porządku? Nie jestem zbyt ciężka? – szepnęła Amber.
– Nie martw się – odparł Ti’an. – Ciągle nic nie czujesz?
– Nie. Pęta są zbyt świeże, jeszcze działają.
– Nie wiem, co oni dla nas szykują, ale to mi się nie podoba. To…
Jeden z ludzi Pokiereszowanego tak silnie uderzył Ti’ana w tył głowy, że ten, niosąc Amber, mało się nie wywrócił. Na szczęście złapał równowagę.
– Cisza! Możecie mówić tylko wtedy, kiedy wam się rozkaże!
Amber spiorunowała go wzrokiem i na twarzy mężczyzny pojawił się grymas.
Nagle z namiotu dobiegł straszliwy krzyk, wrzask przerażenia i cierpienia, który natychmiast ustał. Zaraz też podniosła się skórzana ścianka namiotu i pojawił się mężczyzna w zbroi, ciągnąc za sobą jednego z Piotrusiów. Ręka w stalowej rękawicy miażdżyła mu ramię. Chłopiec chwiał się na nogach, miał błędny wzrok, a z ust spływała mu strużka śliny. Co się stało? Wyglądał tak, jakby jego umysł opuścił ciało!
Amber widziała już ten wyraz twarzy. Nagle doznała olśnienia, a jej oczy powędrowały wzdłuż rozpiętej koszuli chłopca.
Straszny żelazny pierścień tkwił w jego pępku, pozostawiając strugę krwi na spodniach.
Pierścień pępkowy!
Zimny dreszcz przebiegł po plecach dziewczyny. W jaki sposób Ozyjczycy wpadli na ten straszny pomysł? To niemożliwe! Nie tutaj! Jeszcze nie!
Spijacz Niewinności! To on!
To był jego podpis. Ten potwór nie zwlekał z rozpropagowaniem swoich metod. Ledwie zdążył zająć miejsce imperatora, a już wysłał swoich ohydnych posłańców, żeby rozpowszechnili jego potworne tortury. Brązowe Miasto musiało być jednym z pierwszych w imperium, w którym stosowano pierścień pępkowy.
I jakby dla potwierdzenia mężczyzna zaśmiał się hałaśliwie:
– Działa! Pierścień czyni ich uległymi! Prawdziwe marionetki! Trzeba im wszystkim założyć pierścienie! Wszystkim dzieciakom w mieście!
Podniecony tłum się poruszył. Pod namiotem zabrzmiał kolejny krzyk i Amber zaczęła drżeć.
Wtedy Pokiereszowany dał znak swoim strażom, by podeszły, a Piotrusie poszli za nimi. Badający przyjrzał się pierwszemu w szeregu trzynastoletniemu chłopcu, o rudych włosach i przerażonym wyglądzie. Amber znała go trochę, miał na imię Damien.
Potem badający chwycił swój przyrząd i umieścił przed chłopcem.
Przedmiot ten dziewczyna natychmiast rozpoznała. Kulę wielkości jabłka z pokrytej patyną miedzi. Jej połowę stanowił wypukły szklany cyferblat, na którym widniała wskazówka i dwanaście liczb.
Astronaks. Wynalazek Luganoffa pozwalający zmierzyć u żywej istoty siłę jej przeobrażenia.
Igła skoczyła przed Damienem.
– I co? – zapytał Pokiereszowany z niepokojem.
– Cztery i pół.
– To za mało, mogę go sprzedać, tak? Nie osiągnął pięciu!
Badający raz jeszcze przeciągnął astronaksem przed Damienem i wskazówka ponownie podskoczyła.
– W sumie jest blisko pięciu – powiedział. – Dalej, ten idzie do imperatora, nie mam ich zbyt wielu. Otrzymasz zwyczajowy ryczałt od naszego skarbnika.
Tłum czekał z niecierpliwością, hałaśliwie komentując to, co widział. Wciąż pamiętał o dwóch ChloroPiotrusiofilach.
Pokiereszowany zacisnął zęby.
– Jak wszystkich weźmiesz dla imperatora, to nie zarobię za dużo – rzucił z wściekłością.
