niechęci między rasami i narodami. Uważa się, że to instynkt podpowiada człowiekowi, by dzielił innych ludzi na swoich i obcych, oraz nienawidził tych ostatnich. Potomków szlachetnych ras brzydzi kontakt z członkami niższych ras. W celu obalenia tego twierdzenia wystarczy wspomnieć o mieszańcach rasowych. Skoro w dzisiejszej Europie nie ma ludzi czystej rasy, to musimy wyciągnąć z tego wniosek, że między członkami różnych ras, którzy osiedlili się kiedyś na tym kontynencie, występował pociąg seksualny, a nie odraza. Miliony mulatów i przedstawicieli innych krzyżówek rasowych są żywym dowodem na nieprawdziwość twierdzenia, że między różnymi rasami istnieje naturalna niechęć.
Nienawiść rasowa, podobnie jak mistyczne poczucie wspólnoty, nie jest zjawiskiem naturalnym, wrodzonym człowiekowi. Jest wytworem ideologii. Jednak nawet gdyby istniało coś takiego jak naturalna i wrodzona nienawiść między rasami, wcale by z tego nie wynikało, że współpraca społeczna jest zbędna, i nie podważyłoby to prawa asocjacji Ricarda. Współpraca społeczna nie ma nic wspólnego z miłością między dwojgiem ludzi ani z ogólnym przykazaniem miłości bliźniego. Ludzie nie dlatego współpracują ze sobą w systemie podziału pracy, że kochają się lub powinni się kochać. Współpracują, ponieważ służy to najlepiej ich własnym interesom. Pierwotnym powodem tego, że człowiek dostosował się do warunków życia w społeczeństwie, przestrzegał praw i wolności innych ludzi oraz zastąpił wrogość i konflikty pokojową współpracą, nie była miłość, miłosierdzie czy inne pozytywne uczucia wobec bliźnich, lecz dobrze pojęty egoizm.
7. Wielkie Społeczeństwo
Nie każda relacja międzyludzka jest relacją społeczną. Kiedy grupy ludzi napadają na siebie, tocząc wyniszczające wojny, kiedy ludzie walczą ze sobą z taką zaciekłością, jakby tępili śmiertelnie niebezpieczne zwierzęta czy rośliny, między walczącymi stronami dochodzi do swoistych zależności i związków, ale nie można tu mówić o pojawieniu się cech charakterystycznych dla społeczeństwa. Społeczeństwo oznacza wspólne działanie i współpracę, w których każdy uczestnik postrzega sukces partnera jako środek umożliwiający jemu samemu osiągnięcie sukcesu.
Walki, które prymitywne hordy i plemiona toczyły ze sobą o dostęp do wody, terenów łowieckich i miejsc połowu ryb, pastwisk, a także o łupy, były to bezlitośnie wyniszczające wojny o charakterze totalnym. Podobny charakter miały pierwsze kontakty Europejczyków z tubylcami na nowo odkrytych terenach w XIX wieku. Jednakże już w najdawniejszych czasach, na długo nim pojawiły się dokumenty historyczne, zaczął się rozwijać inny wzorzec postępowania. Nawet w czasie wojny ludzie zachowywali pewne relacje społeczne o zasadniczym znaczeniu. Walcząc przeciw plemionom, z którymi nigdy dotąd nie mieli styczności, zaczęli pojmować, że między istotami ludzkimi pomimo początkowej wrogości może z czasem dojść do porozumienia i współpracy. Wojny miały na celu zadanie przeciwnikowi strat, ale wrogie działania nie przybierały aż tak morderczej i bezlitosnej postaci jak ongiś. Walczący zaczęli przestrzegać pewnych zasad, których w walce z ludźmi – w przeciwieństwie do walki ze zwierzętami – nie wolno było przekraczać. Nad bezwzględną wrogością oraz żądzą niszczenia i mordowania począł przeważać aspekt społeczny. Pojawiła się myśl, że każdego człowieka będącego przeciwnikiem powinno się traktować jak potencjalnego partnera przyszłej współpracy i że nie należy zapominać o tym w trakcie działań wojennych. Wojna przestała być traktowana jako normalny stan stosunków międzyludzkich. Ludzie zrozumieli, że pokojowa współpraca jest najlepszym środkiem prowadzenia walki o biologiczne przetrwanie. Możemy nawet powiedzieć, że kiedy ludzie zrozumieli, iż bardziej się opłaca zamienić pokonanych w niewolników, niż ich zabić, wojownicy już w czasie bitwy wybiegali myślą ku temu, co będzie po zawarciu pokoju. Niewolnictwo było najczęściej pierwszym krokiem ku współpracy.
