Mona Kasten

Feel Again


Скачать книгу

ale wtedy złapał mnie za ramię.

      – Co jest? – zapytałam zirytowana.

      – Nie wydajesz się szczególnie szczęśliwa – stwierdził i przyglądał mi się badawczo, jakby szukał czegoś na mojej twarzy. Sama nie wiedziałam czego.

      – Isaac, ja nigdy nie wydaję się szczególnie szczęśliwa. Taka mina ma nawet swoją nazwę: permanentnie sucza – poinformowałam oschle.

      – Już całkiem dobrze znam twoją twarz. Zazwyczaj wyglądasz lepiej.

      Żachnęłam się.

      – A już myślałam, że nauczyłam cię prawić kobietom komplementy. Najwyraźniej nie jestem jednak tak dobra, jak mi się zdawało.

      Wydawał się dotknięty.

      – Wiesz, o co mi chodzi. Chciałem tylko powiedzieć, że wyglądasz, jakbyś…

      – No jak? Niby jak wyglądam? – Zrobiłam wyzywający krok w jego stronę. Najchętniej nawrzeszczałabym na niego, tylko dlatego, że nie dawał mi spokoju.

      Isaac westchnął głośno, a potem przyciągnął mnie do siebie.

      – Jakbyś chciała, żeby ktoś cię przytulił – powiedział cicho.

      Chwilę trwało, zanim do mnie dotarło, co się dzieje.

      Dupek naprawdę mnie przytulił.

      Wstrzymałam oddech, kiedy jeszcze mocniej otoczył mnie ramionami. Gładził mnie jedną ręką po plecach, drugą po łopatkach. To był niemal pocieszający gest. Zacisnęłam pięści.

      – Sawyer, jesteś sztywna jak deska. Magia przytulenia nie zadziała, jeżeli będziesz taka spięta.

      Głośno wypuściłam powietrze z ust.

      – Chyba oszalałeś.

      Isaac puścił mnie jedną ręką tylko po to, żeby zarzucić sobie moje ramię na plecy. Powtórzył gest z drugą ręką, a potem znowu mnie objął.

      Czułam uderzenia jego serca i spokojny oddech. Obejmował mnie, tylko tyle. Nic nie mówił, nie przesuwał dłoni, choć przywykłam, że faceci, którzy stali tak blisko mnie, nigdy nie trzymali rąk nieruchomo.

      Isaac mnie tylko tulił i w pewnym momencie poczułam, jak ogarnia mnie ciepło i cała się rozluźniam. Ból nie znikał, ale nagle okazał się do zniesienia i już nie obawiałam się, że rozerwie mnie od środka.

      W końcu wypuścił mnie z ramion. Położył mi dłonie na barkach i odsunął od siebie odrobinę.

      – No proszę, suczo permanentna mina zniknęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

      – Permanentnie sucza mina.

      – Nieważne, wyglądasz już lepiej.

      – Doprawdy, nerdzie, twoje komplementy to miód na moje serce – syknęłam, żeby przywrócić nas do tak zwanej normalności.

      Uśmiechnął się pod nosem.

      – I właśnie dlatego biorę u ciebie korepetycje. Ja natomiast, dzięki wieloletniemu doświadczeniu w roli starszego brata, jestem mistrzem w przytulaniu.

      – Przestań się już tak chwalić i chodź, muszę ci pokazać, jak się kelneruje.

      Isaac się roześmiał, ale bez słowa poszedł do kuchni.

      Przez chwilę odprowadzałam go wzrokiem.

      Dopiero kiedy mój puls się mniej więcej uspokoił, odetchnęłam głęboko i poszłam za nim.

* * *

      Trzy godziny później z niedowierzaniem obserwowaliśmy z Alem z mojego miejsca za barem, jak Isaac jednocześnie niesie pięć talerzy i z promiennym uśmiechem stawia je przed gośćmi przy stoliku numer dwanaście. I oczywiście ani razu nie pomylił zamówienia. W drodze powrotnej błyskawicznie posprzątał stolik numer siedem i za jednym zamachem zabrał wszystkie talerze i szklanki. Zniknął za drzwiami do kuchni, by sekundę później pojawić się z tacą zastawioną napojami, które przygotowałam dla stolika numer dziewięć.

