włosy, miała powiększone węzły chłonne, nawracające bóle gardła, obniżone libido, od czasu do czasu odczuwała bóle po prawej stronie miednicy, pokasływała i miała spłycony oddech. Bolały ją stawy, odczuwała migrującą sztywność palców, kolan i bioder, która nadchodziła i odchodziła; nawracające migracyjne bóle mięśni w kończynach dolnych, skurcze mięśni twarzy, bóle głowy, mrowienie nosa, widziała nieostro, raz nawet widziała podwójnie, stwierdziła dzwonienie w uszach, zaburzenia równowagi z zawrotami głowy i ostre zaburzenia pamięci oraz koncentracji do tego stopnia, że od czasu do czasu traciła orientację. Wcześniej konsultowała się z neurologiem, który powiedział jej, że są to głównie objawy pochodzenia psychiatrycznego i nie może znaleźć nic „organicznego”. Dermatolog powiedział jej to samo, gdy Linda stwierdziła zmiany na swej twarzy, rękach, nogach, nosie i brzuchu. Ze zmian wystawały barwne włókna. Dermatolog uznał, że kobieta cierpi na „halucynozę pasożytniczą”, i potwierdził jej obawy: cierpiała na chorobę psychiczną, która „znajdowała się w jej głowie”.
Gdy spotkałem Lindę, od razu zauważyłem, że to wyjątkowo inteligentna i elokwentna kobieta, chociaż bardzo zaniepokojona. Miała ciśnienie 170/100, a tętno 104 uderzeń na minutę. Wcześniej chorowała na nadciśnienie, które nigdy nie było leczone, ponieważ łączono je ze stresem wywołanym wizytami u lekarza – kto by pomyślał, prawda? Podczas badania stwierdziłem nabrzmiałe i zaczerwienione małżowiny nosowe, co sugerowało alergię, i torbiele w piersiach oraz kilka gojących się zmian na skórze. Pacjentka paliła sporo papierosów i była narażona na kontakt z atramentami, farbami i różnymi chemikaliami, ponieważ przez kilka lat przed powrotem do Kalifornii pracowała w fabryce papieru w Connecticut. Przed snem brała Neurontin na neuropatię, Lunestę na sen i Adderall na ADHD. U jej matki zdiagnozowano stwardnienie rozsiane, ojciec zmarł na udar wywołany nadciśnieniem, a jeden z braci przeszedł udar w wieku 42 lat. Nic dziwnego, że Linda nienawidziła spotkań z lekarzami!
Wcześniejsze badania potwierdziły występowanie różnych zapaleń, hiperlipidemii, narażenie na kontakt z toksoplazmozą i wirusem opryszczki. Na podstawie badań i jej odpowiedzi na pytania z kwestionariusza MSIDS zleciliśmy pełne badanie krwi pod kątem infekcji przenoszonych przez kleszcze, chlamydii i mykoplazmy, infekcji wirusowych (wirus Epsteina-Barr, cytomegalowirus, ludzki herpeswirus typ 6 i wirus Zachodniego Nilu), panel chorób autoimmunologicznych (łącznie z dsDNA, ssDNA, stwardnieniem rozsianym, ssA/ssB [przeciwciała Sjögrena], czynnik reumatoidalny, przeciwciała antykardiolipinowe); poziomy różnych witamin i minerałów (B12, kwas foliowy, MMA, HC/magnez, jod, selen i cynk), panel alergenów pokarmowych (IgE, IgG) z przeciwciałami antygliadynowymi i TTG (pod kątem alergii na gluten/celiakii); panel hormonów (nadnercza, tarczyca, hormony płciowe, zwłaszcza estrogen 2/16 OH ze względu na przebyty nowotwór piersi), poziom witaminy D 1,25/25 OH (pod kątem zapalenia), badania peroksydacji lipidów, poziomu siarczanów i azotanów (stres oksydacyjny i problemy z odtruwaniem organizmu), poziom immunoglobuliny i podklas, profil lipidowy HbAlc, VAP, test PLAC w celu oceny ryzyka wystąpienia zdarzeń sercowo-naczyniowych (przy nadciśnieniu i przypadkach udarów w rodzinie).
Okazało się, że testy na obecność chorób odkleszczowych, babeszjozy, toksoplazmozy (pozytywne IgG), na mykoplazmę i chlamydię wyszły pozytywnie, ze wskazaniem na obecność również bartonelozy. Dawno temu pacjentka była narażona na kontakt z wirusem Epsteina-Barr i ludzkim herpeswirusem typu 6. Stwierdziliśmy poważne zapalenie z OB 39 (prawidłowo powinna wynosić poniżej 20), HS-CRP wynoszącym 19,8 (norma poniżej 1) i podwyższony wskaźnik 1,25/25 OH witaminy D, stężenie 25(OH)D było za niskie i wynosiło 28 (prawidłowo powinno być wyższe niż 30). Wyniki to pozytywne badanie pod kątem antygliadyny, negatywne TTG (wrażliwość na gluten), nieznacznie podwyższone HbA1c i lipidy (co sugeruje zespół metaboliczny, który w połączeniu z nadciśnieniem zwiększa ryzyko wystąpienia komplikacji sercowo-naczyniowych w przyszłości). Ponadto stwierdziliśmy podwyższony poziom metali ciężkich (ołów 39, norma poniżej 5, rtęć 7, norma poniżej 4) i ostrą niedoczynność kory nadnerczy (niski poziom DHEA i bardzo niski poziom kortyzolu – bliski zeru).
