Э. Л. Джеймс

Pięćdziesiąt twarzy Greya


Скачать книгу

właśnie robię?

      – Tak mi się wydaje.

      – Masz szczęście, że robię tylko to.

      – Jak to?

      – Cóż, gdybyś była moja, to po takim numerze, jaki wycięłaś wczoraj, przez tydzień nie byłabyś w stanie siedzieć. Nic nie zjadłaś, upiłaś się, naraziłaś się na niebezpieczeństwo. – Zamyka oczy i wzdryga się lekko. Kiedy je otwiera, patrzy na mnie gniewnie. – Wolę nie myśleć, co ci się mogło stać.

      Patrzę na niego wilkiem. O co mu chodzi? Co się przejmuje? Gdybym była jego… cóż, ale nie jestem. Choć możliwe, że część mnie by tego chciała. Ta myśl przedziera się przez irytację wywołaną jego arbitralnymi słowami. Rumienię się zawstydzona niesfornością mojej podświadomości – na myśl, że mogłabym być jego, tańczy sobie wesoło w czerwonej spódnicy hula.

      – Nic by mi się nie stało. Byłam z Kate.

      – I fotografem? – warczy.

      Hmm… młody José. W którymś momencie będę się z nim musiała rozmówić.

      – Trochę go poniosło – wzruszam ramionami.

      – Cóż, kiedy następnym razem go poniesie, może ktoś powinien nauczyć go dobrych manier.

      – Ale z ciebie zwolennik surowej dyscypliny – syczę.

      – Och, Anastasio, zdecydowany zwolennik. Nawet nie masz pojęcia, jak zdecydowany. – Mruży oczy, a potem uśmiecha się szelmowsko. To rozbrajające. W jednej chwili jestem skonsternowana i zła, w drugiej wpatruję się w ten oszałamiający uśmiech. O rety… Patrzę jak urzeczona, ponieważ Christian tak rzadko się uśmiecha. – Idę wziąć prysznic. Chyba że ty chcesz pierwsza? – Przechyla głowę, nadal się uśmiechając. Serce mi przyspiesza, a rdzeń przedłużony zapomina o wysyłaniu sygnałów o konieczności oddychania. Uśmiech Christiana staje się jeszcze szerszy. Wyciąga rękę i przesuwa kciukiem po moim policzku i dolnej wardze. – Oddychaj, Anastasio – szepcze, po czym wstaje. – Śniadanie za piętnaście minut. Pewnie umierasz z głodu. – Po tych słowach udaje się do łazienki i zamyka za sobą drzwi.

      Wypuszczam wstrzymywane powietrze. Dlaczego on jest tak cholernie przystojny? W tej właśnie chwili mam ochotę iść i dołączyć do niego pod prysznicem. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułam. Moje hormony szaleją. Swędzi mnie skóra w miejscach, których dotykał jego kciuk. Chyba się zaraz zacznę zwijać z palącego, dojmującego… bólu. Nie rozumiem tej reakcji. Hmm… Pożądanie. To właśnie jest pożądanie.

      Kładę głowę z powrotem na miękkich poduszkach z pierza. „Gdybyś była moja”. O rety – co bym zrobiła, aby być jego? To jedyny mężczyzna, na którego widok krew szybciej mi krąży. Ale jest także trudny, skomplikowany i dezorientujący. W jednej chwili mnie odtrąca, w następnej przysyła książki za czternaście tysięcy dolarów, a jeszcze później namierza mnie jak jakiś prześladowca. Tyle że spędziłam noc w jego apartamencie i czuję się bezpieczna. Chroniona. Troszczy się o mnie na tyle, aby się zjawić i uratować przed jakimś mylnie pojętym niebezpieczeństwem. To nie mroczny rycerz, ale biały rycerz w lśniącej zbroi, klasyczny bohater romantyczny, sir Gawain lub Lancelot.

      Wyskakuję z łóżka i gorączkowo zaczynam szukać dżinsów. Tymczasem on wychodzi z łazienki mokry jeszcze po prysznicu i nieogolony, z ręcznikiem na biodrach. Dziwi się, że już wstałam.

      – Jeśli szukasz spodni, to oddałem je do pralni. – Oczy ma barwy obsydianu. – Były brudne od wymiocin.

      – Och. – Pąsowieję. Dlaczego on mnie tak zawsze zaskakuje?

      – Wysłałem Taylora po drugą parę i jakieś buty. Są w torbie na krześle.

      Czyste ubrania. Cóż za nieoczekiwany bonus.

      – Eee… wezmę prysznic – mamroczę. – Dzięki.

      Co jeszcze mogę powiedzieć? Chwytam torbę i pędzę do łazienki, daleko od niepokojącej bliskości nagiego Christiana. Dawid Michała Anioła wypada przy nim blado.

