zasady „mniej, ale lepiej” w teraźniejszości i przyszłości. To nowatorskie podejście.
Chcę, żebyś był mądrzejszy niż ja w dniu narodzin mojej córki. Jestem pewien, że może z tego wyniknąć tylko dobro. Wyobraź sobie, jak zmieniłby się nasz świat, gdyby każdy człowiek na tej planecie zrezygnował z jednej poprawnej, ale nieważnej czynności na rzecz czegoś naprawdę istotnego.
Za jakiś czas (mam nadzieję, że za wiele lat) dotrzesz do kresu swej podróży i możesz żałować niektórych życiowych decyzji. Wybór drogi esencjalisty raczej nie będzie jedną z nich. Co byś wtedy dał za możliwość cofnięcia czasu i skorzystania z okazji, by żyć w zgodzie z samym sobą? Jaką decyzję podjąłbyś, patrząc wstecz na swoje życie?
Jeżeli jesteś gotów poszukać w sobie odpowiedzi na to pytanie, możesz wejść na drogę esencjalizmu. Chodźmy więc razem.
CZĘŚĆ I
esencja
JAK MYŚLĄ ESENCJALIŚCI?
W esencjalizmie nie chodzi o to, żeby robić więcej, tylko o inny sposób robienia wszystkiego. Chodzi o nowy sposób myślenia. Internalizacja tego sposobu myślenia nie jest jednak wyzwaniem neutralnym, a to dlatego, że pewne idee oraz ich głosiciele nieustannie ciągną nas w stronę logiki nieesencjalizmu. Ta część książki składa się z trzech rozdziałów. W każdym z nich rozprawiam się z wynaturzeniami nieesencjalizmu i zastępuję je prawdą esencjalizmu.
Są trzy głęboko zakorzenione założenia, które trzeba pokonać, żeby podążyć drogą esencjalizmu: „Muszę”, „To bardzo ważne” oraz „Mogę zrobić jedno i drugie”. Podobnie jak mityczne syreny, te założenia są równie niebezpieczne, jak uwodzicielskie. Zwodzą nas na mielizny i topią w płytkiej wodzie.
Zrozumienie istoty esencjalizmu wymaga zastąpienia tych fałszywych założeń trzema fundamentalnymi prawdami: „Mam wybór”, „Niewiele rzeczy naprawdę ma znaczenie” oraz „Mogę zrobić cokolwiek, ale nie wszystko”. Te prawdy mogą nas wyrwać ze stuporu nieesencjalizmu. Dają wolność umożliwiającą dążenie do tego, co naprawdę ważne. Dzięki nim możemy osiągnąć w życiu najwyższy poziom użyteczności.
Kiedy odrzucimy nonsens nieesencjalizmu i zastąpimy go żelazną logiką esencjalizmu, droga esencjalisty stanie się czymś naturalnym i instynktownym.
ROZDZIAŁ 2
WYBIERZ
Niezachwiana potęga wyboru
TO ZDOLNOŚĆ DOKONYWANIA WYBORÓW CZYNI Z NAS LUDZI.
Wpatrywałem się szeroko otwartymi oczami w kartkę trzymaną w rękach. Siedziałem w holu wielopiętrowego biurowca. Zapadał zmierzch, ostatni ludzie opuszczali budynek. Kartka pokryta nabazgranymi byle jak słowami i strzałkami była efektem dwudziestominutowej spontanicznej burzy mózgu dotyczącej tego, co tak naprawdę chcę robić w życiu. Kiedy na nią patrzyłem, najbardziej uderzało mnie to, czego na niej nie było. Na liście brakowało studiów prawniczych. Było to o tyle ciekawe, że właśnie skończyłem pierwszy semestr prawa na angielskim uniwersytecie.
Zdecydowałem się na te studia, stosując się do często powtarzanej rady, żeby „mieć wiele opcji do wyboru”. Po ich ukończeniu mógłbym założyć własną kancelarię. Mógłbym pisać o prawie. Mógłbym nauczać prawa. Mógłbym zostać radcą prawnym. Świat stałby przede mną otworem, czy jakoś tak. Ale od pierwszej chwili na uczelni zamiast wybierać między różnymi ścieżkami kariery, próbowałem podążać nimi wszystkimi jednocześnie. Całymi dniami studiowałem podręczniki prawnicze, a wieczorami czytałem dzieła wielkich teoretyków zarządzania. W wolnych chwilach pisałem. Realizowałem klasyczną strategię łapania wszystkich srok za ogon, próbując inwestować posiadane zasoby we wszystko jednocześnie. W rezultacie choć nie ponosiłem porażek w żadnej z dziedzin, którymi się zajmowałem, nie osiągałem też większych sukcesów. Dość szybko zacząłem się zastanawiać, co tak wspaniałego jest w posiadaniu wielu opcji do wyboru.
