NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE
Na statku żeglugi przybrzeżnej m/s „Wanda”.
foto NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE
Wycieczkowy statek „Jadwiga” do września 1939 r. woził turystów z Gdyni do Gdańska, Helu i Jastarni.
foto NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE
Statek pasażerski m/s „Piłsudski” w nowojorskim porcie, 1935 r.
foto NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE
Na pokładzie m/s „Piłsudski”, 1935-1939 r.
foto NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE
Kapitan Mamert Stankiewicz na mostku kapitańskim. Obsługuje telegraf maszynowy, 1931 r.
foto NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE
„Dar Pomorza” – zakupiony ze składek mieszkańców Pomorza w 1929 r. dla Szkoły Morskiej w Gdyni.
foto NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE
Statek żeglugi przybrzeżnej m/s „Wanda”, 1933 r.
foto NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE
Generał Mariusz Zaruski w rozgłośni Polskiego Radia w Warszawie, 1930 r.
foto NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE
Menu warszawskiej restauracji z czasów II Rzeczypospolitej.
foto BIBLIOTEKA NARODOWA
Transatlantyk m/s „Batory”.
foto NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE
Rozdział 4. W zimowej stolicy Polski
Rozdział 4
W zimowej
stolicy Polski
Niezwykła kariera Zakopanego to w dużej mierze zasługa Tytusa Chałubińskiego i jego umiejętności promocyjnych. Lekarz z zawodu, a przyrodnik z zamiłowania w drugiej połowie XIX wieku odkrył Zakopane dla szerszej publiczności i potrafił je umiejętnie zareklamować. Miejscowy klimat miał być idealny dla chorych na płuca, a dzika tatrzańska przyroda – przyciągać wielbicieli turystyki górskiej. Niebawem pod Giewontem pojawili się więc pierwsi letnicy – inna sprawa, że dotarcie tam wówczas nie było najłatwiejszą sprawą.
Suchotnicy i turyści
„W pierwszym okresie, gdy Zakopane dopiero zaczęło karierę – wspominał malarz Rafał Malczewski – jeździ się do niego końmi wprost z Kleparskiego Rynku w Krakowie. Później powstaje kolej żelazna, prowadząca przez Suchą i Chabówkę do Nowego Sącza. Wtedy wynajmuje się góralskie furki w Chabówce, tak że w jeden dzień łatwo osiągało się Zakopane, popasając w Nowym Targu. Znowu upłyną lata – w końcu towarzystwo prywatne buduje kolej z Chabówki aż pod Giewont i to otwiera dostęp do Letniej Stolicy Polski, która z czasem stanie się też zimową, wolną od włodarzy, stojących czy siedzących na świeczniku, i wysoko postawionej biurokracji”58.
Początkowo do Zakopanego przyjeżdżali głównie gruźlicy i na ich potrzeby budowano sanatoria. Jak to w życiu bywa, działy się tam czasami sceny niemające wiele wspólnego z leczeniem, lecz dużo ze zwykłymi ludzkimi potrzebami. Malczewski miał na ten temat własne zdanie:
„Z wielu przedsiębiorstw stworzonych przez ludzi z dołów, czyli dólskich [przyjezdnych – S.K.], jedno tylko było góralskie, które zasłynęło: Zakład Wodoleczniczy dra Jerzego Chramca. (…) Iluż ludziom pomogło to byczenie się w tym zakładzie w towarzystwie pięknych kobiet i także chłopów, te wodolecznicze zabiegi, kąpiele słoneczne na gółkę, gdzie płcie były przegrodzone płotem z wybitymi sękami. Owe noce zabaw i reunionów, noce halnych wiatrów, gdy nikt nie trafiał do swoich pokojów, noce igrów i dnie leniwych spoczynków”59.
