Monika Rzepiela

Szlacheckie gniazdo


Скачать книгу

z mężem. Czyżby już jej nie kochał? A tak szalał za nią!

      Z kolei Cisowska zastanawiała się, gdzie się podział ten pełen kawalerskiej fantazyji młodzian, który pojedynkował się o nią na szable z innym zakochanym szlachcicem. Wyszła za Kajetana, bo jej imponował i, co najważniejsze, wygrał w pojedynku jej rękę. Nie zastanawiała się nad tym, czy go kocha. Po prostu założyła, że skoro odznaczał się odwagą i walecznością jak na prawdziwego szlachcica przystało, będzie z nim szczęśliwa. Och, jakże się pomyliła! Wkrótce po ślubie Kajetan zaczął tyć i zniknął gdzieś jego temperament. Okazał się statecznym panem rozkochanym we wszystkim, co polskie, który w żadnym razie nie licował z walecznym kawalerem potrafiącym wygrywać pojedynki o serca dam. Zaledwie po roku małżeństwa w ich związek zakradła się rutyna, która bardzo ciążyła zarówno jemu, jak i jej. Ona, by zabić nudę, oddawała się śledzeniu najnowszych trendów w modzie, on – pańskim rozrywkom. Żyli obok siebie, gdyż inaczej się nie dało, lecz w ich sercach gościła pustka.

      – Mamy zaproszenie na chrzciny do Pawłówki – rzekł Cisowski zdawkowo i, nie czekając na odpowiedź, opuścił buduar. Wiedział, że żona nie będzie chciała udać się do krewnych, lecz to on rządził w majątku i we dworze. Ostatecznie będzie musiała postąpić wedle jego woli.

      Pani powiodła za nim wzrokiem i zamyśliła się głęboko. Wciąż stał jej w pamięci ów dzień, gdy przed kilkoma laty oskarżyła Eleonorę o kradzież złotej broszki, którą dostała od swej matki przed jej śmiercią. Była to ważna pamiątka rodzinna. Ozdoba zawsze leżała w ulubionej szkatułce. Kiedy Cisowska nie mogła jej znaleźć, oskarżyła Pawłowską o przywłaszczenie cacka. Tak się złożyło, że pamiętnego dnia Pawłowscy gościli w Cisach. Eleonora gorąco zaprzeczała, ale gdy Dorota wykrzyczała jej w twarz swoją złość, uniosła się niepohamowanym gniewem i czym prędzej opuściła dwór krewniaczki. Gracjan, jak bywa w takich przypadkach, również pokłócił się z Kajetanem. Tak rozeszły się drogi obydwu państwa. Jeden jedyny raz Cisowscy od czasu kłótni gościli w Pawłówce, gdy urodziła się Leontyna Olga i trzeba było w pośpiechu ochrzcić dziecko.

      Dorota złożyła gruby tom i zostawiwszy go na ławeczce, wyszła z buduaru. Poprawiła suknię i poczęła krążyć między klombami, głęboko wciągając orzeźwiające powietrze. Rogówka jej stroju była tak szeroka, że dama niemal nie mieściła się na ścieżce. Barwny wachlarz, którym od czasu do czasu poruszała, dopełniał jej cudzoziemskiej toalety.

      Wróciwszy do dworu, na moment zajrzała do dziecinnego pokoju, w którym młoda niańka piastowała Klaudynę. Pobawiwszy się przez chwilę z córeczką, udała się do swej alkowy. Tam zaś pokojowa, która była również garderobianą, usiłowała przesunąć stary kufer z odzieżą w stronę okna.

      – Co robisz, Greto? Po co przesuwasz mój kufer?

      – Chciałam pozamiatać – odparła służąca.

      – Nie ma potrzeby. Sprzątałaś w alkowie dwa tygodnie temu.

      – Tak, ale przecie robią się pajęczyny, jaśnie pani. A kufra to już Bóg wie kiedy nie przesuwałam.

      – Rób, co chcesz – westchnęła Dorota i opadła ciężko na stojący obok rokokowy fotel. Była bezgranicznie znudzona.

      Greta krzątała się w milczeniu z miotłą w ręku, gdy nagle pochyliła się i dobywszy z dziury w ścianie połyskujący klejnot, wykrzyknęła:

      – Znalazłam broszkę jaśnie wielmożnej pani!

      Dorota poderwała się z fotela tak szybko, jak jej na to pozwalała rozłożysta suknia.

      – Gdzie ją znalazłaś?! – zawołała podniecona.

      – Tu! W mysiej norze leżała – wyjaśniła służka.

