Misiaka Work Service postanowiła wejść na giełdę, nagle okazało się, że jej sytuacja finansowa mocno się pogorszyła. Zaczęło brakować pieniędzy na pokrycie zobowiązań, co wystraszyło potencjalnych inwestorów. – Wtedy przyszedł Falenta z propozycją otwarcia linii kredytowej w banku Idea do kwoty 25 mln zł. Dzięki tym pieniądzom Work Service stanął na nogi i mógł wejść na giełdę. Tak więc Falenta uratował cały temat – mówi nam osoba z rynku finansowego, która wspomagała firmę podczas jej wchodzenia na warszawski parkiet. Mimo to debiut, do którego doszło w 2012 r., nie przyniósł oczekiwanego sukcesu. Pakiet giełdowy musiał objąć Dom Maklerski IDM, który wprowadzał Work Service na giełdę. Do 2011 r. udziałowcem DM IDM był… Marek Falenta. – To on, można powiedzieć, był tym, który patronował współpracy obu podmiotów – twierdzi nasz informator. Były senator stanowczo temu zaprzecza: – Falenta nie miał żadnego wpływu na to, że IDM wprowadzał Work Service na giełdę. Był w IDM mniejszościowym akcjonariuszem, a spółką zarządzali prezesi Abratański i Leszczyński, nasi bezpośredni partnerzy. IDM w tamtym okresie był liderem rynku z blisko miliardową kapitalizacją i kilkoma miliardami złotych aktywów w zarządzaniu.
Ale sam Falenta miał mówić coś innego. W aktach sprawy podsłuchowej znajdują się zeznania jego byłego wspólnika, Marcina Waszczeniuka, złożone dwukrotnie, dzień po dniu we wrześniu 2014 r. podczas przesłuchania prowadzonego przez funkcjonariuszy CBŚP. Waszczeniuk siedział wówczas w areszcie śledczym w Bydgoszczy, zatrzymany trzy miesiące wcześniej w sprawie nadużyć w Składach Węgla. W protokołach z tych przesłuchań, które znajdują się w aktach sprawy podsłuchowej, można przeczytać m.in. to, co według Waszczeniuka usłyszał on od Falenty. A usłyszał, że ten ostatni dał Misiakowi „dużo pieniędzy na wyprowadzenie jego firmy o nazwie Work Service na prostą”. Falenta wyznał mu również, że Misiak „nie lubi Platformy Obywatelskiej” i że „był wściekły na Tuska” za to, że „został odstawiony od koryta”. „Falenta powiedział mi, że poszło o kasę i że Misiak nigdy im tego nie wybaczy”. Według Waszczeniuka już w marcu 2014 r. Misiak wiedział o istnieniu taśm. Miał uczestniczyć w rozmowie, w której były senator sprzeczał się z Falentą o taśmę z nagraniem Bartłomieja Sienkiewicza.
Misiak w swoich zeznaniach w śledztwie, a potem w procesie umniejszał swoją znajomość nie tylko z Łukaszem N., lecz także, a może przede wszystkim z Markiem Falentą, który – jak przyznaje – zaprosił go do Polskiej Rady Biznesu. W październiku 2016 r. zeznał przed warszawskim sądem, że poznał Falentę, którego nazywał „dobrym kolegą”, przez swojego „kolegę z parlamentu” Norberta Wojnarowskiego w 2012 r., a więc dopiero wtedy, kiedy planował wprowadzenie na giełdę Work Service. Jednak dwa lata wcześniej, zeznając w ABW, powiedział, że poznał go „w 2007 lub 2008 r.”.
Wojnarowski potwierdza, że poznał obu panów ze sobą, ale jakieś sześć lat wcześniej – w Warszawie, w restauracji Teatru Studio Buffo. Wersję Wojnarowskiego potwierdza inny rozmówca, znajomy Misiaka i Falenty. Osoba ta poznała Falentę około 2010 r. i, jak twierdzi, już wtedy obaj panowie znali się od dłuższego czasu. Dlaczego Misiak mówi jednak o 2012 r.? Czyżby przed sądem zawiodła go pamięć, a może z jakichś powodów chciał pokazać, że jego znajomości z Falentą nie da się nazwać zażyłą?
W jeszcze jednym wątku Tomasz Misiak zachowuje się co najmniej zastanawiająco. Chodzi o nagranie Mateusza Morawieckiego. Rozmowy z jego udziałem wypłynęły po raz pierwszy w listopadzie 2015 r., gdy ujawniło je Radio Zet. Wtedy przeszły właściwie bez echa. Dopiero jesienią 2018 r. za sprawą Onetu wywołały burzę. Podczas nagranego spotkania Morawiecki opowiadał o tym, jak przyszedł do niego Misiak, by załatwić pracę dla odchodzącego z Orange prezesa Macieja Wituckiego, który najwyraźniej miał ochotę na posadę w KGHM.
