Ginger Scott

Dziewczyna taka jak ja


Скачать книгу

z rozbawieniem.

      Kyle zwalnia pedał hamulca i pikap rusza z głośnym chrzęstem. Jakąś godzinę temu wyłączyłam radio. Moje nerwy nie były w stanie znosić dłużej dźwięków. Teraz odgłos opon na żwirze wydaje się ogłuszający.

      Kyle zatrzymuje się w połowie drogi między skrzynką pocztową a samotną przyczepą kempingową i gasi silnik. Prostuję palce, po czym zaciskam dłonie w pięści. W uszach słyszę głośne bicie serca i przełykam ślinę, bo zbiera mi się na mdłości.

      – Nie widzę jego vana – mówię i przez kolejną minutę wpatruję się w nasze miejsce docelowe. – Jest tam jednak podjazd. Kiedy widziałam Shawna, jeździł na wózku. Podjazd byłby mu potrzebny.

      – No tak. – Kyle opiera ręce na kierownicy i nachyla się. – Przez szpary w żaluzjach widać światło.

      Kiwam energicznie głową.

      – Powinniśmy tam zapukać – dodaje.

      Ponownie przytakuję, ale nie ruszam się z miejsca. Siedzę w bezruchu, nie licząc drżenia nóg. Po niemal minucie Kyle w końcu otwiera drzwi.

      – Ja to mogę zrobić – proponuje. – Jeśli chcesz.

      Odwracam się i patrzę mu w oczy. Głos w mojej głowie krzyczy: „Tak, poproszę!”. Mimo to kręcę przecząco głową. Nie mogę scedować tego na niego. To… moje zadanie. Moje poszukiwanie odpowiedzi. I to ja muszę spotykać się z ludźmi, którzy są ich w stanie udzielić.

      – Okej, ale idę z tobą. To tego rodzaju okolica, gdzie ludzie w zamrażarkach ukrytych w krzakach za domem trzymają zwłoki – rzuca, wysiadając z samochodu. Patrzy na mnie, czekając, aż zrobię to samo.

      – Brzmi zachęcająco – mówię z udawaną powagą.

      Kyle uśmiecha się lekko.

      Jeszcze jeden oddech, potem cicho wysiadam i zamykam za sobą drzwi, nim zdążę się wycofać. Podchodzę do Kyle’a i bez słowa bierzemy się za ręce. Uspokajającym gestem ściska mi dłoń. Naszym krokom towarzyszy chrzęst żwiru pod butami. Idziemy powoli, ale miarowo, aż docieramy do obłożonych winylem drzwi. Moje spojrzenie prześlizguje się po przyklejonej nad wysłużoną gałką kartce z napisem „AKWIZYTOROM WSTĘP WZBRONIONY”. Jeśli to nie Shawn otworzy drzwi, powiemy, że się zgubiliśmy albo że ktoś nam podał niewłaściwy adres.

      Patrzę na Kyle’a i kiwam głową. Zaciskam zęby ze zdenerwowania, a on puka do drzwi. Po chwili wyczuwam, że podłoga pod naszymi nogami wibruje od ruchu w przyczepie.

      Opuszczam powieki i unoszę je dopiero wtedy, kiedy słyszę dźwięk otwierających się drzwi. Napotkawszy spojrzenie Shawna, nie mam pewności, czy powinnam płakać, czy krzyczeć. On nie od razu się odzywa. Dociska plecy do oparcia fotela, lekko przechyla głowę, a na jego twarzy pojawia się lekki uśmiech.

      – Josselyn.

      W tym momencie zalewa mnie fala tego wszystkiego, czego się dowiedziałam w ciągu ostatnich czterdziestu godzin. Wypowiadał już wcześniej moje imię – wiele razy. Napisał je w liście do mojej mamy. Karmił mnie, ubierał, uspokajał, opiekował się mną. Dlaczego nasze losy są tak ze sobą splątane? Czemu wcześniej o tym nie wiedziałam?

      – Mogę wejść?

      Kyle puszcza moją dłoń i kładzie rękę na dolnej części moich pleców. Kiedy to robi, skupia się na nim uwaga Shawna.

      – Shawn Stokes – przedstawia się, wyciągając rękę do mojego przyjaciela.

      Kyle najpierw zerka na mnie, a ja kiwam głową. Odrywa rękę od moich pleców i podaje ją Shawnowi. Mruży przy tym oczy.

      – Miło pana poznać.