      – Mój Boże, tyle razy przetrząsałam alkowę, a nie znalazłam klejnotu. Musiał diabeł ogonem przykryć, że go dotąd nie zauważyłam – stwierdziła pani.

      – Ano tak – przyznała pokojowa. – Diabeł to różne psikusy ludziom wyczynia.

      Dorota już nie usłyszała tych słów, bo pospiesznie wyszła z alkowy i udała się na poszukiwanie męża. Zastała go na ganku z fajką w ustach, ubranego w kontusz oraz żupan i zapatrzonego w dal. Musiał nad czymś nieźle się głowić, że stał tam nieruchomy niczym słup soli. Nawet gdy żona się zbliżyła, nie zareagował.

      Chrząknęła.

      – Kiedy te chrzciny? – zapytała, wachlując się.

      – Za dwa tygodnie. Z początkiem czerwca – wyjaśnił, pykając fajkę.

      – Zgadzam się jechać.

      – To dobrze.

      – Pora zakończyć waśnie. Chcę się pogodzić z kuzynem i jego żoną.

      Spojrzał na nią drwiąco.

      – I dopiero teraz przyszło ci to do głowy? – zapytał, poprawiając na wydatnym brzuchu słucki pas. – Wiele razy nalegałem na zgodę, ty jednak zawsze ostro się temu przeciwstawiałaś. Nie wiadomo, czy Pawłowscy będą chcieli się pojednać.

      – Na pewno, skoro proszą nas na chrzciny – zakonkludowała pani.

      Nazajutrz wybrała się do pracowni krawieckiej w Jaśle, gdzie kupiła najmodniejszą suknię oraz trzy parasolki, wachlarze w orientalne wzory i kolorowe wstążki. Nie omieszkała odwiedzić również perukarza, u którego zamówiła białą, wysoką perukę układającą się w miękkie pukle. Nie liczyła się z groszem, gdyż chciała przyćmić Eleonorę Pawłowską, która – była tego pewna – również wystroi się na chrzciny córki. Modne damy prześcigały się w toaletach tak, jak ich mężowie w szlacheckich rozrywkach. Wszyscy o tym wiedzieli i nikt się temu szczególnie nie dziwił.

      Gdy nastał dzień sakramentu, Cisowscy wsiedli do powozu i udali się do Pawłówki. Florentyna została we dworze razem z Klaudyną, gdyż Dorota ani myślała zabierać córkę ze sobą. Kajetan również przy tym nie obstawał. Wszyscy wiedzieli, że w gości nie jeździ się z małymi dziećmi, bo tylko kłopot z tego wynikał. Maluchy pozostawały w swoich pokojach pod opieką piastunek albo bon. Tam było ich miejsce.

***

      Tymczasem w Pawłówce szykowano się do kościoła. Chrzestni, którzy pochodzili z dalszej rodziny, niecierpliwie czekali w bawialni. Gracjan oraz Elwira ubrani czekali na Eleonorę, która z pomocą Tekli kończyła pudrować na biało swe ciemne włosy. Pawłowska nie zdążyła zaopatrzyć się w modną perukę, więc musiała ufryzować loki. Było nie do pomyślenia, by goście zobaczyli ich naturalną barwę. Gdyby tak się stało, dostałaby zawału!

      Kiedy przybyli do świątyni, państwo Pawłowscy zaraz zajęli przysługującą im od pokoleń ławkę. To samo uczynili Cisowscy. Dorota zaczęła się rozglądać, by zobaczyć, kto jaki strój ma na sobie, a zwłaszcza, co włożyła Eleonora. Wprawne oko modnej damy od razu wypatrzyło, że kuzynka ma upudrowane włosy. Gdy to stwierdziła, po jej owalnej twarzy przemknął pełen zadowolenia uśmiech. Stało się więc tak, jak pragnęła: przyćmiła toaletą Pawłowską! Och, będzie miała o czym opowiadać, gdy do Cisów zjadą goście.

      Ksiądz ochrzcił Elwirę, która nawet nie zapłakała. Hrystyna, która również była na mszy wraz z rodziną, lecz stała z tyłu pod chórem, jak wszyscy chłopi, poczuła ukłucie zazdrości, widząc bogate stroje dam. Jej nigdy nie będzie dane przymierzyć sukni z rogówką albo chociażby wachlować się. Żadna chłopka nie mogła sobie pozwolić na podobny zbytek. Suknie, szale, barwne wachlarze, wstążki, trzewiki, peruki – to wszystko było dostępne wyłącznie dla jaśnie wielmożnych pań. Tylko one miały tyle pieniędzy