Александр Усовский

Lecz imieniem Twoim…


Скачать книгу

Ilya poznał córkę koronnego podskarbiego Andrzeja Koscieleckiego Beatę, dziewczynę w wieku dwudziestu dwóch lat, serdeczną współtowarzyszkę królowej Bony Sforzy. Beata całe swoje życie spędziła wsród intryg krolewskiego dworu, więc szybko zawróciła głowę młodego księcia. Sześć miesięcy później Ilya ogłosił zaręczyny z młodą Kościelecką – i jak szeptano w każdym zakątku na Wawelu, córką Zygmunta Starego i Katarzyny Telniczanki, którą król Polski wydał za Pana Kościeleckiego…

      Komisarz skinął głową.

      – Tak, słyszałem tę historię, czasy te wyróżniały się wyjątkową frywolnością manier.

      – Eee tam, Panie Stasiu, gdyby to była tylko kwestia frywolności… Jak umarła Barbara Radziwiłłówna, oczywiście, że słyszał Pan?

      – Tą historię z jabłkiem? Wielu ludzi uważa za sprytną fikcję…

      Szlachcic wzruszył ramionami.

      – Też sądziłbym, że to jest nic więcej niż straszna bajka – gdyby był młodszy… A kiedy masz pięćdziesiąt pięć lat, zdajesz sobie sprawę, że ludzka bezduszność i podłość nie ma granic. Barbara, nich ziemia będzie jej lekką, bardzo możliwe, że nie była przykładem moralności, a opowieści o jej romansach miłosnych prawdopodobnie miały jakąś podstawę – ale Zygmunt August poślubił je z własnej woli, więc wiedział, co robił. Tym małżeństwem jednak król wrzucił pasmo płonącej słomy do gniazda szerszeni – oburzenie polskiej szlachty nie znało granic! Litwinka Barbara Radziwiłłówna Królową Polski – to było zarówno jak dla magnactwa koronnego, tak i dla królowej matki jak ostrze noża przy gardle. A śmierć nieszczęsnej Litwinki była spotkana z cichą radością na Wawelu… Przecież wie Pan, z jakiej rodziny pochodziła Bona Sforza?

      – Tak, Panie Sławomirze, Bona jest dziedziczką rodzin Medici, Sforza i Borgia.

      Szlachcic pokiwał głową z satysfakcją.

      – Borgia. Najbardziej znani truciciele w całych Włoszech, którzy puścili na tamten świat gro ludu. Nie byłem obecny przy tej akcji, ale jestem gotów dać rękę do odcięcia – tak to właśnie było. Bona Sforza posmarowała jedną stronę ostrza noża trucizną, przecięła nim jabłko oraz tą część owoca, którą dotknęła połowa ostrza z trucizną, dała Barbarze Radziwiłłównie. Ta przyjęła poczęstunek, a miesiąc później umarła w strasznych męczarniach… Borgia bardzo dobrze znała się na truciznach!

      Komisarz od pomiarów z powątpiewaniem pokręcił głową.

      – A czy Pan sądzi, że Beata Kościelecka czerpała umiejętności sztuki trucia od Bony Sforzy?

      – Nie mam wątpliwości! Zło zawsze usiłuje się uchwycić jak najwięcej – miasta, wioski, ludzkie dusze… Bez tego gaśnie ono i znika!

      – Więc śmierć Ilyi Ostrogskiego…

      – Więc śmierć najstarszego syna księcia Konstantego jest dziełem rąk ludzkich, lecz nie jest sprawą Pana Boga!

      Pan Stanisław wzruszył ramionami.

      – To nie do wiary, że to… Nie bardzo się znam na historii starożytnej, ale myślę, że już sto lat temu lekarze byli na tyle uzdolnieni, aby diagnozować zatrucie…