      Jeden kącik ust Shawna unosi się ciut wyżej, kiedy uśmiecha się do mojego obrońcy. Wymieniwszy z Kyle’em uścisk dłoni, kładzie rękę na prawym kole i wycofuje wózek.

      – Wchodźcie – mówi, zapraszając nas gestem do środka.

      Przez chwilę stoję w bezruchu i wyczuwając moje wahanie, Kyle ponownie kładzie mi rękę na plecach.

      Moje spojrzenie najpierw się skupia na stojącej pod przeciwległą ścianą brązowej sofie. Podchodzę do niej szybko na drżących nogach. Siadam, zostawiając z boku wystarczająco miejsca dla Kyle’a. Shawn chwyta za sznurek przytwierdzony do drzwi i za niego pociąga, po czym odwraca się do nas z uśmiechem.

      – Czasem nie jestem w stanie dosięgnąć tej cholernej gałki. W sumie można to pewnie nazwać ułatwiaczem życia – Cicho się śmieje. Przyłączam się do niego, ale to nerwowy śmiech.

      Nasze spojrzenia się spotykają. Ileż razy patrzyłam w te oczy jako dziecko? Przyglądam mu się równie uważnie, jak on mnie. Szukając w pamięci jego twarzy – ale nie tej, którą zapamiętałam tamtego dnia u państwa Stokes – wyczuwam, że jego zalewa na mój widok fala wspomnień. Oczy mu błyszczą, a policzki unoszą się w uśmiechu, który powoli wykwita na jego twarzy.

      Odwraca wzrok i wjeżdża do aneksu kuchennego. Z blatu zdejmuje szklanki odstawione do wyschnięcia.

      – Napijecie się czegoś? Soku? Mogę też zaproponować herbatę. Nie mam, niestety, nic gazowanego.

      – Dla mnie może być woda – mówię.

      – Dla mnie też – dodaje Kyle.

      Rozglądam się. Wnętrze przyczepy jest raczej zwyczajne – główne pomieszczenie z sofą, telewizorem i lampą podłogową, obok aneks kuchenny z niewielkim stołem pod ścianą. Żadnych krzeseł, zresztą na podłodze nie ma niczego oprócz paru plastikowych koszy obok telewizora. Szerokie przejście po mojej lewej prowadzi najpewniej do sypialni i łazienki.

      Ściany to zupełnie inna historia. Pełno na nich uporządkowanych drobiazgów – szklane gabloty z komiksami i figurkami, oprawione w ramki rysunki z autografem, kostiumy superbohaterów przytwierdzone do ściany, niektóre męskie, niektóre damskie.

      Przestaję się rozglądać, dopiero kiedy przede mną zjawia się Shawn. Podaje mi szklankę z wodą.

      – Dziękuję – mówię i biorę ją od niego drżącymi rękami. Nie potrafiąc się powstrzymać, uciekam spojrzeniem do tego, co zajmuje ściany. Shawn z przytwierdzonego do wózka uchwytu na napoje wyjmuje drugą szklankę i wręcza ją Kyle’owi, po czym obraca wózek tak, że siedzi naprzeciwko mnie. On także zerka na wiszące na ścianie kostiumy i chichocze.

      – Takie hobby. Od dziecka mam hopla na tym punkcie. Po śmierci taty odziedziczyłem jego kolekcję. Większość kostiumów należała do niego – wyjaśnia.

      Kiwam powoli głową i grzecznie się uśmiecham. Shawn unosi palec i podjeżdża do koszy. Jeden z nich kładzie sobie na kolanach, po czym wraca do mnie. Zaczyna grzebać w kartkach i broszurach, aż w końcu wyjmuje kopertę z papieru woskowanego i podaje mi ją.

      Ściągam brwi i obdarzam go pytającym spojrzeniem.

      – Śmiało. Tylko trzymaj za brzegi.

      Ostrożnie otwieram kopertę i wyjmuję z niej kawałek taśmy filmowej. Unoszę ją do światła, aby się przekonać, czy coś uda mi się wypatrzyć na tych czterech czy pięciu klatkach.

      – Wszystkie wyglądają tak samo. To kawałek dwudziestomilimetrowej taśmy z jednym z pierwszych wydruków Cienia. Upolowałem to w zeszłym tygodniu na osiedlowej wyprzedaży. Ten mały kawałek kliszy wart jest parę tysięcy dolarów.

      Trzęsącymi się palcami chowam ją do koperty i oddaję Shawnowi.

      – Przykro mi, nie wiem, co to takiego ten Cień – mówię i wsuwam dłonie pod uda.

      Shawn