dla pieniędzy, dla ludzi – rzekł pastor.
Wiedziała, że jeśli czegoś nie zrobi, to straci rodzinę. Poszła więc do szpitala, oferując swój czas bezpłatnie. Pierwszego dnia mogła trzymać rękę starszej kobiety, którą czekała operacja raka piersi, czytać książkę niewidomemu mężczyźnie, pójść na spacer, pchając przed sobą wózek chłopca, który w wypadku stracił nogę. Usługiwanie innym nadało sens jej życiu, usuwając melancholię. Mąż znów chętnie wracał do domu, a ich małżeństwo odzyskało dawny blask.
Służba na rzecz innych wyraża troskę i miłość o nich. Oddając im przysługę, jednocześnie oddajemy cześć Bogu, co zalecił apostoł Paweł, pisząc: „Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek czynicie, wszystko czyńcie na chwałę Bożą” (1Kor 10:31).
Z naszym życiem jest jak ze zbożem – ziarenka, które zjadamy, znikają bezpowrotnie, natomiast rozsiewane – pomnażają się. Usługując, wzbogacamy innych i budujemy królestwo Boże, a żyjąc dla siebie, okradamy świat i samych siebie.
Postawa: „A co ja z tego mam?” przyczynia się do upadku rodzin i Kościołów, dlatego Jezus poświęcił w swoim nauczaniu tak wiele miejsca usługiwaniu. Jak wyrugować ego, które przeszkadza nam służyć innym? Jezus wykonał pierwszy krok, umierając na krzyżu za nasze grzechy. Przyjęcie zbawienia, które umożliwił swoją ofiarą, zadaje cios naszemu „ja”, gdyż wymaga przyznania, że bez Jego daru bylibyśmy zgubieni.
Drugim krokiem jest usługiwanie naszym talentem. Nie chodzi tu o serwilizm ani o oportunistyczną służalczość obliczoną na poklask czy nagrodę, które cechowały ludzi obnoszących się z zewnętrzną pobożnością, a jednocześnie niedbających o chorych, sieroty i wdowy.
Jaka jest Twoja motywacja? Apostoł Paweł napisał, że Bóg „pojednał nas z sobą przez Chrystusa i zlecił nam posługę jednania” (2Kor 5:18). Ma nas motywować wdzięczność za to, co Chrystus uczynił dla nas, umierając na krzyżu za nasze grzechy. Bez takiej motywacji nawet służba bliźnim może być skażona przez nasze ego i obliczona na pokaz.
Odkąd Jezus połączył ludzi z Bogiem za sprawą ofiary na Golgocie, każdy wierzący jest powołany do kapłaństwa, które kiedyś było wyłącznym udziałem patriarchów i kapłanów. Odtąd każdy z nas ma wstawiać się za bliźnimi, usługiwać potrzebującym i nauczać prawd Bożych (1P 2:9; Ap 5:9-10).
Wielu z nas wyrosło w przekonaniu, że duchowa służba jest powinnością duchownych, ale od śmierci Chrystusa wszyscy wierzący są powołani do roli, którą kiedyś sprawowali tylko kapłani. Apostoł Piotr napisał: „Wy również, niby żywe kamienie, jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa” (1P 2:5).
Wszyscy jesteśmy powołani do służby Bogu i bliźnim, ale nie wszyscy do takich samych zajęć. Bądźmy wobec siebie wyrozumiali, gdyż Bóg stworzył nas różnymi nie bez przyczyny. Jeśli chcemy mieć satysfakcję i radość w życiu, musimy mieć pasję, poznać swój temperament i dary duchowe, a także prosić Boga o wdzięczne i poświęcone dla Niego serce.
7. Żywy organizm
Odkrycie i zastosowanie talentów w służbie dla ludzi pozwala odnaleźć swoją tożsamość i miejsce. Podobnie jest z duchowymi darami. Odnalezienie i wykorzystanie ich wskazuje nam miejsce w królestwie Bożym na ziemi, które Nowy Testament nazywa ciałem Chrystusa.
Ciało jest w pełni sprawne, kiedy każdy z jego członków i organów spełnia swoją funkcję. Biblia przyrównuje wierzących do ciała, którego głową jest Jezus Chrystus (Ef 1:22–23). Tak jak ciało ludzkie składa się z wielu współzależnych organów, tak i ciało Chrystusa, jak napisał apostoł Paweł:
Gdyby całe ciało było wzrokiem, gdzież byłby słuch? Lub gdyby całe było słuchem, gdzież byłoby powonienie? Lecz Bóg, tak jak chciał, stworzył różne członki, umieszczając każdy z nich w ciele. Gdyby całość była jednym członkiem, gdzież byłoby ciało? Tymczasem zaś wprawdzie liczne są członki, ale jedno ciało. Nie może więc oko powiedzieć ręce: „Nie jesteś mi potrzebna” albo głowa nogom: „Nie potrzebuję was” (1Kor 12:17–21).
