alt=""/>
Szpiedzy króla donieśli, że tylko kilka małych rozproszonych oddziałów wroga pozostało jeszcze na judejskiej ziemi. Saul wydał więc rozkaz, by odesłać rezerwy do domu, a sam udał się w drogę powrotną do Gibei. Prowadziła ona przez kilka małych miast, w tym przez Betlejem. Wszędzie jednak wyprzedzała ich nowina o przytłaczającym zwycięstwie. Kobiety i dziewczęta w odświętnych strojach wychodziły im na spotkanie i obdarowywały ich kwiatami; uderzały w bębenki i cymbały zrobione z małych miedzianych płytek, tańczyły i śpiewały na cześć zwycięzcy.
Saul usiadł i słuchał. O czym śpiewały te kobiety?
„Hikkah sa-úĺ ba’ alaphàw
wedawîd beribebôtâw”
„Pobił Saul tysiące, a Dawid dziesiątki tysięcy...”
Twarz króla pociemniała. Wydał rozkaz, by wojsko maszerowało, nie zatrzymując się.
Bracia Dawida przeszli z armią aż do swojego domu. Ich pożegnanie z „chłopcem”, który tak niespodziewanie stał się bohaterem, było niezręczne i pełne skrępowania, a Dawid zapytał, co zamierzają powiedzieć ojcu, po czym zdał sobie sprawę, że to nie ma znaczenia. Ezra i jego ludzie też wracali do Betlejem i mogli opowiedzieć całą historię. Bracia zaczną się pewnie grzać w blasku jego sławy, której trochę spłynęło na całą rodzinę. Teraz oni byli „mali” – ale ta myśl nie wzbudziła w nim ani satysfakcji, ani współczucia. Eliab, Abinadab i Szamma byli tym, czym byli. Nigdy nie łączyło go z nimi zbyt wiele. Żałował jednak, że nie może wrócić z nimi do Betlejem i uściskać rodziców. Przyjemnie byłoby też powiedzieć ojcu, że od teraz nie musi już się martwić zbieraniem pieniędzy na daninę dla króla. Ale król się spieszył i nie zatrzymał się w Betlejem.
Poselstwa z wszystkich miast Izraela wzięły udział w zwycięskim wejściu do Gibei. Okrzykom radości nie było końca i tutaj też śpiewali tę nową pieśń: „Pobił Saul tysiące, a Dawid dziesiątki tysięcy”.
Saul spojrzał na Abnera.
– Teraz tylko brakuje, żeby młody bohater został królem – rzekł z krzywym uśmiechem.
Abner wzruszył ramionami i odpowiedział starym przysłowiem:
– Kto słucha kobiet, słyszy dużo, ale nic prawdziwego.
Saul uderzył go w ramię i roześmiał się. Wieczorem jednak nie pojawił się, ku zaskoczeniu wszystkich, na wielkiej uczcie. Jego miejsce zajął książę Jonatan.
Biesiada przeciągnęła się do późna w nocy i mężczyźni dużo wypili. Książę Jonatan wzniósł toasty za pogromcę Goliata, a Abner i inni dowódcy poszli za jego przykładem. Później, we wczesnych godzinach rannych, ktoś – nie udało się ustalić, kto – zaintonował pieśń i większość gości się do niego przyłączyła.
„Pobił Saul tysiące, a Dawid dziesiątki tysięcy!”
W środek pieśni wdarł się przeraźliwy krzyk, a po nim dwa kolejne. Śpiew raptownie ustał. Pałacowy sługa przebiegł przez salę z zakrwawioną twarzą, rozejrzał się dookoła dzikim wzrokiem i uciekł najbliższym wyjściem.
Goście siedzieli jak skamieniali. Nagle pokazał się król i wszyscy wstali – wielu niepewnie i chwiejnie i tylko nieliczni bez strachu.
Saul kroczył powoli naprzód, trzymając królewską włócznię z zakrwawionym końcem. Oczy błyszczały mu niespokojnie.
– Znów opętał go zły duch – szepnął ktoś z zebranych.
Książę Jonatan oddał mu w milczeniu honorowe miejsce.