Gdy byłem pogrążony w tych rozważaniach egzystencjalnych, zadzwonił do mnie kolega ze Stanów Zjednoczonych, by zaprosić mnie na swoje wesele. Okazało się, że już kupił i wysłał do mnie bilety lotnicze. Z wdzięcznością przyjąłem więc zaproszenie i opuściłem Anglię, ruszając na spotkanie nieoczekiwanej przygody.
Przebywając w Stanach Zjednoczonych, wykorzystywałem wszystkie okazje do spotkań z nauczycielami i pisarzami. Któregoś dnia rozmawiałem z dyrektorem organizacji edukacyjnej typu non profit. Kiedy wychodziłem z jego biura, powiedział: „Jeśli zdecyduje się pan zostać w Stanach Zjednoczonych, zapraszam do udziału w naszej radzie konsultacyjnej”.
Jego słowa miały w sobie intrygującą siłę. Nie chodziło o samą propozycję, lecz o kryjące się za nią założenie, że mam wybór. „Jeśli zdecyduje się pan zostać…”. Uważał tę możliwość za realną. To mi dało do myślenia.
Opuściłem jego biuro i zjechałem windą do holu. Wziąłem czystą kartkę z czyjegoś biurka, usiadłem w fotelu i zacząłem szukać odpowiedzi na pytanie: „Gdybyś mógł w tej chwili robić w życiu tylko jedną rzecz, co by to było?”.
Efektem moich rozmyślań była ta zabazgrana kartka, na której nie było wzmianki o studiach prawniczych.
Do tego momentu teoretycznie zawsze wiedziałem, że mam wybór i nie muszę studiować prawa. Z emocjonalnego punktu widzenia rezygnacja ze studiów była jednak zupełnie wykluczona. Wpatrując się w tę kartkę, zrozumiałem, że wyzbywając się prawa wyboru, w istocie wybrałem, i to źle. Odmawiając wyboru innej drogi, wybrałem studia prawnicze – nie dlatego, że naprawdę z całego serca pragnąłem je ukończyć, ale z braku lepszej możliwości. Myślę, że właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że kiedy rezygnujemy z możliwości wyboru, coś innego lub ktoś inny dokonuje go za nas.
Kilka tygodni później oficjalnie zrezygnowałem ze studiów. Wyjechałem z Anglii do Stanów Zjednoczonych, żeby wejść na ścieżkę kariery pisarza i nauczyciela. Czytasz tę książkę właśnie dzięki temu, że dokonałem tego wyboru.
Jednak mimo ogromnego wpływu, jaki ta konkretna decyzja miała na przebieg mojego życia, cenię to, jak zmieniła mój sposób postrzegania wyborów. Często myślimy, że wybór jest rzeczą. To nieprawda. Opcje, spośród których go dokonujemy, mogą być rzeczami. Sam wybór jest jednak działaniem. To nie jest coś, co mamy, lecz coś, co robimy. Dzięki temu doświadczeniu zrozumiałem, że choć możemy nie mieć kontroli nad opcjami, zawsze mamy wpływ na to, jak dokonamy wyboru spośród nich.
Czy kiedykolwiek wydawało ci się, że znajdujesz się w potrzasku, ponieważ miałeś poczucie braku wyboru? Czy kiedykolwiek odczuwałeś stres wynikający z konieczności jednoczesnego podtrzymywania dwóch sprzecznych ze sobą przekonań: że nie możesz czegoś zrobić i że jednocześnie musisz to zrobić? Czy kiedykolwiek rezygnowałeś kawałek po kawałku z prawa wyboru, dopóki nie zacząłeś bezwolnie kroczyć ścieżką wytyczoną przez kogoś innego?
Jeżeli tak, nie jesteś sam.
Zbyt długo przykładaliśmy zbyt dużą wagę do zewnętrznych aspektów wyboru (posiadanych opcji), lekceważąc jednocześnie wewnętrzną zdolność jego dokonania (nasze działania). To coś więcej niż semantyka. Pomyśl o tym w ten sposób: opcje (rzeczy) można nam odebrać, podczas gdy zdolności dokonywania wyborów (wolnej woli) nikt nie może nas pozbawić.