do swojego omletu z samych białek. Jedzenie jest przepyszne.
– Herbaty? – pyta.
– Poproszę.
Podaje mi mały dzbanek z gorącą wodą, a na spodeczku leży saszetka herbaty Twinings English Breakfast. O rany, pamięta, jaką herbatę lubię.
– Masz wilgotne włosy – gani mnie.
– Nie mogłam znaleźć suszarki – bąkam zawstydzona. Co nie znaczy, że próbowałam.
Zaciska usta w cienką linię, ale nic nie mówi.
– Dziękuję za zorganizowanie tych ubrań.
– Drobiazg, Anastasio. Do twarzy ci w tym kolorze.
Oblewam się rumieńcem i opuszczam wzrok na palce.
– Wiesz co, naprawdę powinnaś się nauczyć przyjmować komplementy. – W jego głosie pobrzmiewa krytyka.
– Powinnam ci zwrócić pieniądze za te rzeczy. – Rzuca mi takie spojrzenie, jakbym go właśnie obraziła, więc dodaję pospiesznie: – Dałeś mi już książki, których oczywiście nie mogę przyjąć. Ale te ubrania… pozwól mi, proszę, za nie zapłacić. – Uśmiecham się do niego niepewnie.
– Anastasio, uwierz mi, stać mnie na to.
– Nie w tym rzecz. Dlaczego miałbyś mi je kupować?
– Dlatego, że mogę. – W jego oczach błysnęło coś szelmowskiego.
– To, że możesz, nie oznacza od razu, że powinieneś – odpowiadam cicho, a on unosi brew i nagle mam wrażenie, że rozmawiamy o czymś innym, ale nie bardzo wiem o czym. Co mi przypomina… – Dlaczego mi przysłałeś te książki, Christianie? – Głos mam miękki.
Odkłada sztućce i przygląda mi się uważnie, a w jego szarych oczach płonie jakieś niezgłębione uczucie. Jasny gwint – w ustach mi zasycha.
– Cóż, kiedy o mało nie wpadłaś pod koła roweru i kiedy trzymałem cię, a ty na mnie patrzyłaś i mówiłaś bezgłośnie: „Pocałuj mnie, Christianie, pocałuj”… – milknie na chwilę i wzrusza ramionami. – Czułem, że jestem ci winien przeprosiny i ostrzeżenie. – Przeczesuje palcami włosy. – Anastasio, ja się nie bawię w serduszka i kwiatki, nie bawię się w ten cały romantyzm. Moje upodobania są dość osobliwe. Powinnaś trzymać się ode mnie z daleka. – Zamyka oczy, jakby się poddawał. – Masz jednak coś w sobie i nie potrafię o tobie zapomnieć. Ale tego to już się chyba domyśliłaś.
Mój apetyt znika. Nie potrafi zapomnieć!
– No to nie rób tego – mówię szeptem.
Otwiera szeroko oczy.
– Nie wiesz, co mówisz.
– Więc oświeć mnie.
Siedzimy, patrzymy na siebie i żadne z nas nie dotyka jedzenia.
– Nie żyjesz w celibacie, prawda? – wyduszam z siebie.
W szarych oczach tańczy rozbawienie.
– Nie, Anastasio. – Urywa, aby dotarła do mnie ta informacja, a moje policzki nabierają koloru purpury. Znowu nie działa mój filtr mowy. Nie mogę uwierzyć, że właśnie powiedziałam coś takiego. – Jakie masz plany na następne dni? – pyta niskim głosem.
– Dziś pracuję. Od południa. Która godzina? – Nagle wpadam w panikę.
– Dopiero po dziesiątej, masz mnóstwo czasu. A jutro? – Łokcie ma na stole, brodę opiera o długie, smukłe palce.
– Kate i ja zamierzamy zabrać się za pakowanie. W przyszły weekend przeprowadzamy się do Seattle, a przez cały tydzień pracuję u Claytona.
– Masz gdzie mieszkać w Seattle?
– Tak.
– Gdzie?
– Nie pamiętam, jaki to adres. W dzielnicy Pike Market.
