Александр Усовский

Lecz imieniem Twoim…


Скачать книгу

miast i zamków z sześciuset czterdziestoma trzema miasteczkami i wioskami, gospodarstwami, zaściankami i osadami – razem ponad sześćdziesiąt tysięcy chłopów pańszczyźnianych. Miała także prawo do otrzymywania cła na wywóz zboża i lasów, polowań w Puszczy Krzemienieckiej, myta od kupców handlujących z Krymem… Elżbieta – a raczej jej matka – otrzymywała dochody z zamków, ziem uprawnych, łąk, pastwisk, ogrodów, gruntów ornych, lasów, gajów, pasiek, goscińców, fabryk, targów, myta, przewozu, mostów, jezior, stawów, rzek, lowów ryb, młynów, stad bydła domowego i z roboty niewolników i niewolnic. Rocznie to wszystko przynosiło w tamte czasy co najmniej sto pięćdziesiąt tysięcy kop litewskich groszy!

      Komisarz westchnął ciężko.

      – Skarbiec obecnie nie może nawet marzyć o takich dochodach…

      Pan Sławomir rozłożył ręce.

      – Panie Stasiu, ale nie można nawet porównywać – dochody z majątku Wielkiego księcia, czy Korony a ordynację Ostrogską! Książę Janusz, wnuk Jego Mości Konstantego Iwanowicza, piętnaście lat temu, wydobył w Sejmie przywileja odnośnie dalszej niepodzielnością ziem Ostrogskich – więc po wszystkich podziałach i konfiskacjach ten majorat, jak teraz to się nazywa po niemiecku, nadal składa się z trzech tuzinów miast i zamków oraz sześciuset wiosek i zaściankow! A w czasach Jego Mości księcia Bazylego, gdy był władcą prawie całego Wołynia i Podola – roczny dochód domu Ostrogskich wynosił sześćset tysięcy kop litewskich groszy! Bogactwo tej rodziny było niezliczone…

      – Ale, jak pamiętam, Beata również domagała się tego majątku? Choć według woli świętej pamieci księcia Ilyi nic nie dostała? – zapytał komisarz.

      Pan Sławomir skinął głową.

      – Oczywiście! Dlaczego niby najpierw zawróciła głowę najstarszemu synowi Wielkiego hetmana, a potem doprowadziła go do śmierci? Ale, ku jej nieszczęściu, okazała się zbyt chciwa – żądajac nie tylko całej spuścizny swojego zmarłego małżonka, ale także ziemi owdowiałej księżnej i księcia Bazylego. Tym samym rozpętała waśń i przyniosła do własnej rodziny nasiona wzajemnej nienawiści… Małostkowy i chciwy drapieżnik, pozbawiony inteligencji, nie znający honoru i godności – oto kim była ta Beata Kościelecka, i to nie tylko opinia Janiny Lisowskiej, ale wszystkich tych ludzi, którzy znali wdowę księcia Ilyi. Chciwość zniszczyła ją, zarówno jak i jej dom, wieczny odpoczynek racz dać Boże jej nieszczęśliwej duszy…

      Pan Stanisław westchnął.

      – Stara, jak świat historia… Ale co z Halszką? Obiecał Pan ujawnić tajemnicę, związaną z jej losem?

      – Jak obiecałem – zrobię to. A raczej opowiem Panu, co Janina Lisowska powiedziała mi w listopadzie tysiąc pięćset osiemdziesiątego czwartego roku w Husiatyniu.

      Tak więc, mała Elżbieta dorastała, nie widząc łaski rodzicielskiej – ojciec, jak powiedziałem, oddał duszę Bogu trzy miesiące przed jej narodzinami, matka z całą swoją istotą walczyła się z młodszą gałęzią Ostrogskich, prawie zapominając o swojej córce – dopóki w roku tysiąc pięćset czterdziestym drugim Wielki Książe nadaną mu władzą nie zakazał waśni Ostrogskich, skarg i oszczerstw, które bardzo zniesmaczyły jego, tak również Wielkiego podskarbiego Litewskiego, który musiał te swary łagodzić. Komisja, wysłana przez Zygmunta Starego do Wołynia, podzieliła spuściznę Jego Mości księcia Ilyi w sposób następny: przypisała Ostróg i okoliczne wioski wdowie, natomiast Połonne, Czudnów, Meżyricz, Litowiż oraz Kropiłów wraz z okolicznymi zamkami, miasteczkami, wioskami, osadami i gospodarstwami – dla córki. Jednak biorąc pod uwagę nieletność Halszki, Beata przejęła wodze rządzenia całością spuścizny – zaniechawszy jednak spór z opiekunem księcia Bazylego o ziemie poza Prypiecią oraz Wołoczyskę z małymi miasteczkami… Wydawało się, że wszystko się poukładało, Beata otrzymała dochody, o których marzyła w latach panieńskich – ale niestety zamiast tego, żeby się zająć wychowaniem córki, pogrążyła się do próżniactwa, snobizmu i pozerstwa oraz rywalizacji w megalomanii przy dworze Krakowskim, odwiedzając Ostróg tylko na krótki czas… Natomiast wujek Elżbiety, młody książę Bazyli, coraz częściej zaczął odwiedzać zamek ojca – i za każdym razem jego wizyty stawały się dłuższe… Córka Ilii ujrzała w wuju ojca – którego ona, niestety, nigdy nie poznala za życie.