      Uniosłam brwi i spojrzałam na Ala.

      Wodził wzrokiem za Isaakiem. Jeszcze nigdy nie widziałam na jego twarzy takiej miny.

      Po dłuższej chwili odwrócił się do mnie. A potem złapał mnie za głowę potężnymi łapskami i wycisnął wilgotny pocałunek na mojej skroni.

      – Fuj! – Cofnęłam się i szturchnęłam go w brzuch.

      – Zapunktowałaś, Dixon. Ten chłopak to istny skarb. – Pokiwał palcem w moim kierunku. – Mówię poważnie. Idę przygotować umowę.

      – Super – mruknęłam.

      Ja sama miałam dwa podejścia, zanim Al zdecydował się mnie zatrudnić. Wbrew sobie poczułam się odrobinę zazdrosna o Isaaca.

      Czy jest coś, na czym ten koleś się nie zna?

      Gdyby nie to, że był tematem mojej pracy dyplomowej i w międzyczasie stał się kimś w rodzaju przyjaciela, znienawidziłabym go z całego serca.

      Z drugiej strony fascynujące było obserwować, jak Isaac w ciągu sekundy przechodzi z jednego trybu w drugi, koncentruje się całkowicie, nie pozwala, by cokolwiek odwróciło jego uwagę. W pracy emanował energią i chęcią działania, chociaż zazwyczaj wydawał się wycofany i niepewny siebie, bez względu na to, co robił.

      Jakim cudem udawało mu się tak lekko i przyjaźnie rozmawiać z klientami, ani razu się nie czerwieniąc? Jakby miał wewnętrzny pstryczek, który przełączał w pracy.

      Kiedy ostatni goście wyszli z restauracji, zajęłam się kasą, a Isaac sprzątał stoliki. Gdy skończył, podszedł do mnie z fartuchem w dłoni. Bawił się nim, owijał raz prawą, raz lewą rękę, a potem spojrzał na mnie pytająco.

      – No i jak, jak się spisałem?

      – Kujonie, Al właśnie szykuje dla ciebie umowę.

      Isaac pobladł gwałtownie.

      – Naprawdę?

      Skinęłam głową.

      Przez dłuższą chwilę przyglądał mi się z szeroko otwartymi ustami, a potem uśmiechnął się promiennie.

      – Uratowałaś mi tyłek, Sawyer. Wielkie dzięki.

      – Nie ma sprawy – zapewniłam. – Chodź, pokażę ci jeszcze, gdzie trzymamy zapasy i gdzie jest winda towarowa.

      Poszedł za mną do piwnicy. Tłumaczyłam mu, w jaki sposób transportować butelki i inne zapasy na górę.

      – Skoro już tu jesteśmy, możemy uzupełnić napoje na jutro – zaproponowałam.

      Isaac skinął głową i zaczął podawać mi butelki ze skrzynek. Wstawiałam je do windy towarowej i odznaczałam na liście, gdy któraś ze skrzynek okazywała się pusta. Przez dłuższą chwilę pracowaliśmy w milczeniu. Co chwila zerkałam na Isaaca z ukosa, obserwowałam jego skoncentrowaną twarz, zauważałam, jak skutecznie i z jakim zaangażowaniem poświęcał się nawet tak prostej czynności. Widać było, że bardzo mu zależy na tej pracy. Tak bardzo, że potrafił zapomnieć o wszystkim, co zazwyczaj kazało mu się wycofać.

      Podał mi butelkę ze skrzynki, ale do tego stopnia byłam pogrążona w myślach, że zamiast za szkło, złapałam za jego rękę.

      Uśmiechnął się, kiedy wymamrotałam „przepraszam”, i ze zdumieniem stwierdziłam, że ani się nie wzdrygnął, ani nie zarumienił. Zamiast tego najzwyczajniej w świecie podał butelkę prosto w moje dłonie, a zaraz potem kolejną.

      – Dlaczego właściwie tak bardzo zależy ci na tej pracy? – zapytałam. – To znaczy, oczywiście rozumiem, dlaczego chcesz zarabiać. Ale zachowujesz się, jakby to była sprawa życia i śmierci.

      Isaac