– Niezbyt daleko ode mnie. – Uśmiecha się blado. – A w Seattle gdzie będziesz pracować?
O co chodzi z tymi wszystkimi pytaniami? Inkwizycja Christiana Greya jest niemal równie irytująca jak Inkwizycja Katherine Kavanagh.
– Ubiegam się w paru miejscach o staż. Na razie czekam.
– Złożyłaś podanie także w moje firmie, tak jak ci sugerowałem?
Oblewam się rumieńcem. Oczywiście, że nie.
– Eee… nie.
– A co ci się nie podoba w mojej firmie?
– W twojej firmie czy u ciebie? – uśmiecham się kpiąco.
– Czy pani ze mnie drwi, panno Steele? – Przechyla głowę i wydaje mi się, że go rozbawiłam, ale pewności nie mam. Rumienię się i opuszczam wzrok na niedokończone śniadanie. Nie potrafię mu patrzeć w oczy, kiedy używa tego tonu. – Chciałbym przygryźć tę wargę – szepcze ponuro.
O rety. W ogóle nie jestem świadoma tego, że zagryzam dolną wargę. Otwieram usta, jednocześnie wciągając powietrze i przełykając ślinę. Jeszcze nikt mi nigdy nie powiedział czegoś tak seksownego. Serce wali mi jak młotem i chyba dyszę. Jezu, cała jestem drżąca i wilgotna, a jeszcze mnie nawet nie dotknął. Poprawiam się na krześle i patrzę mu prosto w oczy.
– Więc czemu tego nie robisz? – pytam cicho.
– Dlatego, że nie zamierzam cię dotykać, Anastasio, a przynajmniej do czasu, dopóki nie będę miał na to twojej pisemnej zgody. – Przez jego twarz przemyka cień uśmiechu.
Że co?
– Co to ma znaczyć?
– Dokładnie to, co mówię. – Wzdycha i kręci głową rozbawiony, ale także zirytowany. – Muszę ci coś pokazać, Anastasio. O której wieczorem kończysz pracę?
– Koło ósmej.
– Cóż, moglibyśmy wybrać się dzisiaj albo w następną sobotę do Seattle i zjeść kolację u mnie. Wtedy zapoznam cię ze wszystkimi faktami. Wybór należy do ciebie.
– Dlaczego teraz nie możesz mi powiedzieć? – W moim głosie słychać rozdrażnienie.
– Dlatego, że miło mi się je śniadanie w twoim towarzystwie. Kiedy już się wszystkiego dowiesz, najpewniej nie będziesz chciała mnie więcej widzieć.
O kuźwa. Co to oznacza? Wysyła małe dzieci jako niewolników do jakiegoś zapomnianego przez Boga zakątka świata? Należy do jakiejś grupy przestępczej? To by tłumaczyło, dlaczego jest taki bogaty. Jest fanatykiem religijnym? Impotentem? To akurat na pewno nie, mógłby mi to udowodnić nawet i teraz. Rumienię się na myśl o ewentualnych wytłumaczeniach. To mnie prowadzi donikąd. Chciałabym jak najprędzej rozwiązać tę zagadkę. Jeśli to oznacza, że tajemnica Christiana Greya jest na tyle potworna, że nie będę go już chciała znać, cóż, poczuję wtedy ulgę. „Nie okłamuj się!” – wrzeszczy moja podświadomość. – „Dasz drapaka tylko wtedy, jeśli się okaże, że to coś naprawdę mocno paskudnego”.
– Dziś wieczorem.
Unosi brew.
– Tak jak Ewie spieszno ci do zjedzenia jabłka z drzewa poznania dobra i zła – rzuca drwiąco.
– Czy pan ze mnie drwi, panie Grey? – pytam słodko. Pompatyczny dupek.
Mruży oczy i bierze do ręki swojego BlackBerry. Wciska jeden z klawiszy.
– Taylor. Będzie mi potrzebny Charlie Tango.
Charlie Tango! Kto to taki?
– Z Portland powiedzmy o dwudziestej trzydzieści… Nie, ma czekać