Ginger Scott

Dziewczyna taka jak ja


Скачать книгу

wiem, co ja sobie myślałam. – Mrugam i zaciskam usta w cienką linię.

      Kyle zerka na mnie z ukosa, następnie przekręca się na brzuch, splata dłonie pod policzkiem i tak leży.

      – Myślałaś, że sama to wszystko zrobisz – rzuca.

      Przewracam oczami i głośno wzdycham.

      – Co zrobię?

      Plecy Kyle’a unoszą się w rytm jego oddechu. Z twarzy znika uśmiech.

      – Nikt tak naprawdę go nie szuka. Wszyscy dali za wygraną. Ale nie ty. – Unosi rękę i ponownie szczypie mnie w brodę. Nie zabierając ręki, przygląda mi się przez długą chwilę. – Wierzę ci.

      Słysząc te proste słowa, przygryzam wargę. Opowiedziałam Kyle’owi o wszystkim, co pamiętałam, o tym, jak Wes złapał kamień, o tym, jaki był silny, że wszystko kończyło się dla niego najwyżej zadrapaniem i o tajemniczych wiadomościach. A on słuchał tego bez słowa.

      I jechał. Jechał, aż przywiózł mnie tutaj.

      – Myślisz, że on żyje? – pytam drżącym głosem, a do oczu napływają mi łzy, więc trę twarzą o chłodną pościel, aby się do końca nie rozkleić.

      Kyle ponownie odsuwa mi z twarzy splątane włosy i tym razem dotyka mojego policzka.

      – Tak – mówi. – I znajdziemy go.

      Kładę rękę na jego dłoni i szepczę:

      – Dziękuję ci.

      Mieliśmy wybrać się dzisiaj na grób mojej mamy. Nie mam już na to ochoty. Tak naprawdę pochowałam ją dawno temu. Myślę, że w tej podróży bardziej chodziło o Grace. Albo przynajmniej tak się z czasem stało… o nią i o mnie.

      Siadam i trę oczy, zastanawiając się, czy Kyle ja zdążymy się wyspać, nim rankiem wyruszymy w dalszą drogę donikąd. Wiem, że Shawn mieszka niezbyt daleko od Bakersfield, no bo przecież przyjechał po rzeczy Wesa. Liczę na to, że pomocne się okaże rozpytywanie w różnych miejscach, może w sklepach spożywczych w małych miasteczkach. Nie mam żadnego konkretnego planu, ale zamierzam prowadzić poszukiwania przez tyle dni, ile Kyle zgodzi się mnie wozić.

      – Josselyn – odzywa się za mną Grace. Jej głos jest cichy, delikatny… ostrożny. Ma do powiedzenia coś niedobrego. Odwracam się i widzę, że stoi w otwartych drzwiach. Podchodzi do łóżka i podaje mi nieduży woreczek z przyborami toaletowymi. Biorę go od niej i uśmiecham się krzywo, czekając na to, co zaraz usłyszę. – Kevin – mówi. W moich żyłach zaczyna krążyć adrenalina. – Powinnaś się z nim spotkać.

      – Nie. – Nie potrafię zamaskować chłodu w swoim głosie. Przykro mi, kiedy Grace się wzdryga, ale nie… Kevin to ten zły. Co tam moja mama. To on jest czarnym charakterem.

      Dostrzegam, że spojrzenie Grace prześlizguje się na Kyle’a. Robi wydech i zaciska lekko usta, a nim zdążę zmienić pozycję tak, by zasłonić jej widok, wtrąca się Kyle.

      – Dlaczego? – pyta.

      – Nieważne dlaczego, Kyle. – Szybko się odwracam i piorunuję go wzrokiem. Zęby zaciskam tak mocno, że aż mi strzyka w żuchwie.

      Mruga i przechyla głowę, co jeszcze bardziej mnie wkurza.

      – Nie spotkamy się z Kevinem – oświadczam, nakreślając granicę, którą Kyle od razu przekracza, wstając z łóżka i podchodząc do Grace.

      – Myślisz, że on też mógłby jej coś powiedzieć? O jej mamie? – pyta.

      – Możliwe – odpowiada Grace i zaciska usta.

      – Myślę, że dowiedziałam się już wystarczająco. – Dołączam do nich i tak oto wszyscy troje stoimy z rękami skrzyżowanymi na piersi: dwoje przeciwko jednej.

