku i po chwili w drzwiach sypialni pojawił się Paweł, rozczochrany, w grubym szlafroku w kratę i z ogromną tacą w dłoniach.

      – Czy pani zamawiała śniadanie do łóżka? – Skłonił się głęboko, aż filiżanka z kawą niebezpiecznie zadźwięczała o spodeczek.

      – Nie śmiałam nawet o tym marzyć – odparła, siadając w łóżku i poprawiając kołdrę na kolanach. Oparła się plecami o dwie poduszki. – Ale bardzo chętnie skorzystam z tej fantastycznej oferty. Zwłaszcza że kelnerów macie tu państwo wyjątkowo przystojnych. I… kuszących.

      – Przeprowadzamy ostrą selekcję wstępną. Nikt poniżej aparycji Jamesa Bonda nie ma nawet co marzyć o tej pracy.

      – Właśnie widzę. Ale mógłby się pan agent 007 uczesać.

      – Zaraz to zrobię. Gdyby nie to, że jajecznica może pani wystygnąć, udowodniłbym od razu, jakie jeszcze my, kelnerzy, posiadamy talenty…

      – Udowodnił pan to już w nocy.

      – Było wspaniale.

      – Tak.

      – Szkoda, że nie możesz zostać do jutra.

      – Wiesz, że mam dzieci. Nie mogę ich zostawić na tak długo z dziadkami. Dzisiaj pójdziemy na sanki, póki jeszcze jest śnieg.

      – Jasne.

      – Chyba że od wczoraj stopniał.

      – Nie wydaje mi się. – Paweł odchylił zasłonę i spojrzał w okno. – Na moje oko jest go mnóstwo.

      Potem usiadł na łóżku obok Weroniki i z uśmiechem zaczął się jej przyglądać.

      – Uwielbiam sposób, w jaki smarujesz bułkę mas­łem – mruknął, targając jej włosy. – Robisz to takim powolnym, zmysłowym ruchem…

      – Przestań! – Zaśmiała się, usiłując ukryć zawstydzenie. – Nie mogę jeść w takich warunkach. Przyznaj, że po prostu masz ochotę na moją jajecznicę.

      Paweł, udając oburzenie, wyciągnął ręce w kierunku tacy.

      – Twoją? Ejże, masz zamiar zjeść porcję dla dwóch osób? Nie żartuj… Zrobiłem ją dla nas obojga, żarłoku.

      Weronika chwyciła leżącą z boku tacy serwetkę, żeby trzepnąć go po dłoni.

      – Ja ci dam, żarło… – nagle zastygła z uniesioną ręką i spojrzała na niego z niedowierzaniem.

      Pod serwetką leżał złoty pierścionek z cyrkonią.

      ***

      Paweł wstał, omal nie przewracając przy tym tacy ze śniadaniem, poprawił rozchylające się poły szlafroka, przygładził włosy, a następnie wziął pierścionek i ukląkł przed łóżkiem.

      – Wyjdziesz za mnie, kochanie?

      Nie musiała nic mówić, wyczytał odpowiedź w jej oczach.

      – Naprawdę? – spytała cicho, gdy tylko trochę ochłonęła. – Naprawdę tego chcesz? Wiesz przecież, że mam dzieci z Marcinem. Nie wiadomo, czy mogę jeszcze rodzić. W naszej rodzinie…

      Delikatnym ruchem położył dłoń na jej ustach.

      – Obiecuję być dla nich dobrym ojcem, nawet gdybyśmy nie mieli już wspólnych. Kocham je, bo są twoje. W dodatku to urocze dzieciaki.

      Westchnęła.

      – Waldek jest trudny…

      – Ma charakter. Ty też jesteś trudna.

      – Że co?

      Potarł nos.

      – Hm, no przeciwieństwo łatwej, rzecz jasna.

      – Aha. To mogę przyjąć.

      –