Э. Л. Джеймс

Pięćdziesiąt twarzy Greya


Скачать книгу

razie, mała. – Uśmiecha się szeroko.

      Kate cała się rozpływa. Jeszcze nigdy jej takiej nie widziałam – na myśl przychodzą mi określenia „nadobna” i „uległa”. Uległa Kate, to ci dopiero, ten Elliot musi być naprawdę niezły. Christian przewraca oczami i przygląda mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Możliwe, że jest lekko rozbawiony. Zakłada mi za ucho pasmo włosów, któremu udało się wydostać z kucyka. Bezwiednie przechylam głowę, aby być bliżej jego palców. Jego spojrzenie łagodnieje. Przesuwa kciukiem po mojej dolnej wardze. Krew we mnie wrze. Po chwili, zbyt szybko, zabiera dłoń.

      – Na razie, mała – mruczy, a ja muszę się roześmiać, gdyż to zupełnie nie w jego stylu. Ale choć wiem, że tylko sobie żartuje, coś we mnie mięknie. – Przyjadę po ciebie o ósmej.

      Otwiera drzwi i wychodzi, a w ślad za nim Elliot, który w progu odwraca się jeszcze i posyła Kate buziaka. Czuję nieprzyjemne ukłucie zazdrości.

      – No więc zrobiliście to? – pyta Kate, gdy patrzymy, jak wsiadają do samochodu i odjeżdżają. Słychać, że zżera ją ciekawość.

      – Nie – warczę z irytacją, mając nadzieję, że powstrzymam tym całą lawinę pytań. Wracamy do mieszkania. – Ale wy owszem. – Nie potrafię ukryć zazdrości. Kate zawsze się udaje omotać mężczyzn. Jest śliczna, seksowna, zabawna, bezpośrednia… Całkowite przeciwieństwo mnie. Ale uśmiech, którym obdarza mnie w odpowiedzi, jest zaraźliwy.

      – I wieczorem znowu się spotykamy. – Klaszcze w dłonie i podskakuje jak mała dziewczynka. Nie jest w stanie pohamować ekscytacji i radości, a ja cieszę się razem z nią. Szczęśliwa Kate… wygląda na to, że będzie ciekawie.

      – Christian zabiera mnie wieczorem do Seattle.

      – Seattle?

      – Tak.

      – Może wtedy to zrobicie?

      – Och, mam nadzieję.

      – Podoba ci się, co?

      – Tak.

      – Na tyle, aby…?

      – Tak.

      Unosi brwi.

      – A niech mnie. Ana Steele w końcu traci głowę dla faceta. Christiana Greya, seksownego miliardera.

      – Jasne, chodzi mi tylko o kasę. – Parskam śmiechem, a po chwili obie zaczynamy chichotać.

      – To nowa bluzka? – pyta, a ja zaznajamiam ją ze wszystkimi wydarzeniami minionej nocy.

      – Pocałował cię już? – pyta, parząc kawę.

      Oblewam się rumieńcem.

      – Raz.

      – Raz! – powtarza drwiąco.

      Zawstydzona kiwam głową.

      – Jest bardzo skryty.

      Kate marszczy brwi.

      – To dziwne.

      – Dziwne to chyba za mało powiedziane – burczę pod nosem.

      – Musimy się po prostu postarać, aby wieczorem nie był w stanie ci się oprzeć – oświadcza z determinacją.

      O nie… Jak nic będzie to czasochłonne, upokarzające i bolesne.

      – Za godzinę muszę być w pracy.

      – Godzina mi wystarczy. Idziemy. – Kate bierze mnie za rękę i ciągnie do swojej sypialni.

      Dzisiejsza zmiana u Claytona mocno mi się dłuży, mimo że ruch mamy spory. Rozpoczął się letni sezon, więc po zamknięciu sklepu przez dwie godziny muszę wykładać towar na półki. To praca niewymagająca myślenia, dzięki czemu mogę się skupić na czymś innym. Przez cały dzień nie miałam okazji, aby spokojnie się skoncentrować.

