Pani Janiny działy się tam niesamowite rzeczy. Następnego dnia po uczcie, Elżbieta poprosiła matkę, aby pozwoliła jej jechać na spacer konny – chociaż nigdy do tej sztuki, jazdy w siodle, nie wykazywała żadnego zainteresowania, pomimo tego że nauczyła się jej. Na początek Beata zdecydowała się pojechać wraz z córką – ale potem, jak to zdarza się z kobietami, zmieniła zdanie, prosząc o towarzystwo dla młodej księżniczki księcia Bazylego. A kiedy Elżbieta, książę Ostrogski, hajducy, powodni kozacy choragwi dworskiej i posłańcy, orszakiem o dwustu jeźdźców opuścili bramy zamku – na brzegu Wilii spotkał ich młody Sanguszko ze swoimi ludźmi. Spacer trwał niemal do samego wieczora – następnego dnia wszystko się powtórzyło. Młoda księżniczka nagle została miłośniczką konnej jadzy, i każdego dnia zapuszczali się coraz dalej, czasem aż do klasztoru Świętej Trójcy w Meżyriczu, czasem do Rozważu, a czasami nawet do Netiszyna na Gorynie! Na szczęście zima w tym roku była łagodną, mrozy nie były za mocne, lód na rzekach był zaledwie pół wierszka – dlaczego nie miałaby jeździć by dziewczyna?
– Rozumiem, że księżniczka nie jezdziła sama? – żartobliwie zapytał Pan Stanisław.
Starszy szlachcic się uśmiechnął.
– Wiadomo, nie sama. Hajducy towarzyszyli jej – zawsze z trzema lub czterema, powodnymi, kozakiem z sotni dworskiej z szablą i arkebuzem… ale i Pan Dymitr Sanguszko ze swoimi służącymi. Początkowo książę Bazyli brał udział w tych spacerach – ale nie był zadowolony z nich, już podczas trzeciej wyprawy wyruszyła jego siostrzenica w towarzystwie wiernego człowieka księcia, szlachcica Mariana Gigoły. Szlachcic musiał strzec księżniczki przed wszelkimi rodzajami niebezpieczeństw, a przede wszystkim chronić jej honor – ale będąc leciwym mężczyzną, oprócz tego skłonnym do dobrego kubka, zwykle tuż przy bramie zamku opuszczał orszak i jechał do korczmy Nachima z Berdyczowa – gdzie zwykle spędzał czas do powrotu spacerowiczów, składając hołd dobrym miodom i gorzałce, na szczęście Pan Dymitr hojnie opłacał jego uczty… – Pan Wierenicz uśmiechnął się spod wąsów.
– Czy to Pani Elżbibeta spędzała cały czas w towarzystwie księcia Dymitra? Bez odpowiedniego nadzoru?
Starszy szlachcic rozłożył ręce.
– No przecież jak młodzi zakochani zechcą być obok siebie – nie pomoże nie tylko stróż, ale mury forteczne w kilka tuzinów sążni będą bezsilne… Tym bardziej akurat to był tydzień maślany, święta, poczucie wiosny… Sprawy młodych! Ale, Panie Stasiu, nie miej Pan złych myśli – Pan Dymitr, chociaż był odważny szlachcic i śmiały do szaleństwa – ale pojecie o honorze miał doskonałe. Z Elżbietą tylko między sobą rozmawiali – ale, jak mówiła Pani Janina, rozmowy te były takie, że za każdym razem, wracając do zamku, młoda księżniczka płonęła jak róża majowa…
– Jezusie kochany, nawet nie myślałem nic takiego… A co z Beatą? Jak ona na to patrzyła?
Starszy szlachcic westchnął
– Nikt nie mógł zrozumieć tej kobiety – tym bardziej zwykła niańka…. Janina mówiła, że po pierwszych zalotach młodego Sanguszki do jej córki wdowa księcia Ilyi całkiem przychylnie postępowała – książę Dymitr był szlachetny, bogaty, odważny, swoj szlachecki tytuł niczym nie zaplamił – i kiedy wysłał na święto Matki Boskiej Gromniczną do niej bliskiego bojara z zapytaniem o eweltualnych zaręczynach – Beata zareagowała na to bardzo przyjaźnie…
– A co z decyzją Sejmu w Wilnie? Pani Kościelecka nie mogła go zaniedbać, a książę Sanguszko też wiedział o niej…
Pan Wierenicz machnął ręką.
