Piotr Kościelny

Zakon


Скачать книгу

do „Ducha”, to niby wszystko wydawało się w porządku. Aż za bardzo w porządku. Dołączył do nich sześć lat temu. Zanim trafił do służby, został gruntownie sprawdzony. Pochodził z rodziny robotniczej. Rodzice na rencie. W domu kokosów nie miał. Mieszkał sam w wynajętej kawalerce. Konta w banku nie posiadał. Poza służbą nie utrzymywał z nikim kontaktów. Dziewczyny nie miał, czasem trafiały się jakieś dupy, ale nic stałego. Kiedyś miał dziewczynę, był w niej zakochany. Tuż po maturze wyprowadziła się do innego miasta. „Duch” jej szukał, ale nie udało mu się trafić na właściwy ślad. W sumie nic dziwnego, że jej nie znalazł – „Konar” umiejętnie podrzucał mu fałszywe tropy. „Duch” nie wiedział, że ma dzieciaka. Chłopak miał teraz siedem lat. W papierach – ojciec nieznany. Dziewczyna kochała „Ducha”, ale jej ojciec, szanowany lekarz, nie akceptował tego związku. Lekarz pracował dla nich i zaproponował, by w ramach przysługi pozbyli się ojca jego wnuka. Oni jednak, zamiast go zlikwidować, zwerbowali go i wyprali mu mózg. Zrobili z niego jednego z lepszych chłopaków w służbie. Problem w tym, że każdy miał jakieś problemy, a „Duch” nie. Po robocie czasem wyskoczył na piwo, ale szybko się zwijał i wracał do domu. W domu siedział po ciemku i patrzył w okno. Była jeszcze jedna rzecz warta zastanowienia. „Duch” na balkonie trzymał w doniczce drzewo. Wyhodowany z żołędzia dąb. Kurwa, nikt nie trzymał dębów na balkonie, a on tak. Zastanawiający przypadek. Albo „Duch” był sprytnym kretem, albo tylko dziwakiem…

      Z tych rozmyślań generał został wyrwany przez swojego kierowcę, który oznajmił mu, że są na miejscu. Dobrowolski rozejrzał się. Zobaczył kilka zaparkowanych samochodów, a wokół kręcili się uzbrojeni w broń maszynową jego ludzie. Kątem oka zerknął w kierunku wysokiego zbiornika na wodę. Wiedział, że na samej górze siedzi dwóch jego ludzi. Obserwator i snajper. Obaj czekali na znak od generała. Dobrowolski wiedział, że jest osobą ważną w organizacji, ale mimo wszystko dla pewności się zabezpieczał. Gdyby wyczuł, że jego życie jest zagrożone, z pewnością da znak swoim ludziom. Z uśmiechem na twarzy nacisnął klamkę i wszedł do środka.

      Jakkolwiek z zewnątrz budynki dawnego PGR-u wyglądały fatalnie – odrapane ściany i sypiący się tynk nie świadczyły o luksusie wewnątrz – to po wejściu do środka człowiek czuł się tak, jakby znalazł się w innym świecie. Ściany obite były materiałem wygłuszającym dźwięki, działało też kilka urządzeń zagłuszających ewentualne podsłuchy. Istna klatka Faradaya. Na środku stał wielki okrągły stół. Prawie jak u króla Artura i jego rycerzy. Generał rozejrzał się po sali i zobaczył, że wszyscy z zarządu „Zakonu” są już na swoich miejscach. W sumie było ich siedmiu. Usiadł i rozejrzał się po członkach zarządu. Po jego lewej stronie siedział Elja Grundmann – były szef wywiadu izraelskiego Mossad, zaraz za nim Mark Hilfend – dyrektor Banku Narodowego Szwajcarii. Wśród obecnych byli jeszcze Rudolf Hoffman – emerytowany pułkownik Stasi, służby bezpieczeństwa NRD, David Amstad – szara eminencja w USA, jeden z doradców prezydenta Stanów Zjednoczonych, Iwan Karcew – pułkownik wywiadu wojskowego GRU oraz Siergiej Ichmatow – były generał GRU, osoba trzęsąca zarówno wywiadem wojskowym, jak i cywilnym Rosji, z którego zdaniem liczyli się na Kremlu. Cały zarząd organizacji był w komplecie.

      Teoretycznie każdy z obecnych miał takie same prawa i zdanie każdego było tak samo ważne. Wszyscy jednak wiedzieli, że najważniejszą osobą był Ichmatow. Każdy z zarządu miał swoich ludzi rozsianych po całym świecie, dzięki czemu mogli wpływać na najważniejsze decyzje, jakie zapadały na arenie międzynarodowej. Oczywiście, jak w każdej organizacji, zawierane były chwilowe przymierza, aby przeforsować jakieś ważne dla „Zakonu” decyzje. Mimo że zawierano różne sojusze, to jednak nigdy nie zdarzyło się, aby Karcew miał inne zdanie niż Ichmatow. Dobrowolski podejrzewał, że za nimi stoi jeszcze jakaś osoba. Lub może nawet jakaś grupa osób. Zresztą każdy z obecnych członków zarządu miał zapewne swoich protektorów, ewentualnie osoby chcące pozostać w cieniu. Tylko Dobrowolskiego nikt nie kontrolował. Albo tylko tak mu się wydawało. Z dotychczasowych spotkań zarządu organizacji Dobrowolski wyniósł jedną pewność. Organizacja zawsze robiła to, co było na rękę Rosjanom. Generał zauważył jeszcze jeden fakt. Ichmatow rzadko się odzywał. Zawsze wypowiadał się Karcew, a Ichmatow uważnie obserwował zgromadzonych. Także i teraz Karcew ruchem ręki uspokoił zebranych, a po zapadnięciu ciszy odezwał się spokojnym głosem:

      – Zdrawstwujtie, witam wszystkich serdecznie. Dziś mamy wyjątkowy dzień. Dzień, w którym nasz cel powoli zaczyna się ziszczać. Pozwolicie panowie, że chwilę was ponudzę. – Na jego twarzy pojawił się uśmiech.

      Dobrowolski spojrzał kątem oka na Ichmatowa i zauważył, że ten także zaczął się delikatnie uśmiechać. Karcew kontynuował:

      – Towarzysze. Przyjaciele. Bracia… Kilkadziesiąt lat temu żył sobie towarzysz Stalin. Towarzysz Stalin był mądry. Towarzysz Stalin chciał rządzić światem. Jedynym błędem towarzysza Stalina było to, że rządy nad światem chciał zdobyć za pomocą siły. Po śmierci towarzysza Stalina dwa kraje wzięły się za łby. Oba chciały dominować i groziły sobie masową zagładą. Problem był tylko taki, że gdyby bomby wybuchły, to zarówno towarzysze radzieccy, jak i kowboje ze Stanów umarliby w wyniku zagłady. My wzięliśmy lekcję z historii. Będziemy rządzić. Ale nie zginiemy od wybuchów, grzybów atomowych i klęsk. Panowie, pokrótce nakreślę wam plan zdobycia pełni władzy.

      Karcew rozejrzał się po twarzach zgromadzonych. Wszyscy słuchali go w skupieniu. Kontynuował:

      – Mamy rok 2005. W ciągu najbliższych dziesięciu, może piętnastu lat będziemy w stanie zdobyć szczyty władzy. Umiejscowimy swoich ludzi we władzach USA, Rosji, Chin i każdego innego liczącego się kraju. Rozpętamy wszelkiego rodzaju kataklizmy, epidemie, wojny. Bracia, duża część z was zastanawiała się, czemu nasza organizacja nazywa się „Zakon”. W wielu zakonach obowiązują śluby milczenia. My też musimy milczeć. Poza tym nazwa ta jest żartem ze strony naszego brata Siergieja. Brat Siergiej jest mało wierzący, a przynajmniej nie wierzy w religię jakichś bogów – czy to prawosławnych, czy zachodnich, czy innych islamskich. Więc żartem z historii religijności ludzi europejskich jest to, że na czele organizacji, która spowoduje koniec jakichkolwiek religii, stoi ateista. Ot, taki żart towarzysza Siergieja. Powiem teraz panom, jakie mamy plany. Ludzie obecnego tu generała Dobrowolskiego – Karcew spojrzał w stronę generała – mają za zadanie zdobyć pewien wynalazek. Wynalazek ten pozwoli nam zapanować nad potencjałem militarnym świata. Ale zanim trafi do produkcji i zanim wszystkie armie świata będą z niego korzystały, minie jakieś dziesięć lat…

      – Dlaczego tak długo? – zapytał Dobrowolski.

      – Generale, bracie, spokojnie – odpowiedział Karcew. – Wszystko jest pod kontrolą. Nikt nie kupi na potrzeby armii niesprawdzonej rzeczy. Plan jest taki: zakładamy firmę Eurocomp Ltd. Firma ta specjalizuje się w produkcji wynalazków z dziedziny informatyki, elektroniki. Firma zdobywa powoli rynki światowe. My ją ciągle dokarmiamy milionami dolarów. Po jakimś czasie nasza firma zdobywa kilka kontraktów wojskowych. My wywołujemy drobne konflikty zbrojne, w których sprzęt naszej firmy sprawdza się w warunkach bojowych. Nasi przyjaciele za oceanem lobbują w Departamencie Obrony zakup naszych urządzeń do ich najnowocześniejszych systemów. Myślimy, aby stworzyć w Europie system rzekomo chroniący państwa NATO przed Rosją. Coś na kształt tarczy. Taka tarcza antyrakietowa. O, to nawet dobrze brzmi. Więc nasi przyjaciele zza wielkiej wody montują tam nasze urządzenia. Z kolei nasi przyjaciele w Rosji także lobbują za używaniem sprzętu i elementów elektronicznych naszej firmy. A potem inne rynki ustawiają się w kolejce do nas. Zarabiamy miliardy i mamy rękę nad potencjałem militarnym całego świata. – Karcew odchrząknął i napił się wody.

      Zebrani milczeli. Wiedzieli, że jeszcze nie skończył.

      – To jest plan A – mówił dalej Karcew. – Z kolei plan B przewiduje kolejne kroki. Zamierzamy wywołać w Europie kilka epidemii różnych chorób, aby zmusić społeczeństwa