milczenie. Aleksander miał zresztą trochę racji. Nie przeszkadzało jej, że niegdyś porównywano ją do postaci z brytyjskiego serialu, nawet jeśli kontekst nie był zbyt życzliwy.
Towarzyskie sflaczenie jednak w pewien sposób ją dotykało. Nie dlatego, że przejmowała się opinią innych – raczej ze względu na to, że stanowiło potwierdzenie tego, co ją spotkało. Urealniało ciąg zdarzeń, którego uczestniczką mimowolnie się stała.
Pomyślała, że Bestia z Giewontu nikomu już nie zagraża. Nikomu oprócz niej.
– Chcesz czegoś konkretnego, Aleks?
– Nie.
– W takim razie…
– Ale przynoszę dobre wieści.
Szczerze w to wątpiła. I nie miała zamiaru dopytywać, licząc na to, że Gerc sam zrozumie niewypowiedzianą sugestię, by opuścił jej gabinet. Zawiesiła na nim wzrok, ale jego reakcja sprowadziła się do tego, że rozsiadł się wygodniej.
– Jest kolejny trup w Zakopcu.
– Co takiego?
– Przed momentem się dowiedzieliśmy – dodał z satysfakcją, jakby rzeczywiście była to dobra nowina. – Kobietę znaleziono na jakimś placu budowy, podobno na miejscu jest niezły syf.
Następna ofiara? Związana z pięcioma ciałami, które odnaleziono wcześniej na zboczach Giewontu? Nie, to wydawało się niemożliwe. A mimo to teraz wzmianka Gerca o seryjnym zabójcy zaczynała mieć sens.
– Śladów jest co niemiara – ciągnął. – Od ubrań przez wydzieliny aż po puszki.
Wadryś-Hansen potrząsnęła głową.
– O czym ty mówisz? Jakie wydzieliny?
– Przede wszystkim szczochy, z tego, co słyszałem. Ale cholera wie, co tak naprawdę się tam znajduje. Zobaczysz na miejscu.
Przez chwilę się nie odzywała, nie odrywając wzroku od jego oczu. Nie po raz pierwszy dostrzegała w nich coś niepokojącego. Przy każdej tego typu sprawie cieszył się jak dziecko, wykazywał niemal chorobliwy entuzjazm. Być może jednak nie powinna przywiązywać do tego wielkiej wagi. W gruncie rzeczy był dobrym śledczym, a to, co sobą prezentował, miało drugorzędne znaczenie. Tym bardziej że było zapewne jedynie teatrem.
– Cokolwiek się tam stało, to nie moja sprawa – odparła Dominika.
– Mylisz się.
– Nawet jeśli odbiorą ją rejonówce, dostanie to ktoś z Nowego Sącza.
– Nie.
– Nie?
– Będzie decyzja z prokuratury krajowej o pominięciu zasad właściwości miejscowej.
Dominika przez chwilę milczała. Zbyt wiele myśli nagle pojawiło się w jej głowie.
– Dlaczego? – spytała w końcu.
– Ze względu na dobro prowadzonego śledztwa.
– Tak mówi rozporządzenie, Aleks. Ale ja pytam o to, co mówią ludzie?
Gerc uśmiechnął się pod nosem.
– Mówią, że prokurator krajowy ma do ciebie pełne zaufanie.
– Nigdy go nawet nie spotkałam – zastrzegła, jakby Aleksander w jakiś sposób ją uraził. – Nigdy nie chodziłam z żadnymi politykami na wódkę, nie bywałam na bankietach i nie dostarczałam nikomu kwitów na opozycję. Nie mam żadnych powiązań politycznych.
– Wiem.
Zmarszczyła czoło.
– I on też to wie – dodał Gerc. – I pewnie dlatego chce, żebyśmy to my prowadzili sprawę. A może zaimponowałaś mu sprawą Bestii z Giewontu, cholera go wie.
