gdyż oznaczałoby to nieuchronny powrót prymitywnych warunków życia i nędzy.
Błędem byłoby przypuszczać, że jednostki, rezygnując z rzekomych dobrodziejstw mitycznego stanu natury i włączając się do społeczeństwa, utraciły pewne korzyści i z tego tytułu mają prawo domagać się rekompensaty. Pogląd, że każdemu powodziłoby się lepiej, gdyby ludzkość funkcjonowała bez społeczeństwa, i że samo istnienie społeczeństwa przynosi wszystkim krzywdę, trzeba uznać za absurdalny. Dzięki większej wydajności związanej ze społeczną współpracą gatunek ludzki rozmnożył się znacznie powyżej poziomu zapewniającego przetrwanie, co było niemożliwe w czasach, kiedy podział pracy miał postać szczątkową. Mamy znacznie wyższy standard życia niż nasi dzicy przodkowie. Naturalnym położeniem człowieka jest skrajne ubóstwo i brak bezpieczeństwa. Tęsknota za minionym szczęśliwym okresem barbarzyństwa to romantyczny nonsens. Ci, którzy ją wyrażają, w stanie dzikości nigdy nie doczekaliby epoki człowieczeństwa, a jeśli nawet by nastąpiła, nie mieliby tych możliwości i udogodnień, które zapewnia cywilizacja. Gdyby Jean Jacques Rousseau i Fryderyk Engels żyli w prymitywnym stanie, który opisują z takim nostalgicznym rozrzewnieniem, nie mieliby czasu niezbędnego na studia i pisanie książek.
Jednym z przywilejów, które społeczeństwo zapewnia jednostce, jest przywilej życia pomimo choroby lub fizycznego kalectwa. Chore zwierzę jest skazane na śmierć. Jego słabość uniemożliwia mu poszukiwanie pożywienia i obronę przed atakami innych zwierząt. W stanie dzikim jednostki głuche, niedowidzące, upośledzone muszą zginąć. Takie ułomności nie pozbawiają jednak człowieka możliwości dostosowania się do życia w społeczeństwie. Większość żyjących teraz ludzi ma jakieś fizyczne wady, które z biologicznego punktu widzenia stanowią patologie. Nasza cywilizacja w dużym stopniu zawdzięcza swoje istnienie właśnie takim ludziom. Eliminujące siły naturalnej selekcji są w społeczeństwie znacznie osłabione. Z tego względu niektórzy uważają, że cywilizacja powoduje pogorszenie cech dziedzicznych członków społeczeństwa.
Tego rodzaju sądy mają sens, jeśli na społeczeństwo patrzy się oczami hodowcy, który chce doprowadzić do powstania rasy ludzi wyposażonych w określone cechy. Społeczeństwo nie jest jednak hodowlą zarodową służącą produkowaniu ludzi określonego typu. Nie istnieje „naturalna” norma, która pozwalałaby stwierdzić, co jest pożądane, a co niepożądane w ewolucji biologicznej człowieka. Każda norma jest arbitralna, całkowicie subiektywna, krótko mówiąc, stanowi sąd wartościujący. Określenia „doskonalenie rasy” i „degeneracja rasy” nie mają sensu, jeśli nie wiążą się z określonymi planami dotyczącymi przyszłości człowieka na ziemi.
Człowiek cywilizowany jest oczywiście przystosowany do życia w społeczeństwie, a nie uprawiania myślistwa w dziewiczej dżungli.
Prakseologiczną teorię społeczeństwa atakują zwolennicy mitu o mistycznej wspólnocie.
Społeczeństwo, jak twierdzą, nie jest wynikiem celowego działania człowieka; nie polega na współpracy i podziale zadań. Społeczeństwo zrodziło się z niezbadanych głębin, z impulsu tkwiącego w ludzkiej naturze. Stanowi ono, jak twierdzą niektórzy przedstawiciele tego poglądu, przejaw Ducha, który jest Boską Rzeczywistością i uczestnictwem – za pośrednictwem unio mystica – w mocy i miłości Boga. Inni zaś utrzymują, że jest ono zjawiskiem biologicznym, dziełem głosu krwi, więzią łączącą potomków wspólnych przodków z tymi przodkami i ze sobą nawzajem, a także mistyczną harmonią między oraczem a ziemią, którą uprawia.
Istotnie, niektórzy odczuwają takie psychiczne zjawiska. Są tacy ludzie, którzy doznają unio mystica i stawiają to doświadczenie ponad wszystko inne; inni z kolei są przekonani, że słyszą głos krwi i wyczuwają sercem i duszą niepowtarzalny zapach ukochanej ziemi w swojej ojczyźnie. Doświadczenie mistyczne i ekstatyczne uniesienie to zjawiska, które psychologia musi traktować jako realne, podobnie jak każde inne zjawisko psychiczne. Błąd doktryn wspólnotowych nie polega na twierdzeniu, że zjawiska takie istnieją, lecz na tym, że uważają je za coś pierwotnie danego, co nie podlega żadnemu racjonalnemu badaniu.