      Kiedy młoda Elżbieta skonczyła dwanaście lat, Sejm w Wilnie, na specjalnie zwołanym posiedzeniu, przyjął rezolucję w sprawie losu młodej księżniczki Ostrogskiej. Nie mogła wyjść za mąż bez zgody opiekunów – to byli jej wuj książę Bazyli Ostrogski, król Zygmunt August oraz stary książę Sanguszko, starosta Winnicki i Bracławski, marszałek ziemi Wołyńskiej. Książę Bazyli był mocno zaprzyjaźniony ze synem starego Sanguszki, Dymitrem. Młody Sanguszko, będąc starostą Żytomierskim, a od roku tysiąc pięćset pięćdziesiątego drugiego Kaniowskim i Czerkaskim, choć był młody, ale w pełni się pojadł gorzkiego chleba wojny, ponieważ co roku musiał odpierać najazdy tatarskie…

      Komisarz od pomiarów nagle się ożywił.

      – Tak, pamiętam! To jest ten Sanguszko, który chwycił księżniczkę Połubińską i trzymał ją w niewoli, zamierzając poślubić ją wbrew woli jej krewnych, a następnie zabrał młodą księżniczkę Ostrogska do Bohemii, gdzie zginął?

      – Tak, to on, Panie Stasiu, przepraszam… A Pan dobrze się zna na historii ubiegłego wieku!

      Pan Stanisław westchnął.

      – Złote czasy, Panie Sławomirze, złote czasy…

      – Pozwolę sobie nie zgodzić się z Panem, Panie Stanisławie. Tak, nie było wielkich wojen, podobnych do Iinflańskiej, a Korona i Księstwo żyły spokojniejsze i dostatniejsze – ale nawet wtedy zdarzały się tragedie…

      Komisarz skinął głową.

      – Tak, historia księcia Dymitra Sanguszki jest prawdziwą tragedią greckiego układu…

      Pan Sławomir tylko machnął ręką.

      – Eee tam, Panie Stasiu, w porównaniu do naszej historii – co tam Ajschylos, Sofokles oraz Eurypides! – Po chwili zastanowienia kontynuował: – A więc o młodym Sanguszce. Po raz pierwszy przybył do Ostrogu w roku tysiąc pięćset pięćdziesiątym trzecim, tuż przed świętem Trzech Króli – a za nim, mimo młodego wieku, rozciągał się ołbrzymi tren rozmaitych plotek i kłamstw. Które nie zawsze były kłamstwami…

      Komisarz pokręcił głową.

      – Ale księżniczkę Marynę Połubińską zabrał na siłę, zabrał wprost z ojcowskiego domu?

      – Zabrał, tak. Desperat, co tu zrobisz! Ale trzeba mieć wobec niego pobłażliwość, dziadek księżniczki, książe Bazyli Andrejewicz, starosta Mścisławski, przed śmiercią obiecał młodemu Sanguszce rękę swojej wnuczki – a Dymitr Fiodorowicz chciał tylko uniknąć kolizji losu…

      – Ale dlaczego wtedy nie poślubił księżniczki Maryny? Połubińscy są Gediminowiczami, rodziną szlachecka, pochodzącej od Olgerdowiczów…

      Pan Sławomir ironicznie spojrzał na swojego rozmówcę i odpowiedział:

      – A księżniczce Marynie w tym roku drogę przekroczyła Anna Jagellonka…

      Komisarz ze zdumienia aż wstał.

      – Jak to?

      – A tak. – Zadowolony z efektu, stary szlachcic uśmiechnął się spod wąsów. – Młody Sanguszko nie tylko miał zdesperowaną głowę i talent wojownika, jakich mało na Litwie – z wygłądu był taki przystojny, jak anioł… To według Janiny Lisowskiej, która zobaczyła go po raz pierwszy podczas święta Trzech Kroli w zimie tysiąc pięćset pięćdziesiątego trzeciego roku. A o