– To nie ja ustalam reguły. Jeśli nie jesteś zadowolony, poskarż się maesterowi Morkovinowi – odparł badający, popychając Damiena w kierunku wagonów. – Ten jedzie do fabryk Eliksiru!
Dwaj żołnierze złapali młodego Piotrusia za ramiona i zmusili, by wsiadł do wagonu, gdzie rozciągnął się jak długi między dwoma innymi nastolatkami.
Fabryki Eliksiru! Nie! Tylko nie to!
Serce Amber zaczęło bić jak oszalałe. To było coś najgorszego. Nie mieli żadnych szans. Albo pojadą do rzeźni, gdzie pozwolą pozbawić się swojego przeobrażenia i umrą jak zwierzęta, albo staną się zombie i na zawsze stracą swoją moc.
Astronaks błyszczał, łapiąc promienie słońca, kiedy wezwano kolejnego Piotrusia.
Amber przeklinała tę piekielną machinę.
Potem nagle, wśród czarnych myśli i ogarniającej beznadziei, z głębin jej pamięci wypłynęło na powierzchnię ciekawe odczucie. Przypomniała sobie, że astronaks był szczególnym przedmiotem, prawie mitycznym dla wszystkich Ozyjczyków. Był tylko jeden taki na świecie. I Amber dobrze znała ostatnią osobę, która go posiadała.
Był nią Tobias.
8
Zgubny miód
Gniew przerodził się we wściekłość.
W obliczu krzywdy wściekłość wywołuje przygnębienie.
Amber widziała, jak jej towarzysze sprzedawani są jeden po drugim. Trzej zostali wysłani do wagonów towarowych, przerobi się ich na Eliksir.
Dziewczyna starała się sięgnąć jak najdalej w głąb siebie, by obudzić łączność z Jądrem Ziemi. Tylko jedno włókno, szczypta obecności, tyle, aby wystarczyło jej do przemieszczenia się i uniesienia całej rampy, tak żeby uwolniła swoich przyjaciół. W szalonej ucieczce będą mieli niewielkie szanse na dotarcie do bram miasta, być może nawet wszyscy zginą poza tymi murami, gdy zetkną się z wrogą przyrodą, o której nic nie wiedzą. Jednak Amber wolała taki los od tego, który ich tu czekał.
Czuła się winna, że nie zrobiła nic u Żarłoków wtedy, kiedy jeszcze mogła. Ale skąd to mogła wiedzieć? Teraz ma obowiązek ich stąd wyciągnąć. I dowiedzieć się, w jaki sposób astronaks przeszedł z rąk Tobiasa w ręce Ozyjczyków. Czy to możliwe, że on tu jest?
Jego kabinę strawiły płomienie. On nie żyje.
Więc kto? Zdrajca, który wykradł Skalny Testament? Musi się dowiedzieć. Żeby to jednak zrobić, musi być wolna.
Badała swoje ciało, pospiesznie zaglądała do każdej części swego wnętrza w poszukiwaniu odrobiny ciepła, najmniejszego kontaktu z przeobrażeniem. Ale nic się nie zmieniało. Była tylko zwykłą nastolatką, w dodatku niemogącą korzystać z nóg, zdaną na łaskę kogokolwiek, uzależnioną od ramion Ti’ana i Gregora.
Nadeszła ich kolej.
Pokiereszowany wyciągnął ręce, aby przedstawić ich badającemu.
– To szczególna dziewczyna – uprzedził. – Chcę za nią naprawdę dużo.
– Nie ty ustalasz stawki, tylko astronaks! Cofnij się! Daj mi pracować!
– A ten to nietypowy egzemplarz! – nie odpuszczał Pokiereszowany, wskazując ChloroPiotrusiofila. – Z tyłu jest jeszcze jeden taki. Nie sprzedam ich tanio, nawet maesterowi Morkovinowi! Rzadki produkt, specjalna cena!
Badający zaniemówił, otworzył tylko usta ze zdumienia.
Zszokowany przyglądał się cyferblatowi astronaksu.
– Co to… – bełkotał. – Skąd jest ta dziewczyna?
Pokiereszowany pochylił się, by też zobaczyć cyferblat. Zmrużył oczy.
– Jasny piorun! – zaklął.