Podczas kolejnej wizyty poinformowałem Lindę, że moim zdaniem cierpi na chorobę z Lyme. Powiedziałem jej również, że problemy ze skórą i barwne włókna wychodzące ze skóry to choroba Morgellonów, wywoływana przez boreliozę, i zapewniłem ją, że poza – być może – bakteriami, pasożytami i neurotoksynami w jej mózgu choroba wcale nie tkwi w „jej głowie”.
Wprowadziliśmy dietę o niskiej zawartości soli, węglowodanów, bezglutenową i przeciwzapalną (ponieważ miała podwyższone ciśnienie krwi i stwierdziłem u niej stan przedcukrzycowy, unikaliśmy tłuszczów trans, zmniejszyliśmy ilość spożywanego mięsa, nabiałów i zbóż, a zwiększyliśmy ilość świeżych owoców, warzyw i oliwy z oliwek), włączyliśmy fizjoterapię i ćwiczenia (na zawroty głowy i zaburzenia równowagi) oraz zmienne antybiotykoterapie, a także terapię hormonalną i odtruwającą. Chociaż podczas terapii dwoma lub trzema antybiotykami oraz leczenia na babeszjozę i bartonelozę następowała od czasu do czasu poprawa, za każdym razem gdy odstawialiśmy antybiotyki i przechodziliśmy na leczenie ziołami, następował nawrót. Trwało to 11 lat – ale problemy ze skórą zniknęły bezpowrotnie. Przeprowadziliśmy testy na obecność pleśni, żeby sprawdzić pochodzenie opornych objawów, i okazało się, że wyszły pozytywnie – przeprowadzono je w laboratorium Real Time Labs w Teksasie. Poziom trichotecenów wynosił 0,57 (norma poniżej 0,2 ppb) i rozważaliśmy zintensyfikowanie odtruwania organizmu saunami infrared, wprowadzeniem doustnego protokołu pozbywania się pleśni z organizmu fosfatydylocholiną, glutationem, kwasem alfa-liponowym, NAC i N-maślanem. Oboje byliśmy sfrustrowani, ale uparliśmy się, że doprowadzimy do poprawy stanu Lindy.
W kwietniu 2015 roku zacząłem wprowadzać dapson jako lek na choroby przetrwałe. Po opisaniu możliwych skutków ubocznych omówiłem z Lindą przejście na nowy protokół leczenia. Obejmował on trzy leki o działaniu wewnątrzkomórkowym, z których jednego jeszcze nigdy nie przyjmowała. Rano Linda brała hydrokortyzon (Cortef) na niedoczynność kory nadnerczy z DHEA (podjęzykowo) i dużą dawkę probiotyków, by zapobiec drożdżycy i biegunce.
Wróciła do mnie dwa miesiące później. Od pięciu tygodni była na dapsonie i czuła się najlepiej od 12 lat! Zniknęły zaburzenia kognitywne, a mózg funkcjonował niemal w 100%. Ból w mięśniach i stawach zaczął zanikać, polepszyła się kondycja fizyczna i kobieta poczuła przypływ energii, co z kolei poprawiło jej nastrój i zmniejszyło stopień depresji. Zaczęły zanikać również objawy babeszjozy, obniżyła się nietolerancja na gorąco, zmniejszyło się rozregulowanie temperaturowe, kobieta przestała się pocić i mieć dreszcze. Jej „normalne” samopoczucie skoczyło z 20 do 75, a nawet 80%. Najwyraźniej w przypadku Lindy ten protokół leczenia się sprawdził, gdy jednak spróbowaliśmy odstawienia dapsonu lub obniżenia jego dawki, następował nawrót choroby – chociaż pacjentka nadal czuła się o wiele lepiej niż na początku leczenia.
Leczenie pulsacyjne boreliozy
Pomysł leczenia pulsacyjnego w celu pozbycia się bakterii przetrwałych pochodzi z 1944 roku. Wpadł na niego Joseph Bigger, który po raz pierwszy zademonstrował sposób usunięcia bakterii opornych przy użyciu penicyliny w warunkach laboratoryjnych. Jednakże ten sposób jeszcze nigdy nie został wykorzystany do leczenia żadnego pacjenta. W 2015 roku, podczas analizowania pulsacyjnego dawkowania antybiotyku w celu wyeliminowania bakterii przetrwałych, badacze z Northeastern University, dr Bijaya Sharma i dr Kim Lewis odkryli, że leczenie pulsacyjne może zabić borrelię. W swoim eksperymencie najpierw próbowali zwalczyć borrelię w kulturze Rocephinem, ale część bakterii przetrwała, więc Rocephin został dodany ponownie. Bakterie zostały wreszcie zabite po czterech pulsacyjnych dawkach Rocephinu, razem ze wszystkimi żywymi bakteriami w kulturze. Dr Monica Embers