Dominacja poglądu, który głosił, że nie każde działanie można uznać za dopuszczalne, że pewne działania wojenne są dozwolone, a inne bezprawne, że istnieją prawa, to znaczy zasady współżycia społecznego o zasięgu ponadnarodowym, obowiązujące nawet doraźnie walczące ze sobą strony, doprowadziła ostatecznie do powstania Wielkiego Społeczeństwa obejmującego wszystkich ludzi i wszystkie narody. Różne mniejsze społeczności połączyły się w jedno powszechne społeczeństwo.
Walczące strony, które nie prowadzą wojny w sposób barbarzyński, zwierzęcy, lecz zgodnie z „ludzkimi” i społecznymi zasadami wojowania, wyrzekają się stosowania niektórych metod walki po to, żeby strona przeciwna również tego zaniechała. Dopóki przestrzega takich zasad, dopóty pomiędzy walczącymi stronami zachodzą relacje społeczne. Same akty wrogości są nie tylko aspołeczne, lecz także antyspołeczne. Jeśliby miały objąć działania zmierzające do uśmiercania ludzi i niweczenia ich dokonań, określanie ich terminem „relacje społeczne” straci rację bytu96. Nie może być mowy ani o społeczeństwie, ani o relacjach społecznych tam, gdzie wszystkie relacje między ludźmi wiążą się ze wzajemnym wyrządzaniem sobie szkody.
Społeczeństwo nie sprowadza się do wzajemnego oddziaływania. Wzajemne oddziaływanie – obustronny wpływ – istnieje przecież między wszystkimi elementami wszechświata: między wilkiem i pożeraną przezeń owcą, między bakterią i człowiekiem, który ją zabija, między kamieniem i przedmiotem, w który uderza. Tymczasem społeczeństwo oznacza zawsze ludzi działających we współpracy z innymi po to, żeby wszyscy jego członkowie mogli osiągnąć swoje cele.
8. Instynkt agresji i niszczenia
Niektórzy twierdzą, że człowiek jest drapieżnikiem wyposażonym w naturalne, wrodzone instynkty, które popychają go do walki, zabijania i niszczenia. Cywilizacja, która rozluźniła więzy między człowiekiem a naturą i oderwała go od jego zwierzęcego pochodzenia, próbuje zdusić te instynkty i pragnienia. Za jej sprawą człowiek stał się słabeuszem, który wstydzi się swojej zwierzęcości, a swój upadek nazywa dumnie człowieczeństwem. Aby zapobiec całkowitej degeneracji gatunku ludzkiego, konieczne jest uwolnienie go od zgubnego wpływu cywilizacji. Cywilizacja to tylko sprytny wynalazek ludzi miernych. Są oni zbyt słabi, by zmierzyć się z pełnymi wigoru bohaterami, zbyt tchórzliwi, by poddać się zasłużonej karze polegającej na unicestwieniu, oraz zbyt leniwi i butni, aby służyć panom w roli niewolników. Z tych to powodów uciekli się do sprytnego wybiegu. Odwrócili odwieczne normy wartości, ustanowione w sposób absolutny przez niezmienne prawa wszechświata. Głoszą moralność, która ich własną słabość nazywa cnotą, a bohaterstwo ludzi szlachetnych uważa za coś złego. Trzeba unieważnić tę rewolucję moralną niewolników przez przewartościowanie wszystkich wartości. Należy całkowicie odrzucić moralność niewolników, ów haniebny produkt zawiści miernot, i zastąpić ją etyką ludzi silnych lub, mówiąc ściśle, anulować wszelkie ograniczenia moralne. Człowiek musi stać się godnym potomkiem swych przodków, szlachetnych istot zwierzęcych, które żyły w minionych epokach.
Zwykle takie doktryny określa się mianem darwinizmu społecznego lub socjologicznego. Nie musimy w tym miejscu rozstrzygać o trafności tych określeń. Z pewnością błędem jest nazywanie ewolucyjnymi czy biologicznymi tych poglądów, które dyskredytują beztrosko całą historię ludzkości od czasów, gdy człowiek wydźwignął się z czysto zwierzęcej egzystencji swoich przodków, i nazywają ją nieustannym pogrążaniem się w degeneracji i rozkładzie. Jedynym kryterium, które pozwala ocenić z biologicznego punktu widzenia zmiany zachodzące w organizmach żywych, jest to, czy owe zmiany pozwalają przystosować się organizmom do warunków panujących w ich środowisku i tym samym zwiększyć szanse na przeżycie. Gdyby z tego punktu widzenia oceniać cywilizację, to trzeba by ją uznać za zjawisko korzystne, a nie szkodliwe. Dzięki cywilizacji człowiek mógł zwyciężać w walce o przetrwanie z innymi żywymi istotami, zarówno z wielkimi drapieżnikami, jak i jeszcze groźniejszymi maleńkimi bakteriami. Cywilizacja pomnożyła