      Łazienka jest pełna pary po jego kąpieli. Rozbieram się i szybko wchodzę do kabiny, pragnąc jak najszybciej poczuć na sobie oczyszczający strumień wody. Unoszę ku niemu twarz. Pragnę Christiana Greya. Bardzo. Oto stwierdzenie faktu. Po raz pierwszy w życiu mam ochotę iść z mężczyzną do łóżka. Pragnę poczuć na sobie jego dłonie i usta.

      Powiedział, że lubi, jak jego kobiety czują. A więc pewnie nie żyje w celibacie. Ale nie próbował do mnie startować, tak jak Paul czy José. Nie rozumiem. Pragnie mnie? Nie pocałował mnie w zeszłym tygodniu. Jestem dla niego odpychająca? A jednak przywiózł mnie tutaj. Po prostu nie wiem, w co on pogrywa. Co sobie myśli? „Spędziłaś w jego łóżku całą noc, a on cię nawet nie dotknął, Ana. Dodaj dwa do dwóch”. Moja podświadomość pokazuje swoją brzydką, drwiącą twarz. Ignoruję ją.

      Woda jest ciepła i kojąca. Hmm… Mogłabym zostać pod tym prysznicem już na zawsze. Sięgam po żel. Pachnie nim. Rozkoszny zapach. Nacieram nim ciało, fantazjując na temat Christiana – że to on rozsmarowuje ten niebiańsko pachnący żel po moim ciele, piersiach, brzuchu, między udami. O rety. Serce mi znowu przyspiesza i to uczucie jest takie… takie fajne.

      – Śniadanie. – Puka do drzwi, a ja aż podskakuję.

      – Okej – dukam, brutalnie wyrwana z erotycznego snu na jawie.

      Wychodzę z kabiny i sięgam po dwa ręczniki. Jednym owijam włosy, robiąc na głowie turban w stylu Carmen Mirandy. Pospiesznie się wycieram, ignorując przyjemny dotyk ręcznika ocierającego się o moją uwrażliwioną skórę.

      Zaglądam do reklamówki. Taylor kupił mi nie tylko dżinsy i nowe conversy, ale także jasnoniebieską koszulę, skarpetki i bieliznę. O kurczę. Czysty stanik i figi – prawdę mówiąc to taki przyziemny, praktyczny opis do nich nie pasuje. To śliczna bielizna jakiejś europejskiej marki. Z jasnoniebieską koronką. Wow. Śliczna. I na dodatek pasuje jak ulał. No a jakżeby inaczej. Rumienię się na myśl o Taylorze kupującym to dla mnie w sklepie z bielizną. Zastanawiam się, jaki jest zakres jego obowiązków.

      Szybko się ubieram. Reszta ciuchów też doskonale leży. Wycieram ręcznikiem włosy i desperacko próbuję nad nimi zapanować. Ale jak zwykle odmawiają współpracy i jedyne wyjście to związać je gumką. Poszukam jej w torebce. Biorę głęboki oddech. Pora na konfrontację z Panem Dezorientującym.

      Z ulgą się przekonuję, że sypialnia jest pusta. Rozglądam się za torebką, ale nie widzę jej tutaj. Biorę kolejny głęboki oddech i wchodzę do salonu. Ależ jest duży. Znajduje się w nim obita pluszem kanapa z mnóstwem miękkich poduszek, ozdobna ława ze stosem dużych książek w błyszczących okładkach, miejsce do pracy z komputerem, a na ścianie olbrzymi telewizor plazmowy. Christian siedzi przy stole na drugim końcu pomieszczenia i czyta gazetę. Gazetę wielkości kortu do tenisa, co nie znaczy, abym w niego grała, ale parę razy kibicowałam Kate. Kate!

      – Cholera, Kate – chrypię. Christian podnosi wzrok.

      – Wie, że jesteś tutaj i że nic ci nie jest. Wysłałem esemesa Elliotowi – mówi z błyskiem humoru w oczach.

      O nie. Przypomina mi się jej gorący taniec. Wszystkie opracowane do perfekcji ruchy wykorzystane jak nic w celu uwiedzenia brata Christiana! Co ona sobie teraz o mnie pomyśli? Jeszcze nigdy nie spędziłam u nikogo nocy. Nadal jest z Elliotem. Zrobiła to tylko dwa razy i za każdym razem musiałam przez tydzień po rozstaniu znosić widok tej koszmarnej piżamy. Pomyśli sobie, że ja też miałam przygodę na jedną noc.

      Christian przygląda mi się władczo. Ma na sobie białą koszulę z rozpiętym kołnierzykiem i mankietami.

      – Siadaj –