– Kto, będąc młodym, poważnie podąża za rozkazami starszych – choć w rodzinie, choć w kraju? Książę Dymitr widział tylko Elżbietę, jej szkarłatne policzki i figlarne oczka – co miała do tego decyzja Sejmu? A Beata, kompanka królowej-matki, prawdopodobnie wierzyła, że w razie potrzeby Bona Sforza każe synowi, co powinien zrobić…
– Ale, o ile pamiętam, wszystko potoczyło się wbrew woli młodego Sanguszki?
Starszy szlachcic westchnął.
– W Wielki post Beata wyjechała do Krakowa – w Ostrogu o tej porze nie miała nic do roboty, książę Bazyli, choć nie był gospodarzem zamku, ale był najstarszym mężczyzną w rodzinie, a będąc człowiekiem o mocnej wierze, utrzymywał dwór i zamek w surowości, pobożności i szacunku dla prawa prawosławnego. Post i modlitwa – co jest w tym ciekawego dla takiej osoby, jak Beata? Na Wawelu miała bardziej wesoło. Wróciła dopiero na Wielkanoc – a do tego czasu w Ostrogu wszyscy byli już pewni nadchodzącego ślubu młodej Elżbiety i Dymitra Sanguszki, czekali tylko na pełnolecie księżniczki Ostrogskiej. Czternaście lat powinna była skończyć w listopadzie…
– I co Beata?…
– Beata wysłała do księcia Sanguszki bezwarunkowy wymóg, aby opuścił zamek wraz z jego sługami i bliskimi bojarami. Natychmiast po przyjeździe. To był grom z jasnego nieba – wszyscy czekali od matki Elżbiety czegoś całkiem innego… Nikt w Ostrogu nie mógł niczego zrozumieć – za wyjątkiem księcia Dymitra. Pani Janina była w przyjaźni z pokojówką księżnej Anny Iwanowny – i ta powiedziała, że książę Dymitr, po otrzymaniu tak nieprzyjaznej wiadomości od Beaty, przez całą noc się miotał w swoich pokojach, powtarzając „Bądź przeklęta, francowata Włoszko!”
– Ale…czy to królowa-matka, Bona Sforza, zakłóciła ten ślub? – zdziwił się Pan Stanisław.
– Ledwo nie zakłóciła.
– O tak, oczywiście, pamiętam, książę Dymitr wbrew pozorom połączył się z młodą księżniczką Ostrogskiej… Jednak był człowiekiem krnąbrnym i upartym, ten młody Sanguszko!
Leciwy szlachcic skinął głową.
– Desperat, co tu mowić… Ale Panie Stasiu, rozważ Pan tutaj, że ślub księcia Bazylego i Zofii, córki Pana Jana Tarnowskiego, Wielkiego hetmana koronnego, był już wyznaczony w dniu święta Trójcy. Okazało się, że Bazyli był pożądanym narzeczonym, a księciu Dymitrowi Beata wystawiła dynię, jak to było w tradycji rosyjskich województw wśród szlachty… To był podwójna obraza! To było w ogóle nie do zniesienia!
– Ale czy młody Sanguszko jednak opuścił Ostrog?
Pan Wierenicz rozłożył ręce.
– A co mógł zrobić? Tego samego dnia, bez opóźnień – honoru miał obficie… I wraz z nim wyjechał książę Bazyli, udał się do siebie, w Turów. Ale ani książę Dymitr do Kowla, ani młody Ostrogski do Turowa – wciąż nie dojechali. Oba pojazda zatrzymały się w Klewaniu, w zamku Czartoryjskiego.
– W tym, który w czasach Jarosława Mądrego był Koływaniem? – błysnął erudycją Pan Stanisław.
Szlachcic skinął głową.
– Tak jest. Książęta obozowali w Klewaniu, wymyślając, jak zrealizować plan małżeństwa Dymitra i Elżbiety – ponieważ teraz Sanguszce po prostu nie było gdzie się wycofać. Można było znieść upokorzenie od matki króla, choć wymagało to znacznego hartu ducha. Ale od bękarta?!? To było po prostu nie do pomyślenia!
– Ale Beata jednak była córką Zygmunta Starego… – zaprzecił komisarz.
– Bękartem była! – odciął starszy szlachcic. I dodał już łagodniejsze: – Panie Stasiu, w tej sprawie ja, przepraszam, jestem stronniczy i jestem po stronie młodego Sanguszki – więc moja historia nie będzie kroniką Nestora… Jestem stary, sentymentalny i kocham wszystkie takie bzdury o miłości, niech mi Pan to wybacy wielkodusznie… a młody książę Dymitr i Elżbieta kochali