Э. Л. Джеймс

Pięćdziesiąt twarzy Greya


Скачать книгу

nie pracują?

      – Och, potrafię być bardzo przekonujący, Anastasio. Powinnaś dokończyć śniadanie. A potem podrzucę cię do domu. O ósmej przyjadę po ciebie do Claytona. Polecimy do Seattle.

      Mrugam szybko.

      – Polecimy?

      – Tak. Mam śmigłowiec.

      Gapię się na niego. Mam drugą randkę z Christianem Tajemniczym Greyem. Od kawy do lotu śmigłowcem. Wow.

      – Polecimy śmigłowcem do Seattle?

      – Tak.

      – Dlaczego?

      Uśmiecha się złośliwie.

      – Ponieważ mogę. Kończ śniadanie.

      Jak mogę teraz jeść? Lecę do Seattle śmigłowcem z Christianem Greyem. A on chce przygryźć mi wargę…

      – Jedz – mówi ostrzej. – Anastasio, nie lubię marnowania jedzenia… jedz.

      – Nie zjem tego wszystkiego. – Wpatruję się w to, co zostało na stole.

      – Zjedz to, co masz na talerzu. Gdybyś wczoraj porządnie się najadła, nie byłoby cię teraz tutaj i nie odkrywałbym tak szybko kart. – Usta ma zaciśnięte w cienką linię. Wygląda na zagniewanego.

      Marszczę brwi i wracam do zimnego jedzenia.

      „Zbyt jestem podekscytowana, aby jeść, Christianie. Nie rozumiesz tego?” – wyjaśnia moja podświadomość. Ale za duży ze mnie tchórz, aby wypowiedzieć te myśli na głos, zwłaszcza gdy on ma tak posępną minę. Hmm, jak mały chłopiec. Ta myśl jest nawet zabawna.

      – Co cię tak śmieszy? – pyta. Kręcę głową, nie śmiejąc powiedzieć prawdy. Przełknąwszy ostatni kęs naleśnika, zerkam na niego. Mierzy mnie bacznym spojrzeniem. – Grzeczna dziewczynka – orzeka. – Zawiozę cię do domu, kiedy wysuszysz włosy. Nie chcę, żebyś się przeziębiła.

      W jego słowach kryje się coś na kształt obietnicy. Co chce przez to powiedzieć? Wstaję od stołu, zastanawiając się przez chwilę, czy nie powinnam zapytać o pozwolenie. Przeganiam jednak tę myśl. Mogłabym tym ustanowić niebezpieczny precedens. Ruszam w stronę sypialni, ale po kilku krokach się zatrzymuję.

      – A ty gdzie spałeś dzisiejszej nocy?

      Nie widać żadnej pościeli ani koców, choć oczywiście mógł je już sprzątnąć.

      – W swoim łóżku – odpowiada zwięźle. Spojrzenie ma znowu pozbawione emocji.

      – Och.

      – Owszem, dla mnie także była to nowość. – Uśmiecha się.

      – Nieuprawianie seksu… – No i proszę, wypowiedziałam to słowo. I oczywiście oblewam się rumieńcem.

      – Nie. – Kręci głową, marszcząc brwi, jakby przypomniało mu się coś nieprzyjemnego. – Spanie z kimś. – Bierze ze stołu gazetę i wraca do czytania.

      O kurczę, co to ma znaczyć? Nigdy z nikim nie spał? Jest prawiczkiem? Jakoś w to wątpię. Stoję i wpatruję się w niego z niedowierzaniem. To najbardziej zadziwiający człowiek, jakiego miałam okazję poznać. I dociera do mnie, że spałam z Christianem Greyem. Och, ileż bym dała za to, aby być przytomną i patrzeć, jak on śpi. Widzieć go bezbronnego. Choć to akurat trudno mi sobie wyobrazić. Cóż, podobno wszystko wyjaśni się wieczorem.

      W sypialni przekopuję się przez szuflady komody i znajduję suszarkę. Przeczesując włosy palcami, staram się je jak najlepiej wysuszyć. Następnie udaję się do łazienki. Chcę umyć zęby. Dostrzegam szczoteczkę Christiana. To byłoby tak, jakbym czuła go w swoich ustach. Hmm… Zerkając z miną winowajcy na drzwi, dotykam włosia szczoteczki. Jest wilgotne. Musiał już jej użyć. Biorę ją szybko, wyciskam na nią pastę i w ekspresowym tempie myję zęby. Ależ ze mnie niegrzeczna dziewczynka. I muszę przyznać, że to dość ekscytujące.