      Zgodnie z niestrudzonymi i, prawdę mówiąc, natarczywymi instrukcjami Kate, nogi i ręce mam idealnie ogolone, brwi wyregulowane i generalnie cała jestem wymuskana. Nie było to przyjemne, o nie, ale Kate mnie zapewnia, że tego właśnie oczekują współcześni mężczyźni. Czego jeszcze będzie oczekiwał? Muszę przekonać Kate, że tego właśnie pragnę. Z jakiegoś dziwnego powodu nie ufa Christianowi, może dlatego, że jest taki sztywny i formalny. Obiecałam wysłać jej esemesa, kiedy dotrę do Seattle. Nie powiedziałam jej o śmigłowcu, niepotrzebnie by się denerwowała.

      No i jeszcze kwestia José. Mam od niego trzy wiadomości i siedem nieodebranych połączeń. Dwa razy dzwonił także do domu. Kate wymijająco odpowiedziała na jego pytania dotyczące miejsca mojego pobytu. Na pewno wie, że mnie kryje, gdyż Kate normalnie nie bawi się w zbywanie. Ale uznałam, że niech się podenerwuje. Nadal jestem na niego strasznie zła.

      Christian wspominał o jakichś dokumentach i nie wiem, czy żartował, czy rzeczywiście będę musiała coś podpisać. Zgadywanie jest takie frustrujące. A jakby tego było mało, ledwie hamuję podniecenie i zdenerwowanie. To już dziś! Czy jestem na to gotowa? Moja wewnętrzna bogini piorunuje mnie wzrokiem, tupiąc niecierpliwie małą nóżką. Ona gotowa jest już od wielu lat i może pójść z Christianem Greyem na całość, ale ja nadal nie rozumiem, co on we mnie widzi… w nijakiej Anie Steele – to się nie trzyma kupy.

      Oczywiście jest punktualny; czeka na mnie, kiedy wychodzę od Claytona. Wysiada z audi, otwiera przede mną drzwi i uśmiecha się ciepło.

      – Dobry wieczór, panno Steele – wita się.

      – Panie Grey. – Obdarzam go uprzejmym skinieniem i siadam na tylnej kanapie. Miejsce kierowcy zajmuje Taylor.

      – Witaj, Taylorze – mówię.

      – Dobry wieczór, panno Steele – odpowiada tonem uprzejmym i profesjonalnym.

      Christian siada obok mnie i lekko ściska mi dłoń. Dotyk ten czuję natychmiast w całym ciele.

      – Jak było w pracy? – pyta.

      – Długo – odpowiadam. Głos mam schrypnięty, głęboki i przepełniony pragnieniem.

      – Ja też miałem długi dzień. – Jego ton jest poważny.

      – Co robiłeś?

      – Byłem z Elliotem na pieszej wycieczce. – Jego kciuk gładzi moje knykcie, tam i z powrotem, a ja oddycham coraz szybciej. Jak on to robi? Dotyka drobnego fragmentu mego ciała, a we mnie buzują hormony.

      Szybko dojeżdżamy na miejsce. Zastanawiam się, gdzie czeka ten legendarny śmigłowiec. Znajdujemy się na terenie mocno zabudowanym, a nawet ja wiem, że do startu i lądowania śmigłowcom potrzebna jest przestrzeń. Taylor zatrzymuje się na parkingu, wysiada i otwiera przede mną drzwi. Christian po chwili staje przy mnie i ponownie bierze za rękę.

      – Gotowa? – pyta. Kiwam głową i chcę dodać, że na wszystko, ale zbyt jestem zdenerwowana i podekscytowana. Słowa nie chcą mi przejść przez gardło. – Taylorze. – Kiwa głową kierowcy i wchodzimy do budynku, a tam od razu kierujemy się w stronę wind.

      Winda! Na nowo atakuje mnie wspomnienie naszego porannego pocałunku. Cały dzień myślałam tylko o nim. Śniąc na jawie za kasą u Claytona. Pan Clayton dwukrotnie musiał mnie zawołać, aby sprowadzić mnie na ziemię. Stwierdzić, że byłam nieobecna duchem, to niedopowiedzenie roku. Christian zerka na mnie, a na jego ustach błąka się uśmiech. Ha! Myśli o tym samym co ja.

      – To tylko trzy piętra – rzuca. W jego szarych oczach tańczy rozbawienie. Jak nic ma zdolności telepatyczne. Przyprawia mnie to o gęsią skórę.

      Gdy wchodzimy do windy, minę próbuję mieć obojętną. Drzwi zasuwają się i proszę bardzo, przeskakują między nami dziwne prądy, które mnie zniewalają. Zamykam oczy, na próżno starając się ignorować to odczucie. Christian mocniej ściska mi dłoń