jej już nie było. Wrócił powolnym krokiem do pałacu, oczarowany, oszołomiony, niezdolny do myślenia.
Niski, krępy mężczyzna w szacie nieokreślonego koloru wyszedł zza najbliższego rogu, zaczekał, aż Dawid zniknie z zasięgu wzroku, i powędrował niespiesznym krokiem. Pół godziny później stanął przed dowódcą straży przybocznej i złożył mu raport.
– Dawid i księżniczka Mikal – wymamrotał Jakub. – Więc czarna dziewczyna nie kłamała. Ale czy jesteś pewny, że to była księżniczka?
– Całkowicie, panie.
– Miała na sobie woal. Mogłeś się pomylić.
– To był głos księżniczki. Nosiła na palcu pierścień z czerwonymi kamieniami, ten, który król dał jej w zeszłym roku. I nazwała księżniczkę Merab swoją siostrą.
Tego samego dnia Jakub powiedział o wszystkim królowi. Ku jego zdumieniu Saul przyjął to bardzo spokojnie i nawet lekko się uśmiechnął.
– Jesteś czujnym sługą. Dziękuję ci. Możesz odejść.
Jakub poszedł, a król znów uśmiechnął się do siebie. Dawid nigdy by się nie ośmielił zbliżyć do Mikal. Ta schadzka była jej pomysłem. Kochała młodego bohatera, a on... on kochał ją. Najważniejsze było wiedzieć, jaką zawiesić przed nim przynętę. Co powiedziała Mikal? „Kto ma zwyciężyć, musi walczyć”. Zaśmiał się bezgłośnie.
– Chuszaju! – Sekretarz wszedł. – Chuszaju, jesteś przyjacielem Dawida, prawda?
– Jestem sługą króla i przyjacielem Dawida, panie.
– Tak, tak, wiem. Powiedz mu – nie chcę robić tego sam – powiedz mu, że księżniczka Merab dawno temu została obiecana innemu mężczyźnie. Ale dam mu moją drugą córkę, Mikal, kiedy zapłaci cenę za pannę młodą.
Duże dłonie Chuszaja otworzyły się i zamknęły. Jego twarz pozostała bez wyrazu.
– Jak rozkażesz, panie.
– Jeśli zapyta o cenę – ciągnął Saul – powiedz mu, że wiem, iż nie jest dość majętny. Król jest sprawiedliwy – nie chce od niego srebra ani złota, tylko tego, co może mu dać. Stu zabitych Filistynów, to jest cena.
Kiedy Chuszaj wyszedł z pokoju, Saul wygodnie rozsiadł się na krześle, bardzo z siebie zadowolony. W kraju nie było już wrogów. Jeśli Dawid chce zapłacić za żonę, musi najechać kraj wroga. Pod swoimi rozkazami ma najwyżej tysiąc ludzi. Jak tylko Filistyni dowiedzą się o jego przybyciu, wielki bohater z tysiącem żołnierzy będzie właściwie zgubiony, a z jego śmiercią zostanie zażegnane niebezpieczeństwo, okropne zagrożenie, którego świadomych było niewiele osób, może nawet tylko Saul. Pomyślał o pieśni śpiewanej tak triumfalnie: „Pobił Saul tysiące, a Dawid dziesiątki tysięcy”. Uśmiechnął się ponuro. Pieśń zaczynała się od tysięcy pobitych przez Saula – ale nikomu nawet się nie śniło, że Saul mógłby pobić Dawida i tysiąc jego ludzi rękami Filistynów.
Chuszaj wrócił po chwili.
– I jak? Rozmawiałeś z nim? Co powiedział? – zapytał szybko król.
– Przesyła królowi podziękowania – odparł sztywno Chuszaj.
– Dlaczego nie przyszedł sam?
– Już go nie ma, panie.
– Nie ma?
– Tak, panie. Mówił, że się spieszy przywieźć zapłatę za pannę młodą.
– Ilu wziął ze sobą ludzi?
– Stu, królu.
Saul spuścił wzrok, by ukryć nagły błysk w oczach.