      Do reklamówki, którą przyniósł Taylor, wkładam wczorajszy T-shirt oraz bieliznę, po czym wracam do salonu po torebkę i żakiet. Alleluja, w torebce znajduję gumkę. Christian przygląda się, jak związuję włosy w kucyk. Trudno wyczytać cokolwiek z jego twarzy. Czuję na sobie jego spojrzenie, gdy siadam i czekam, aż skończy. Właśnie z kimś rozmawia przez BlackBerry.

      – Chcą, żeby były dwa?… Ile to będzie kosztować?… Okej, a co ze środkami bezpieczeństwa?… Przez Kanał Sueski?… I kiedy dotrą do Darfuru?… Okej, niech tak będzie. Informujcie mnie na bieżąco. – Rozłącza się. – Gotowa? – pyta.

      Kiwam głową. Christian zakłada granatową marynarkę w prążki, bierze ze stołu kluczyki od samochodu i podchodzi do wyjścia.

      – Proszę przodem, panno Steele. – Przytrzymuje dla mnie drzwi. Wygląda zarazem swobodnie i elegancko.

      Stoję, odrobinę zbyt długo, upajając się jego widokiem. I pomyśleć, że spałam z nim zeszłej nocy, po tej całej tequili i wymiotach, a on nadal tu jest. Co więcej, chce mnie zabrać do Seattle. Dlaczego akurat mnie? Nie mieści mi się to w głowie. Wychodzę na korytarz, wspominając jego słowa: „Jest coś w tobie”. Cóż, mam identyczne zdanie na pański temat, panie Grey, i dowiem się, co to takiego to „coś”.

      W milczeniu podążamy do windy. Gdy czekamy, rzucam mu spojrzenie spod rzęs, a on kątem oka zerka na mnie. Uśmiecham się, a jego usta lekko się wyginają.

      Nadjeżdża winda i wsiadamy do niej. Jesteśmy sami. Nagle z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, możliwe, że przez to, iż znajdujemy się tak blisko siebie w zamkniętej przestrzeni, atmosfera ulega zmianie i naładowana jest elektrycznym, emocjonującym wyczekiwaniem. Oddycham szybciej. Christian odwraca głowę w moją stronę. Jego oczy są koloru grafitowego. Przygryzam wargę.

      – Och, pieprzyć dokumenty – warczy.

      Doskakuje do mnie, popycha na ścianę. Nim orientuję się, co się dzieje, biodrami przyciska mnie do ściany, obie moje dłonie trzymając w górze w żelaznym uścisku. O święty Barnabo. Drugą ręką pociąga za kucyk, zmuszając do uniesienia głowy, a sekundę później jego usta lądują na moich. To niemal boli. Wydaję cichy jęk, rozchylając wargi i dając zielone światło jego językowi. On to natychmiast wykorzystuje, wprawnie eksplorując wnętrze mych ust. Jeszcze nigdy się tak nie całowałam. Mój język niepewnie dołącza do tego powolnego erotycznego tańca, opierającego się na dotyku i odczuwaniu. Christian ujmuje moją brodę i przytrzymuje głowę na miejscu. Jestem bezradna, ręce mam unieruchomione, głowę także, a ostatecznie ucieczkę wykluczają jego napierające biodra. Czuję na brzuchu nabrzmiałą erekcję. O rety… On mnie pragnie. Christian Grey, grecki bóg, pragnie mnie, a ja pragnę jego, tutaj… teraz, w windzie.

      – Jesteś… taka… słodka – mruczy.

      Kabina staje, drzwi się otwierają i Christian natychmiast się ode mnie odsuwa. Trzej biznesmeni w eleganckich garniturach wchodzą do środka, uśmiechając się pod nosem. Serce wali mi jak młotem i czuję się, jakbym właśnie przebiegła maraton. Mam ochotę pochylić się i oprzeć dłonie na udach… ale to jest zbyt oczywiste.

      Rzucam spojrzenie Christianowi. Wydaje się tak spokojny i opanowany, jakby rozwiązywał krzyżówkę w „Seattle Times”. To takie niesprawiedliwe. Czy moja obecność w ogóle na niego nie działa? Zerka na mnie kątem oka i cicho wypuszcza powietrze z płuc. Och, a jednak działa. Moja maleńka wewnętrzna bogini kołysze się w powolnej, zwycięskiej sambie. Biznesmeni wysiadają na pierwszym piętrze. Zostało nam więc jeszcze jedno.

      – Umyłaś zęby – mówi, patrząc na mnie.

      – Pożyczyłam twoją szczoteczkę – odpowiadam bez tchu.

      Usta wygina w półuśmiechu.

      – Och,