      Im więcej przepływa między nami milczących oddechów, tym dobitniej czuję, jak Kyle walczy ze sobą. Zaraz położę temu kres.

      – Bez względu na to, czego szukasz, skarbie… – ubiega mnie Grace. Po raz pierwszy nie zwróciła się do mnie po imieniu i nie zrobiła tego tonem protekcjonalnym. W jej głosie nie słychać żądania, ale coś, z czym ostatnio mało mam do czynienia. Wiarę. – Może swoistego zamknięcia między tobą a twoją mamą. Może czegoś innego. Nie mnie to wiedzieć, ale, Josselyn, nie zaznasz spokoju, dopóki nie zajrzysz w trakcie tej podróży pod każdy kamień.

      – Kevin to rzeczywiście cholernie wielki kamień – prycham.

      Uśmiecha się.

      – Owszem, dla ciebie tak. Ale to nie jest zły człowiek. Z czasem go polubiłam i… – Unosi rękę, wiedząc, że zamierzam jej przerwać. – Ty wcale nie musisz darzyć go sympatią. Okoliczności pozwalają ci czuć to, co czujesz. Ale on jest elementem twojej układanki. I może… może… wie coś, czego się musisz dowiedzieć.

      Przyglądam się badawczo jej twarzy, szukając w niej dodatkowego znaczenia tych słów.

      – Gdzie on mieszka? Nie… nie twierdzę, że się z nim spotkamy, po prostu… gdybym się zdecydowała, jak daleko trzeba do niego jechać? – Ręce zaczynają mi się trząść na myśl o spotkaniu z Kevinem. W mojej pamięci pozostaje wyryta jego twarz z tamtego dnia, jednego z najgorszych dni w moim życiu. Przez te wszystkie lata próbowałam ją wymazać, ale ona tam tkwi niczym demon, który pojawia się w snach, aby kraść kawałki mojej duszy.

      – Niedaleko uniwersytetu. Znalazł pracę na uczelni i tylko dlatego twojej matce i mnie udało się odnowić kontakt. Jestem pewna, że gdyby zależało to od niej, nie postawiłaby nogi w stanie, w którym ja mieszkam.

      Grace się nie krzywi. Jej słowom nie towarzyszą łzy. Wzrusza ramionami, jakby przegrała dwa dolary na wyścigach konnych. Kiedy jednak wystarczająco długo patrzę jej w oczy, czekając na chwilę, w której pęknie jej fasada… choć minimalnie… w końcu to dostrzegam. Moja mama ją także porzuciła.

      I to boli.

      Babcia zostawia mnie i Kyle’a samych, prosząc na odchodnym, abym „to przemyślała”. Kyle nie naciska, choć wyczuwam, że głos w jego głowie próbuje wysłać mi sygnał zachęcający do zobaczenia się z Kevinem. Decyzję podejmuję dopiero rano, kiedy się pakujemy i zwijamy nasz wspólny przewód ładowarki do telefonów.

      – Nie chcę tam jechać na długo.

      Kyle się nie odwraca. Kontynuuje pakowanie toreb i kartonów do pikapa, upewniając się, że jedzenie znajduje się w chłodnym miejscu tuż za siedzeniami.

      – W porządku – mówi w końcu, nadal się nie odwracając.

      Uśmiecham się, kiedy na niego patrzę – mojego najlepszego przyjaciela. On nie chce, abym uciekła.

      – W porządku – powtarzam za nim i z krzywym uśmiechem podaję mu skrzynkę butelek wody.

      Uściskawszy na pożegnanie Kyle’a, Grace podchodzi do mnie. Stoję koło samochodu od strony pasażera. Czeka, aż drzwi Kyle’a się zamkną, po czym wciska mi w rękę małą kartkę i kopertę. Bez zaglądania do środka wiem, że znajdują się w niej pieniądze, i z miejsca odmawiam.

      – Weź to – nalega, zaciskając moje palce wokół koperty. Dostrzegam podobieństwa w naszych dłoniach, zmarszczki, które pewnego dnia pojawią się także u mnie. – Zapisałam wskazówki, jak trafić do Kevina. I masz tam dwieście dolarów na wszelki wypadek, a może… może zatrzymacie się gdzieś w drodze powrotnej i zjecie dobrą kolację.

      Uśmiecham się. Tata co do jednego miał rację – wiedział, że polubiłabym Grace.

      – Dziękuję,