      – Tak – gdyby było dozwolono im obejrzeć ciało. Ale książę Ilya, potłuczony upadkiem z konia podczas turnieju w trzeci dzień uroczystości weselnych, był przez siedem miesięcy pod nadzorem lekarza rodzinnego Ostrogskich i nikt więcej z synów Hipokratesa nie mógł go odwiedzić. Początkowo ból pleców, przeszywające kłucie w boku i codzienne poranne dolegliwości z mdłościami i wymiotami nie przeszkadzały mu zbytnio, małżonkowie nawet wyjeżdżali na polowanie, gdyż wiadomo, że książe Ilya w Puszczy Krzemienieckiej gonił niedźwiedzia, ale i obowiązki małżeńskie młody mąż spełniał regularnie. Lecz w lipcu tysiąc pięćset trzydziestego dziewiątego roku nie mógł już podnieść się z łóżka. Wszystkie wysiłki lekarza rodzinnego i młodej małżonki były bezskuteczne. Co wieczór Beata osobiście nakładała na ciało księcia cudowny balsam i podawała do picia mu eliksir z ziół leczniczych, wysyłanych do niej z Krakowa i Drezna – ale młody książę każdego dnia stawał się coraz słabszy. W końcu zmarł dwudziestego sierpnia, pięć dni przed tym podpisawszy testament, zgodnie z którym cała jego własność – niezliczona, powiem Panu, należała do niego prawie połowa Wołynia – została przydzielona im… nienarodzonemu dziecku. Beata była wtedy w ciąży i niedługo czekała na poród…

      Pan Stanisław przytaknął skinieniem głowy.

      – Tak, słyszałem o tym, urodziła córkę, Elżbietę, na Wołyniu wołali ją Halszką. Biedna dziewczynka, to bogactwo nie przyniosło jej szczęścia, jak mówiono w naszym domu, straciła rozum i umarła, opuszczona przez wszystkich, samotna, bezdzietna…

      Szlachcic uśmiechnął się pod wąsem.

      – A tutaj, Panie Stasiu, pozwól Pana poprawić. Od tego momentu, przepraszam, właśnie zaczyna się ta historia, którą stara niańka z Husiatynia mi powiedziała…

      – Ale spotkał ją Pan w listopadzie tysiąc pięćset osiemdziesiątego czwartego roku, jak dobrze pamiętam Pana opowieść?

      – Zgadza się, Panie Stanisławie.

      – A małżonka księcia Ilyi porodziła dziecko…

      – Dziewiętnastego listopada tysiąc pięćset trzydziestego dziewiątego roku. Panie Stasiu, czy Pan ma wątpliwości, że szwankująca na rozumie staruszka z Husiatynia, mogła pamiętać wydarzenia sprzed czterdziestu pięciu lat?

      Komisarz opuścił oczy zawstydzony.

      – Nie to, żebym wątpił, ale to wszystko brzmi jakoś… jak bajka…

      Szlachcic uśmiechnął się.

      – Cóż, przedstawiam Panu bajkę, ale czy Pan w nią będzie wierzył lub nie – to Pana sprawa…

      Komisarz od pomiarów skinął głową.

      – Zgadzam się z Panem, Panie Sławomirze. Więc co powiedziała Panu ta stara kobieta z Husiatynia?

      Szlachcic nieśpiesznie pokroił półgęska, zjadł go ze smakiem, popił dobrym łykiem zbitnia – a dopiero potem, zwracając się do swojego rozmówcy, odpowiedział:

      – Ta stara kobieta, jak ona mi powiedziała w podziemiu domu podstarosty husiatyńskiego, nazywała się Janina Lisowska, urodziła się w rodzinie Andrzeja Lisowskiego, szlachcica herbu Jeż, który poległ przy szturmie Marienwerdera w wojnie pruskiej; matka oddała swoją córkę do służby w rodzinie Ostrogskich, więc do narodzin Elżbiety mieszkała ona w pokojach księcia Konstantego Iwanowicza w Turowie, służąc wdową księżnej. Kiedy w rodzinie najstarszego syna księcia, która właśnie poniósła ciężką stratę, pojawiło się dziecko, dziewczynka – Janinę przeprowadzili do Ostroga, i ona została opiekunką małej Elżbiety, ponieważ jej matka nie mogła właściwie zadbać o niemowlę – wszystkie siły Beaty były ukierunkowane na rozprawę z opiekunem brata jej zmarłego męża. W roku śmierci Ilyi jego brat Bazyli skonczył dopiero trzynaście lat, więc Beata miała szansę zostać spadkobierczynią majątku całej rodziny – zwłaszcza, że owdowiała księżna sama nie zawracała sobie głowy sprawami doczesnymi. Ale książę Jerzy Symeonowicz, brat wdowej księżnej, który został opiekunem Bazylego, nie tylko zdołał powstrzymać ingerencję Beaty do Wołyńskich posiadłości rodziny Ostrogskich, ale także postanowił poważnie zbadać tajemniczą śmierć Ilyi Konstantynowicza. Dlatego Beata całą swoją siłę wykorzystywała na konfrontację z rodziną szwagra… – Po tych słowach Pan Sławomir uśmiechnął się smutno.

      – Więc ta Janina była małej Halszce zamiast matki? – spytał Pan Stanisław.

      – I nawet