– To dobrze – rzekł. – Możesz odejść.
Chuszaj wycofał się w milczeniu.
– Stu – powtórzył Saul sam do siebie. – Wziął ze sobą stu ludzi! – I śmiał się długo i głośno.
Dawid był zgubiony, tron bezpieczny.
Rozdział czwarty
Nossu wbiegła do sypialni swojej pani.
– Wrócił! – krzyknęła. – Wrócił! I to jak wrócił! O, pani, to wielki człowiek, to ten właściwy, ten jedyny!
– Uspokój się, ty czarny zwierzaku – rozkazała jej Mikal. – Kto wrócił? Skąd to całe zamieszanie? – Ale się uśmiechała z płonącymi policzkami.
– Dawid, oczywiście – oznajmiła Nossu z uśmiechem, który zdawał się przecinać jej twarz na dwoje. – I przywiózł ze sobą zapłatę.
– Wiedziałam! – zawołała Mikal z odcieniem triumfu w głosie. – Ojciec się tego nie spodziewał. Widziałam to, kiedy rozmawiał z Abnerem w zeszłym tygodniu.
– Wyjrzyj na dziedziniec, pani, a zobaczysz sama.
Mikal podbiegła do okna. Na dole żołnierze budowali piramidy z ludzkich głów. Zmarszczyła swój szlachetny nos.
– Uch, jakie to okropne!
– Okropne? – zdumiała się Nossu. – To cudowne. – I przewróciła oczami.
– Jak oni się z nimi obchodzą! – rzekła z niesmakiem Mikal. – Jakby to były bochny chleba. I jest ich więcej, niż chciał król... dużo więcej. – Wzięła głęboki wdech. – Teraz ojciec musi dotrzymać słowa. Dawid jest mój, mój, nie Merab. A przy mnie... – Urwała. Były sprawy, o których nie musiała wiedzieć nawet Nossu.
Król spał do późna. Nikt nie ważył się go budzić – to prawie zawsze było niebezpieczne. Kiedy jednak w końcu zbudził się sam, od razu wiedział, że zdarzyło się coś nadzwyczajnego. W przedpokoju panował gwar jak w ulu, a na zewnątrz też było słychać wielu ludzi. Wstał, przetarł szybko oczy i podszedł do okna. Było małe, takie małe, że nawet najlepszy łucznik miałby kłopot, by wpuścić przez nie strzałę, nie mówiąc o trafieniu kogokolwiek.
Piramida z głów na dziedzińcu była już gotowa, a obok niej żołnierze, zaledwie setka, stali za młodym dowódcą, którego rudozłote loki wystawały spod hełmu. Czekał. Jego ludzie czekali. Piramida z głów czekała.
Saul cofnął się i stłumił przekleństwo. Źle było zaczynać od niego dzień. I co dobrego by przyszło z przeklinania człowieka, który miał Pana po swojej stronie? Saul odwrócił się i modlił do Boga, który był po stronie jego przeciwnika i pozwolił mu odnieść zwycięstwo tam, gdzie każdy inny człowiek postradałby życie. Ale jaki sens miała modlitwa? Dla niego wszystko układa się dobrze, pomyślał z rozpaczą. A dla mnie źle. Przyszła mu do głowy niewyraźna myśl, że powinien przeciągnąć młodego zwycięzcę na swoją stronę. I druga, sam przyznał, że mroczna i brzydka: musi pozwolić młodemu bohaterowi, by pracował dla niego... na razie. Potem, gdy nadejdzie czas, zobaczy...
Wezwał swoje sługi. Pół godziny później, przepasany i okryty zbroją, zszedł powoli schodami na podwórze.
– Niech żyje król! – wykrzyknął Dawid. Jego ludzie podjęli okrzyk, a za nimi Abner, Jakub i tłum dostojników, którzy także czekali na dziedzińcu. – Sługa króla przynosi podwójną zapłatę za pannę młodą – dodał ze skrywaną dumą.
Saul spojrzał na głowy Filistynów. Nie płacili mu daniny – byli daniną. A głów było znacznie więcej, niż żądał.
–