– Zdrajcy – rzekł Saul grobowym głosem. – Ilu pośród was jest zdrajców?
Nikt nie odpowiedział.
Król usiadł i rozejrzał się.
– Może myśleliście, że już umarłem? – zadrwił. – W duchu już złożyliście mnie do grobu i zatoczyliście przed nim czarny kamień. Ale ja żyję. Żyję! I dopóki żyję, jestem królem, namaszczonym przez Pana, ja, ja! – Wykrzyczał te słowa. Potem jego wzrok padł na Dawida. – Więc ty też tu jesteś, harfisto – rzekł, teraz głosem spokojnym i niemal łagodnym. – Zagraj więc coś... i zaśpiewaj nam pieśń. Nową pieśń, harfisto, pieśń, w której nie ma nic o pobitych, nic o tysiącach ani o dziesiątkach tysięcy.
– Moja harfa – powiedział Dawid i ktoś ze służby pobiegł, by mu ją przynieść. W wielkiej sali zapanowała całkowita cisza. Saul stał przed nim i patrzył. Zdawało się, że upłynęła wieczność, nim sługa przyniósł harfę.
Dawid wziął ją od niego.
– Nowa pieśń, panie – rzekł mocnym głosem. Harfa wydała dźwięk i Dawid zaśpiewał:
„Wysłuchaj, Panie, słuszności, zważ na me wołanie,
przyjmij moje modły z warg nieobłudnych!”
Górna warga Saula uniosła się, odsłaniając zaciśnięte zęby. Dawid śpiewał dalej.
„Niech przed Twoim obliczem zapadnie wyrok o mnie,
oczy Twoje widzą to, co prawe.
Choćbyś badał me serce, nocą mnie nawiedzał
i doświadczał ogniem,
nie znajdziesz we mnie nieprawości”.
– Łżesz, psie! – ryknął Saul. – A masz! – Uniósł włócznię i nią cisnął. Dawid uskoczył na bok i włócznia wbiła się w szczyt drewnianego stołu. Król podbiegł z zadziwiającą prędkością i ją stamtąd wyciągnął.
– Ojcze, ojcze, co robisz! – zawołał Jonatan. Abner próbował chwycić rękę króla, lecz ten odepchnął go z siłą olbrzyma, wycelował i znów rzucił włócznią. Dobrze wymierzył – Dawid ledwo zdążył usunąć się z drogi. Włócznia świsnęła mu koło ucha i utkwiła w ścianie.
– Ojcze, ojcze – wołał Jonatan – opamiętaj się!
Saul spojrzał na niego pustym wzrokiem. Przesunął dłonią po czole.
– Pajęczyny – jęknął. – Wszędzie pajęczyny. Nic nie widzę. Czy to ty, Jonatanie?
– Tak, ojcze, tak. Chodź, oprzyj się o mnie. Zaprowadzę cię do sypialni.
Saul jednak pokręcił głową.
– Nie odważę się zasnąć – rzekł ponurym głosem. – Pan nie chce, żebym spał. – Przez jego silne ciało przebiegł dreszcz. Nagle oczy mu się rozjaśniły – tak, jakby się właśnie obudził. – Co się stało? – zapytał krótko.
– Nic, panie, nic – uspokajał go Abner.
Saul zobaczył jednak włócznię w ścianie. Zacisnął wargi, przeszedł przez salę, wyciągnął ją i przyjrzał się jej uważnie. Potem wrócił na miejsce.
– Kto siedzi koło mnie? – zapytał, wskazując na puste miejsce.
– Twój harfista, panie – odpowiedział Abner.
– Mój harfista? Masz na myśli Dawida? Nikomu nie wolno go już tak nazywać. Pokonał Goliata i mianowałem go dowódcą nad tysiącem. Gdzie on jest?
– Tu jestem, panie – odezwał się Dawid, czując ciężar w sercu.
Saul skinął głową w jego stronę.
– Obiecałem nagrodę temu, kto pokona Goliata – powiedział. – Ale dostałeś tylko połowę. Najlepsze jeszcze przed tobą.