Panie Stasiu, jak pisał Szekspir, "jest wiele rzeczy w świecie, bracie Horacy, o których naszym mędrcom się nie śniło"…
Młody Sanguszko i Anna Jagellonka spotkali się na balu królewskim na apostoła Filipa, w przeddzień postu Bożonarodzeniowego, w listopadzie tysiąc pięćset pięćdziesiątego drugiego roku. Królewna jak tylko zobaczyła księcia Dymitra – wnet zapłoneła do niego gorącą namiętnością. Tego samego wieczoru młody Sanguszko otrzymał list od Anny Jagellonki – nie pozostawiający żadnych wątpliwości co do intencji królewny; Książę Dymitr, zawstydzony i zdumiony, nie odważył się odpowiedzieć – a trzy dni później otrzymał drugi list, na który już ułożył odpowiedź. Lecz Anna Jagiellonka nie dostała tego listu, bo służącego, który niósł pismo, zatrzymała Bona Sforza. Królowa-matka była na tym samym balu, widziała, jak jej córka patrzy na młodego Litwina – i, oczywiście, wszystko pięknie rozumiała. Dzięki swoim sługom dowiedziała się o rozpoczęciu powieści epistolarnej i postanowiła zdławić ją w najbardziej zdecydowany sposób. Więc odpowiedź Dymitra Sanguszki trafiła nie do królewny Anny, lecz do jej matki…
Następnego ranka młodemu ksieciu był odczytany dekret Wielkiego Księcia Litewskiego, by natychmiast udał się do Bracława szykować prowincję do nadchodzącego najazdu Tatarów, ale werbalnie było dodane, by juz nigdy więcej nawet nosa nie pokazywał na Wawelu, źeby uniknać najgorszych nieszczęść w swiecie…
Młody Sanguszko, będąc poddanym Wielkiego Księcia Zygmunta Augusta, nie ośmielił się zaniechać dekretu – ale gniew i pragnienie zemsty za upokorzenie po prostu ogniem wypalały całą jego istotę… Natychmiast wyjechał z Krakowa – ale ani w swoim rodowym zamku w Kowlu, ani w Bracławiu, gdzie kazano mu jechać – nie pojawił się, a przez następne dwa miesiące miotał się na Rusi Litewskiej, nie wiedząc, jak zgasić swój gniew i gorycz… Nie zapomijmy, że Sanguszki są z rodu Gediminowiczów, pochodzenie swoje wiodą od Lubarta, Jagielloni nie są im równi. Z oburzenia, które dręczyło jego duszę, młody książę całkiem zapomniał o młodej księżniczce Połubińskiej, pozostawionej pod opieką ciotki Teodii Andrejewny i został pochłonięty niezdolnością pomszczenia za upokorzenie – pamięta Pan, że Zugmunt August, jak by to nie było, był królem i Wielkim Księciem…
I z tego palącego smutku książę Dymitr pojechał do Ostroga – mając nadzieję, że w towarzystwie Jego Mości młodszego Ostrogskiego pozbawi się goryczy przy chmielowych ucztach… Ale chodziło mu nie o Annę Jagiellonkę, chociaż uwaga królewny była pochlebna dla młodego księcia – był on wsciekły z pogardy, którą nie da się odkupić. W każdym bądź razie, tak to opowiadała Janinie Lisowskiej pokojówka Anny Iwanowny, matki młodego księcia. Ale duszy kobiety w takich przypadkach nie da się okłamać – kobieta wyczuwa to nie umysłem swoim, ale sercem…
No… a teraz o pierwszym przybyciu Dymitra Sanguszki do Ostroga. Przyjechał tam, płonąc słusznym pragnieniem zemsty – której, niestety, nie mógł w żaden sposób zaspokoić. I nagle, na obiedzie, podanym z okazji przybycia wybitnych gości, spotyka młodą Elżbietę!
О tym wydarzeniu Janina Lisowska opowiadała w szczegółach – przecież to było początkiem tragicznego epilogu życia młodego księcia. Dymitr Sanguszko wszedł do sali kominkowej w książęcych pokojach; przy głównym stole siedzieli jego matka, owdowiała księżna Anna Iwanowna, książę Bazyli oraz przyszły teść młodego Ostrogskiego, Wielki hetman koronny Jan Tarnowski; natomiast przy stole gościnnym – stary książę Czetwertyński, który zatrzymał się w Ostrogu po drodze do Wilna, koronny pościelniczy Koniecpolski, zaproszony przez księcia Bazylego do omówienia niektórych spraw – i Beata, która przybyła godzinę wcześniej.