Podobno atmosfera w Zakopanem zawsze była przepojona erotyzmem, a gruźlica jeszcze wzmaga potrzeby seksualne. Zresztą ludzie stojący u progu śmierci często nie zwracają uwagi na obowiązujące normy obyczajowe, a chęć używania życia bywa szczególnie mocna wśród pacjentów młodego pokolenia.
„Gościa z wykończonymi płucami – kontynuował Malczewski – posyłano do sanatorium dra Hawranka. Stamtąd wychodziło się tylko w pozycji leżącej, w trumience, chyłkiem po nocy, w chwilach, gdy inni suchotnicy grali w karty lub gzili się międzypłciowo”60.
Pod Giewont trafiali również ludzie zafascynowani górską przyrodą. W 1907 roku w Zakopanem osiadł kompozytor Mieczysław Karłowicz. Był znakomitym taternikiem specjalizującym się w samotnych wspinaczkach, należał do pionierów narciarstwa na ziemiach polskich. Zginął podczas jednej z takich wypraw – w lutym 1909 roku pod lawiną u stóp Małego Kościelca. W chwili śmierci miał zaledwie 33 lata i dopiero zaczynał karierę muzyczną. Niewykluczone, że gdyby żył dłużej, polska muzyka poważna wzbogaciłaby się o kolejnego twórcę miary Chopina czy Szymanowskiego…
Narty i lukstorpeda
„Aż do wybuchu drugiej wojny światowej – wspominała Magdalena Samozwaniec – Zakopane odgrywało w Polsce rolę wielkiego literacko-artystycznego klubu. Kto z braci artystycznej raz łyknął tego zaczarowanego powietrza, musiał już albo przyjeżdżać tu kilka razy do roku, albo też tak się czuł wszędzie źle, że osiadał w Zakopanem na stałe. Słynny w okresie międzywojennym pianista holenderski, Egon Petri, przyjechawszy tam raz ze swoim koncertem, oświadczył, że nigdzie indziej już mieszkać nie będzie, kupił willę w Zakopanem i stamtąd wyjeżdżał na swoje artystyczne tournée”61.
Faktycznie, w czasach II Rzeczypospolitej w Zakopanem można było spotkać pełny przekrój polskiego środowiska artystycznego – malarzy, architektów, rzeźbiarzy, pisarzy, poetów, kompozytorów, muzyków. Właściwie trudno wymienić nazwisko człowieka znaczącego dla kultury polskiej, który nie spędziłby części życia pod Giewontem. Kogo tam nie było! Witkacy, Stryjeńscy, Zamoyski, Samozwaniec, Pawlikowska, Kossak, Szymanowski, Rubinstein, Kochański, Nałkowska, Makuszyński, Słonimski, Tuwim, Iwaszkiewicz, Czermański, Leśmian, Wierzyński (on nawet ślub wziął w Zakopanem), Boy, Krzywicka. Przyjeżdżał także Bruno Schulz, który wyjątkowo nie lubił opuszczać rodzinnego Drohobycza.
„Równocześnie z powstaniem knajp rosną sanatoria – wspominał Malczewski. – Więc najpotężniejsze sanatorium nauczycielskie na zboczach Furmanowej. Pocztowcy (…) otrzymują dość porządny, całkiem nowy budynek z jeszcze lepszą nazwą: »Odrodzenie«. Sanatorium pp. Dłuskich zmieniło się w wojskowe pod nazwą Józefa Piłsudskiego, zakład wodoleczniczy Chramca już dawno zakupił Czerwony Krzyż. (…) W »Ślązaczce« tkwi gruźlicza policja Śląska, w »Księżówce« leczą się księża. Kto opuszcza już ten świat, przenosi się do Hawranka, prowadzonego przez dwóch synów założycieli firmy »Hawranek i Śmierć«. Tymczasem jednak gruźlicy siedzą tylko po sanatoriach, zwłaszcza w zimie, gdy zjeżdża pod Giewont co najzdrowsze w Polsce i nie chce się mieszać z chorymi. Co najwyżej pokojówka, która wykaszluje po cichu swoje płuca pod