Mówiąc o ciele Chrystusa czy Kościele, nie mam na myśli budynku ani poszczególnych wyznań, lecz ludzi wierzących. Greckie słowo ekklesia, które tłumacze Nowego Testamentu oddają jako „Kościół”, oznacza bowiem ludzi wierzących, którzy współdziałają na rzecz królestwa Bożego.
Każdy organ ciała ludzkiego jest cudem. Na przykład oko, które zainspirowało wynalazek aparatu fotograficznego i kamery, ma zadziwiającą budowę. Posiada zaledwie 25 mm średnicy, a potrafi dojrzeć obiekty tak odległe jak gwiazdy i tak małe jak ziarenko piasku. Nasz mózg jest bardziej skomplikowany niż największe komputery świata razem wzięte, składając się z około 100 miliardów komórek nerwowych, z których każda zawiera więcej informacji niż wielotomowa encyklopedia, a połączona jest z innymi neuronami, przy czym liczba tych połączeń wynosi 100 bilionów, co przewyższa ilość gwiazd w znanych nam galaktykach! Nasze serce przetacza około 7600 litrów krwi dziennie, 193 miliony litrów w ciągu 70 lat, uderzając w tym czasie dwa i pół miliarda razy! Mięsień sercowy każdej godziny wykonuje pracę równą podniesieniu 1400 kg na wysokość 30 centymetrów. Niemniej efektywna jest praca nerek, płuc, nosa, uszu, ust, nóg, rąk i innych organów.
Bóg, który tak cudownie stworzył nasze fizyczne ciała, niemniej hojnie obdarzył Kościół. Wyposażył każdego z nas w unikalną kombinację osobowości, zamiłowań i darów duchowych, między innymi po to, aby każdy z nas mógł mieć swój wkład w budowanie królestwa Bożego.
Co się dzieje, kiedy niektórzy nie rozwijają swego potencjału? Czy ciało może funkcjonować bez rąk? Tak, ale nie jest w pełni sprawne. Ciało Chrystusa może działać w osłabieniu, ale pełnię potencjału osiąga wtedy, kiedy wszystkie jego członki współdziałają.
Niewielkie organy, takie jak język czy uszy, są tak samo ważne jak ręce czy nogi. Serce czy płuca nie są widoczne, tak jak włosy czy nos, ale bez nich nie da się żyć. Nerki czy wątroba nie otrzymują takich pochwał, jak ładna buzia czy oczy, a są przynajmniej tak samo ważne. Apostoł Paweł napisał o tym z odrobiną humoru:
Jeśliby rzekła noga: Ponieważ nie jestem ręką, nie należę do ciała; czy dlatego nie należy do ciała? A jeśliby rzekło ucho: Ponieważ nie jestem okiem, nie należę do ciała; czy dlatego nie należy do ciała? Jeśliby całe ciało było okiem, gdzież byłby słuch? A jeśliby całe ciało było słuchem, gdzież byłoby powonienie? (1Kor 12:15–17).
Dopiero kiedy wszystkie duchowe dary są w użyciu, tworzymy wielką orkiestrę grającą ku chwale Boga. Pewnego razu dyrygent Michael Costa zainaugurował pierwszą próbę w nowym mieście z dużą orkiestrą symfoniczną oraz 100-osobowym chórem. Rozdał nuty i dał chórowi sygnał, by rozpoczął. Organy dołączyły do chóru niczym grzmot wodospadu. Na znak dyrygenta ruszyły skrzypce, zadęto w rogi i trąby, uderzono w cymbały i gongi. Wtedy młodzieniec grający na pikolo odłożył swój mały instrument i odwrócił wzrok od nut. „W takim hałasie, kto mnie usłyszy?” – pomyślał. W chwilę później Costa jednym ruchem powstrzymał wszystkie dźwięki. Nastąpiła długa chwila wyczekiwania, bo ktoś się zagapił. Tę ciszę miał wypełnić wysoki dźwięk pikolo…
Trzeba wielu nut, aby stworzyć symfonię, wielu kolorów, aby namalować obraz, wielu słów, aby napisać książkę, współdziałania wielu części, aby ruszył samochód. Kiedyś po dłuższym pobycie w okolicach Los Angeles, gdzie studiowałem, nadszedł czas powrotu do Chicago. Przede mną było około 3000 km, a więc dwa dni jazdy, w tym przez zaśnieżone Góry Skaliste, dlatego sprawdziłem poziom oleju, płynów chłodniczego i hamulcowego. Wszystko było