Louis de Wohl

Dawid z Jerozolimy


Скачать книгу

prorok z Rama. Czy kochające kobiety mają przeczucia – tak jak jego matka, która zawsze wiedziała, kiedy coś mu groziło? Nie miał jednak czasu na dłuższe rozmyślania.

      – Ty i ja razem – ciągnęła Mikal – możemy dokonać wielkich rzeczy. Wszelkich, nawet najwyższych i największych. Dużo o nas myślałam.

      Odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się.

      – Mam wszystko, czego mogłem zapragnąć – rzekł z żarem w głosie. – A teraz nie będę już czekał! – zawołał i przyciągnął ją do siebie.

      Leżała w jego ramionach bierna i chłodna, pozwalając, by ją całował, i słuchając z uśmiechem, jak szepcze słowa miłości. Potem też zapłonęła namiętnością.

      – Posłałeś po mnie, panie – rzekł kościsty mężczyzna z głęboko osadzonymi, świdrującymi oczami.

      Jakub skinął głową.

      – Usiądź, Doegu. Napij się wina – powiedział, nalewając mu puchar.

      Doeg upił tylko mały łyk.

      – Jesteś łaskawy dla Edomity. Niewielu Izraelitów pro­­ponuje mi coś do picia.

      Jakub blado się uśmiechnął.

      – Jesteś przełożonym pasterzy króla – odparł. – To nie jest poślednie stanowisko – zwłaszcza jeśli pomyśleć, kim w dzisiejszych czasach może zostać pasterz.

      Doeg uśmiechnął się, odsłaniając kilka poczerniałych pieńków zębów.

      – To prawda – przyznał. – Ale ja nigdy nie zostanę zię­ciem króla.

      – Udało ci się jednak coś innego – stwierdził suchym tonem Jakub. – Jesteś okiem króla.

      – Nie wiem, co masz na myśli, panie – odrzekł chłodno Doeg.

      Jakub parsknął śmiechem.

      – Zapomniałeś, że zasiadam w Radzie Królewskiej. Tam można usłyszeć wszystko, o czym inaczej by się nie wiedziało.

      Doeg milczał.

      – Dlatego po ciebie posłałem – ciągnął Jakub. – Ale czemu nie pijesz?

      – Masz mi pewnie coś ważnego do powiedzenia, więc wolałbym pozostać trzeźwy.

      Jakub z ulgą pokiwał głową.

      – Masz rację, żyjemy w dziwnych czasach. Człowiek, który rok czy dwa lata temu był tylko pasterzem, stał się zięciem króla, bohaterem narodu, bożyszczem kobiet i dziewcząt, najbardziej popularnym człowiekiem na całym dworze, dowódcą straży przybocznej, dowódcą wielkich oddziałów armii, zwycięzcą nad Filistynami...

      – ...ale nie jest w łasce u wszystkich członków Rady Królewskiej – dokończył sucho Doeg.

      – To może nie byłoby takie ważne. – Jakub wzruszył ramionami. – Ważne jest jednak, że król zdecydował o je­go śmierci.

      Doeg szeroko otworzył bezrzęse oczy.

      – Mówisz poważnie?

      – Powiedział to godzinę temu Radzie – odparł krótko Jakub.

      – Ale dlaczego? Co takiego Dawid zrobił?

      – A jakie to ma dla ciebie znaczenie? Jest wolą króla, że ma umrzeć. A ty masz wypełnić tę wolę.

      Doeg pociągnął duży łyk wina.

      – Jestem psem króla – rzekł. – Kiedy rozkazuje: „Poliż moją rękę” – ja liżę jego rękę, a kiedy mówi: „Ugryź!” – gryzę.

      – Dobrze. Tego właśnie od ciebie oczekiwałem.

      – Ale to nie jest łatwe zadanie, panie. Człowieka, który pokonał Goliata, nie da się sprzątnąć jak pustynnego lisa. Potrzebuję do tego ludzi, na których mogę polegać.

      – Strażnicy są teraz pod jego rozkazami i nie można ich wezwać – wyjaśnił Jakub. – A Izraelici zdają się być zauroczeni tym człowiekiem. Czy nie masz do tego wystarczająco wielu Edomitów?

      Doeg wiercił się z zakłopotaniem na krześle.

      – Pewnie, ale musimy ostrożnie do tego podejść. Ina­czej ludzie powiedzą, że Edomici zabili męża królewskiej córki, wielkiego zwycięzcę Goliata i Filistynów – a jeśli im powiemy, że to był rozkaz króla, kto nam uwie­rzy?

      – Wszyscy – odparł ze spokojem Jakub. – Bo będziesz miał na palcu pierścień króla. Proszę, oto on.

      Doeg wziął pierścień i uważnie go obejrzał.

      – Tak, to pierścień króla. – Pokiwał z zadowoleniem głową. – Kiedy to ma się stać?

      – Jutro wczesnym rankiem, dwie godziny po wschodzie słońca, kiedy wyjdzie z domu do pałacu.

      Jeszcze przed wschodem słońca Doeg był na posterunku z piętnastoma edomickimi pasterzami. Czekali niecierpliwie. Mijały godziny, ale Dawid się nie pokazywał. Doeg czekał do południa. Potem zwolnił swoich ludzi i poszedł do człowieka, który go posłał. Jakuba nie było w domu. Znów musiał cierpliwie czekać.

      Jakub wrócił około dziewiątej.

      – Wiem – rzekł znużonym głosem. – Nie miałeś szansy go spotkać. Został ostrzeżony.

      – Zdrajca w Radzie?

      – Tak. Najstarszy syn króla, książę Jonatan. A co więcej, udało mu się przekonać króla, by zmienił zdanie. Wszystko na próżno. Oddaj mi pierścień, Doegu.

      – Proszę. – Przełożony pasterzy posłuchał bez dalszych pytań.

      – Zapomnij, o naszej rozmowie. I dopilnuj, żeby twoi ludzie nie gadali. Tu jest srebro.

      Doeg zważył sakiewkę. Była ciężka.

      – Nie będą gadać – obiecał, znów odsłaniając pieńki zębów.

      Mikal gwałtownie usiadła na łóżku.

      – Kto tu jest?

      – To ja, Dawid.

      – Dawid! Co się stało?

      – Król znów próbował mnie zabić.

      Jęknęła.

      – Więc to tak! I tym razem Jonatan cię nie ostrzegł?

      – Nie mógł. Twojego ojca naszło niespodziewanie – jak wtedy podczas uczty po zwycięstwie nad Goliatem i Filistynami. Rzucił we mnie włócznią. Ledwo zdążyłem się uchylić.

      – Mówią, że ojciec ma złego ducha – odrzekła Mikal zdławionym głosem. – Może naprawdę tak jest. Zawsze szybko wpadał w gniew. Nawet jako dzieci nie wiedzieliśmy, czy za chwilę da nam piękne prezenty czy nas uderzy. A od... od przekleństwa starego proroka jest o wiele gorzej.

      – O co właściwie chodzi z tym przekleństwem? Nig­dy nie udało mi się tego dowiedzieć.

      – Sama dokładnie nie wiem. Nigdy o tym nie mówi. – Wstała i zaczęła spacerować po pokoju. – Jeszcze za wcze­ś­nie – wyszeptała. – On wciąż jest zbyt silny. I nic go nie zatrzyma. Przedwczoraj ten łajdak Doeg ze swoimi ludźmi! Jonatan w porę cię ostrzega, rozmawia z ojcem, wszystko jest znów dobrze...