Morawiecki – wówczas, czyli w kwietniu 2013 r. członek Rady Gospodarczej przy premierze – mówił: „To wysłany został, wiesz, do mnie ten… ten Misiak, w ten sposób tak sobie to myślę”. Wysyłającym miałby być Witucki, a rolą Morawieckiego miałaby być pomoc w umówieniu Wituckiego z Janem Krzysztofem Bieleckim, czyli szefem rady. To on miałby pomóc w znalezieniu nowej posady dla Wituckiego.
Co więcej – jak przyznał Morawiecki, zeznając w ABW w grudniu 2014 r. – to właśnie Misiak powiedział mu, że został nagrany. Skąd o tym wiedział? W rozmowie z Onetem Misiak zaprzeczył, że próbował cokolwiek załatwiać z Morawieckim na rzecz Wituckiego, a w sprawie informacji przekazanych przyszłemu premierowi odnośnie do nagrań zasłonił się niepamięcią. W rozmowie ze mną Misiak stwierdził, że to Witucki spotkał się z Morawieckim, ale zręczniej było mu wymienić Misiaka.
Wszystko to powoduje, że cień podejrzeń padł na byłego senatora PO i jego przyjaciół, na co Misiak reagował i do dziś reaguje stanowczym dementi. Także pozwami, i to wygranymi, jak w przypadku czterech dziennikarzy i redaktorów „Faktu” oraz ich tekstu o grupie „frustratów”. Wszyscy zostali skazani z art. 212 kodeksu karnego, czyli za pomówienie. – Nigdy nie zapomniał Tuskowi tego, co zrobił w 2009 r. Wtedy załamała się jego polityczna kariera, na którą tak mocno stawiał – mówi osoba, która zna Misiaka od lat. – I jeszcze jedna ważna rzecz: Misiak to bardzo inteligentny człowiek, potrafiący planować na wiele kroków do przodu.
Nowe fakty uzasadniałyby jednak wznowienie procesu karnego o zniesławienie, który wytoczyli Misiak z Oliwą dziennikarzom gazety „Fakt”. Ale przede wszystkim uzasadniają potrzebę wznowienia głównej sprawy podsłuchowej.
Rozmawiając z byłym senatorem, dziś szefem rady nadzorczej Work Service, można odnieść wrażenie, że umniejsza niewygodne dla siebie relacje, a pewne fakty nawet pomija.
Takie jak to, że Work Service kupił spółkę od założonej przez Falentę firmy Electus. Chodzi o WS Support, która w czasach, gdy należała do Electusa, nazywała się Żak System i działała w branży utrzymania czystości. W lutym 2010 r. Żak przeszedł w ręce Work Service. Misiak o tej transakcji nie wspomina, bo było to w czasach, gdy przecież nie znał się z Falentą. Tyle że do transakcji doszło w momencie, gdy właścicielem Electusa był Dom Maklerski IDM, w którym Falenta wraz ze swoim ojcem Waldemarem miał aż 45 proc. głosów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy spółki29, na dodatek starszy z Falentów zasiadał w radzie nadzorczej Electusa. Przede wszystkim jednak do 1 kwietnia 2010 r. prezesem Electusa był… Marek Falenta30. Czyżby sprzedał swoją spółkę innej firmie, nie znając jej założyciela i ważnego akcjonariusza?31 Żeby było ciekawiej, pod koniec 2010 r. Electus, z Waldemarem Falentą w składzie rady nadzorczej, jako udziałowiec mniejszościowy wrócił do Żaka, który wtedy nazywał się już Medi Staff. I pozostał w nim do 2015 r.
I jeszcze jedno – Misiak nie wspomina, że styczność biznesową z HAWE miał wcześniej niż Falenta. W piśmie do marszałka Senatu z czerwca 2010 r. przyznał się do posiadania akcji tej firmy w 2008 r.32 Z kolei Falenta wszedł do niej trzy lata później. Pojawia się pytanie o to, kto w takim razie kogo wprowadzał do HAWE. Falenta Misiaka czy może Misiak Falentę?
Ale nie to jest najważniejsze. Tomasz Misiak miał też silne, jeśli nie silniejsze od Falenty, związki z Rosją. Nie dość, że do niedawna prowadził tam interesy, to jeszcze spółki, które należały do jego Work Service, były obsługiwane w tej samej kancelarii na Cyprze co spółki Andrieja Skocza, Aliszera Usmanowa i ich polskich znajomych, czyli rodziny Szustkowskich.
Ważnymi postaciami w sztandarowej firmie Misiaka, czyli Work Service, są dwaj amerykańscy biznesmeni z greckimi korzeniami – Panagiotis Sofianos oraz Paul Andrew Christodoulou. Pierwszy do maja 2019 r. był