Rzeczywiście, cholera go wiedziała, uznała w duchu Wadryś-Hansen. Trudno było przejrzeć jego motywacje, ale gdyby miała zgadywać, powiedziałaby, że zwyczajnie nie ma zaufania do nowosądeckiej prokuratury. Sam zresztą pochodził z Krakowa, tutaj się wychował i zapewne miał lepsze rozeznanie w miejscowych śledczych.
A może przyświecał mu inny cel?
Szybko odsunęła tę myśl. Od czasu skandalu z jej mężem była stanowczo zbyt podejrzliwa. Właściwie z zasady przestała ufać wszystkim, nawet własnym dzieciom. Przyjmowała tę refleksję z bólem, ale wiedziała, że jest prawdziwa. W zachowaniu zarówno ich, jak i właściwie wszystkich innych dopatrywała się ukrytych motywacji i niecnych zamiarów.
Ale może to dobrze. Może jako prokurator właśnie tak powinna postrzegać otaczający ją świat. Dzięki temu nie popełni więcej błędów.
Na moment zamknęła oczy. Jeśli Gerc miał rację, przypadnie jej w udziale sprawa, przez którą znów znajdzie się na świeczniku. Zwłoki pięciu kobiet pod Giewontem będą głównym newsem w mediach przez kilka cykli informacyjnych. A szósta kobieta zamordowana w Zakopanem sprawi, że rozpęta się prawdziwa burza.
Wadryś-Hansen początkowo będzie w oku cyklonu. Otoczona iluzorycznym spokojem, obserwująca wszystko na zewnątrz z pozornie bezpiecznego miejsca. W rzeczywistości jednak to ona będzie wystawiona na największe ryzyko.
Otworzyła oczy i przekonała się, że Aleksander bacznie jej się przygląda.
– Myślałem, że się ucieszysz.
– Z czego?
– Masz szansę wrócić w chwale.
– Nigdzie nie odeszłam, żeby wracać, Aleks.
– Ty tak twierdzisz – odparł cicho. – Cała reszta…
– Nie obchodzi mnie cała reszta – ucięła, a potem się wyprostowała. – Co wiemy o ofiarach?
Gerc znów się uśmiechnął, jakby tylko czekał na to, aż przejdą do konkretów. W końcu zmienił pozycję, nachylając się w stronę Dominiki.
– Te na zboczach Giewontu to głównie młode kobiety, podobno najstarsza wygląda na trzydziestkę, najmłodsza na dwudziestkę. Poza tym niewiele ustalono. Causa mortis ignota.
Był to jeden z niewielu łacińskich terminów, który stanowił dla Wadryś-Hansen zmorę. Pojawiał się w opiniach biegłych po przeprowadzeniu sekcji zwłok, kiedy nie udało się ustalić przyczyny śmierci.
Przypuszczała, że w tym wypadku tak nie będzie i to tylko czcze gadanie Aleksa. Ciała z pewnością były w dobrym stanie, a zanim zaczną gnić, zostaną przetransportowane do prosektorium. Technicy zdążą ustalić wszystko, co istotne.
– Kiedy je znaleziono?
– Parę godzin temu.
– Kto złożył zawiadomienie?
– Pracownik TPN-u, który się na nie napatoczył.
– Co tam robił?
Gerc wzruszył ramionami, ale nie sprawiał wrażenia, jakby chciał wykonać gest niewiedzy – Dominice wydawało się to raczej sugestią, że wszystko, co dotychczas ustalono, należy traktować z rezerwą.
– Podobno sprawdzał oznaczenia szlaków po zimie.
– Podobno?
– Taką informację dostałem od jakiegoś chmyza z zakopiańskiej rejonówki – odparł ciężko Gerc i zgarbił się jeszcze bardziej. – Nie wiem na pewno, ale wydaje mi się, że gówniarz prowadzi swoją pierwszą sprawę.
– W takim razie mu współczuję.
Wprawdzie miał niebawem pozbyć się tego ciężaru, ale wszystko, co do tej pory zobaczył, zostanie z nim na długo. Dominika nieraz przekonała się, jak