Równocześnie z młodym księciem do sali weszła młoda Elżbieta w towarzystwie niani – ziewczynka dopiero skończyła trzynaście lat, dopiero zaczęła poznawać swoją kobiecość, była świeża, młoda, nieśmiała i urzekająca swoją bezpośredniością… w tym miejscu słowa Janiny mogły wywoływać pewne wątpliwości, bo Elżbieta była prawie jej córką. Ale w każdym razie, dla młodego księcia, dziewczyna, która weszła z nim do sali, została najlepszym lekarstwem przeciwko dręczącego jego pragnienia zemsty i gorzkiej świadomości tego, że nic z tym nie da się zrobic, – jestem starym człowiekiem i doskonale rozumiem uczucia, Dymitra Sanguszki podczas spotkania z młodą Elżbietą… Młodość jest zawsze urocza! – zakończył swój monolog szlachcic i mocno przypił się do kubka z miodem.
– Ile lat miał wtedy książę Dymitr? – żwawo zapytał komisarz.
– Dwadzieścia dwa lata.
– A księżniczka Ostrogska, mówi Pan, trzynaście?
– Zgadza się. Nic dziwnego, że między nimi błysnęła iskra – to jest młodość, nic na to nie poradzisz…
Zresztą Pani Janina na Boga przysięgała, że na początku między księciem Dymitrem a księżniczką Elżbietą nie było nawet rzucone przypadkowego słowa – siedzieli po przeciwnych stronach przy stole, młoda księżniczka z musu odpowiadała na jakieś pytania matki, Dymitr usiłował podtrzymywać rozmowę z księciem Bazylim – także bez powodzenia. I tylko wtedy, gdy ich oczy się spotykały – szkarłatny rumieniec nagle się pojawiał po obu twarzach… Ale Janina Lisowska nie jedyna to zauważyła – pod koniec obiadu księżna Sanguszko poprosiła syna, aby poświęcił jej trochę czasu. Jak wie Pan, Panie Stanisławie, kobiety umieją zachować tajemnice – ale tylko wszystkie razem, wspólnie… Wieczorem szczegóły rozmowy Anny Iwanowny z księciem Dymitrem znane były wszystkim mieszkańcom pałacu Ostrogskiego. – Stary szlachcic westchnął, ukrywając pod wąsami ironiczny uśmiech.
– Księżna przypomniała synowi o młodej księżniczce Połubinskiej, marnującej się w Kowlu? – Uśmiechnął się i zapytał komisarz.
– I o tym też. A także o decyzji Sejmu w Wilnie. O tym, że po tak ryzykownie rozpoczętej korespondencji z Anną Jagellonką młody książę nie ma szansy na zgodę Zygmunta Augusta na ślub z młodą Ostrogską, ponieważ królowa Bona Sforza jest niezwykle pamiętliwa, mściwa i złośliwa. Ale to, według słów pokojówki księżnej, tylko podgrzało zainteresowanie młodego Sanguszki do Elżbiety. Młodość – to jest wyjątkowo niebezpieczna pora życia, a wszelkie zakazy tylko zachęcają do ich złamania – myślę, że Pan również doświadczył tego w swoim życiu…
Komisarz uśmiechnął się smutno.
– No… za moje młode lata najbardziej odważnym obaleniem tabu była kradzież czereśni w ogrodzie naszego sąsiada, szanownego sędziego Jana Skarzyńskiego…
– Tak, i dzięki Bogu, bo pokora od młodych paznokci jest lepszą od bezmyślnej brawury, wielkie męży stanu dorastają od pokornej młodości, a desperaci rzadko żyją do siwych włosów… Oto, Panie Stasiu, ma Pan trzydzieści z hakiem – i już jest Pan podskarbim Mścisławskim, komisarzem od pomiarów ziemi… jak załatwi Pan pomiary miejscowe – zostanie Pan starostą lub kasztelanem Witebskiem, a poźniej, patrz Panie, bliziutko jest do rangi Wileńskiego podkomorzego… – stary szlachcic uśmiechnął się z ledwo wyraźną ironią.
Komisarz podniósł brew.
– Panie Sławomirze, rozumiem Pana ironię. Ale przecież konieczne jest, źeby ktoś zarządzał w kwestiach gospodarczych, Księstwo obecnie jest w takim upadku i nędzy, że tylko cud Pana Boga pomoże nam uregulować wydatki państwowe bez obniżania zawartości srebra w mennictwie szelegu… Powiem tak Panu, że w naszych sprawach teź jest potrzebna waleczność, niech nie taka sama, co na polu bitwy, ale waleczność umysłu. O wiele łatwiej jest wygrać kolejną bitwę z Tatarami niż pokonać sam na sam mennicę węgierskiego króla Władysława z jego podłym groszem świdnickim… – Pan Stanisław poczuł się dość obrażonym sugestiami starszego szlachcica.
Wierenicz