Głosu krwi, który sprawia, że ojciec czuje więź ze swoim dzieckiem, nie mogli słyszeć dzikusi, gdyż nie rozumieli związku przyczynowego między spółkowaniem a ciążą. Dziś, kiedy jest on oczywisty dla wszystkich, usłyszy go mężczyzna, który jest całkowicie przekonany o wierności swojej żony. Jeśli jednak istnieją co do tego jakieś wątpliwości, nie ma mowy o głosie krwi. Nikt nie próbował dochodzić ojcostwa posługując się kryterium głosu krwi. Głos krwi może słyszeć matka, która opiekowała się dzieckiem od jego urodzenia. Jeśli we wczesnym stadium jego życia straci kontakt z niemowlęciem, może je później rozpoznać po znakach szczególnych, takich jak pieprzyki i blizny, o czym często czyta się w dawnych powieściach. I wtedy odezwie się w niej głos krwi. W razie braku takich znaków będzie jednak milczał. Niemieccy rasiści uważali, że głos krwi w tajemniczy sposób jednoczy wszystkich członków narodu niemieckiego. Tymczasem z danych antropologicznych wynika, że naród niemiecki jest mieszanką potomków różnych ras, grup etnicznych i narodowości, a nie jednorodną rasą pochodzącą od wspólnych przodków. Niedawno zgermanizowany Słowianin, który dopiero co przybrał niemiecko brzmiące nazwisko, jest przekonany, że łączą go ze wszystkimi Niemcami szczególne więzy. Nie odczuwa jednak żadnego wewnętrznego impulsu nakazującego przyłączenie się do krewnych, którzy pozostali Czechami lub Polakami.
Głos krwi nie jest zjawiskiem pierwotnym ani zasadniczym. Jest wynikiem racjonalnego namysłu. Człowiek myśli, że jest spokrewniony z innymi przez wspólnych przodków, i dlatego budzą się w nim uczucia i nastroje, które poetycko nazywa się głosem krwi.
Te same uwagi odnoszą się do ekstazy religijnej i mistycyzmu ziemi. Warunkiem mistycznego zjednoczenia z Bogiem (unio mystica) żarliwego mistyka jest znajomość podstawowych zasad jego religii. Jedynie ktoś, kto poznał wielkość i chwałę Boga, może doświadczyć bezpośredniej jedności z nim. Mistycyzm ziemi wiąże się z rozwojem określonych idei geopolitycznych, dlatego może się zdarzyć, że mieszkańcy nizin lub obszarów położonych nad morzem do wyobrażeń o ziemi, z którą uważają się mocno związani i zjednoczeni, włączą również rejony górskie, chociaż ich nie znają i nie umieliby się przystosować do życia w górach. Jedynym tego powodem byłoby to, że góry leżą w granicach organizmu politycznego, do którego należą lub chcieliby należeć. Jednocześnie ci sami mieszkańcy w pojęciu ziemi, której głos rzekomo słyszą, często nie uwzględniają sąsiednich rejonów o bardzo podobnej strukturze geograficznej, jeśli rejony te są położone w granicach innego państwa.
Różni członkowie narodu lub grupy językowej oraz wspólnoty, które tworzą, nie zawsze żyją ze sobą w przyjaznych, serdecznych stosunkach. Historia każdego narodu obfituje w przypadki niechęci, a nawet wrogości między jego odłamami. Można tu przywołać przykłady Anglików i Szkotów, Jankesów i mieszkańców Południa USA, Prusaków i Bawarczyków. Tego rodzaju animozje zostały przezwyciężone za pomocą ideologii, która wszystkim członkom narodu lub grupy językowej dała asumpt do poczucia wspólnoty i jedności, uważanego przez dzisiejszych nacjonalistów za zjawisko naturalne i pierwotne.
Wzajemny pociąg seksualny między kobietą a mężczyzną tkwi w zwierzęcej naturze człowieka i jest niezależny od myślenia czy teoretyzowania. Można go nazwać pierwotnym, biologicznym, instynktownym lub tajemniczym; nie ma nic złego w metaforycznym stwierdzeniu, że dzięki niemu dwie istoty stają się jednią. Możemy to nazwać mistycznym zjednoczeniem dwóch ciał, wspólnotą. Jednakże ani spółkowanie, ani to, co je poprzedza i następuje po nim, nie prowadzi do współpracy społecznej i nie tworzy innych wzorców relacji społecznych. Zwierzęta również łączą się w akcie kopulacji, a mimo to nie wytworzyły relacji społecznych. Życie rodzinne nie jest wyłącznie rezultatem