Отсутствует

Stosunki międzynarodowe. Antologia tekstów źródłowych


Скачать книгу

opartą na potędze. Każda polityka międzynarodowa zawiera w sobie ciągłe zderzenia różnych woli, bo składa się ona ze stosunków pomiędzy suwerennymi państwami, które uważają, że są władne samodzielnie stanowić o swoim losie. Tak długo, jak jednostki te nie są podporządkowane prawom lub jakiemuś arbitrażowi, pozostają one w ciągłej rywalizacji, bo każda z nich narażona jest na skutki działań pozostałych i w sposób nieunikniony jest niepewna ich intencji. Jednak owo wzajemne ścieranie się woli niekoniecznie uruchamia rywalizację wojskową (dotyczącą potencjałów czy też faktyczną). Stosunki pomiędzy jednostkami politycznymi nie zawsze mają charakter wojowniczy, a stosunki pokojowe ulegają co prawda wpływowi przeszłych lub przyszłych działań wojennych, ale nie są przez nie determinowane.

      I. Siła, potęga i władza

      Zarówno język francuski, jak niemiecki i angielski rozróżniają pojęcie potęgi i pojęcie siły, power and strenght, Macht und Kraft. Nie wydaje mi się, by sprzeczne z duchem tych języków było zarezerwowanie pierwszego z tych terminów dla stosunków międzyludzkich, do samego działania, drugiego zaś dla środków, siły mięśni jakiegoś człowieka czy uzbrojenia jakiegoś państwa.

      Człowiek silny w sensie fizycznym to ten, który dzięki swej wadze lub sile mięśni jest zdolny stawiać opór innym lub przymuszać ich do czegoś. Siła jednak jest niczym, gdy brak jej bodźca, przemyślności i zdecydowania. Toteż proponujemy, by w odniesieniu do zbiorowości rozróżnić siły (wojskowe, gospodarcze, nawet moralne) i potęgę, która oznacza uruchomienie tych sił w określonych warunkach i w określonym celu. Gdy możliwe są przybliżone szacunki dotyczące sił, to w oparciu o nie można dokonać szacunku dotyczącego potęgi, jednak margines błędu będzie w tym przypadku większy. Rozbieżność między potęgą obronną i potęgą ofensywną, między potęgą w czasie wojny a potęgą w czasie pokoju, potęgą na danym obszarze geograficznym a potęgą poza tym obszarem jest tak duża, że mierzenie którejś z nich w przekonaniu, że jest to miara absolutna i sięgającą istoty rzeczy, wydaje mi się bardziej szkodliwe niż użyteczne. Szkodliwe dla polityka, który sądziłby, że posiada jakieś dokładne informacje, podczas gdy otrzymał tylko sprawiające wrażenie ścisłości dane o jakiejś wypadkowej o niejasnym znaczeniu. Szkodliwe dla uczonego, który stosunki pomiędzy państwami, a więc zbiorowościami ludzkimi, chciałby zastąpić porównywaniem potencjałów materialnych, pozbawiając w ten sposób swe badania prawdziwego sensu.

      Pojęcie siły również wymaga pewnych rozróżnień. Przynajmniej do nastania ery atomowej istotą wojny, jej spełnieniem była walka. Jakakolwiek byłaby narzucona przez postęp uzbrojenia odległość między wrogimi liniami, starcie żołnierzy zawsze było próbą ostateczną, porównywalną z płatnością w gotówce, na której kończą się zawsze wszystkie operacje dokonywane na kredyt. Albowiem w rozstrzygającej chwili, a więc w dniu przystąpienia do walki, wynik zależy już tylko od faktycznie zmobilizowanych sił, surowców już przerobionych na armaty i pociski oraz przygotowanych do służby wojskowej obywateli. „Kierownictwo wojny nie otrzymuje bowiem węgla, siarki i saletry, miedzi i cynku, aby wyrabiać z nich proch i działa, ale gotowy już oręż o określonym działaniu” (Clausewitz 1958: t. 1, s. 106).

      Potencjalną siłą nazwijmy całość materialnych, ludzkich i moralnych zasobów, jakimi każda jednostka dysponuje na papierze, siłą faktyczną zaś te z zasobów, które zostały zmobilizowane do prowadzenia polityki zagranicznej, tak w czasie wojny, jak i w czasie pokoju. W czasie wojny pojęcie faktycznej siły zbliża się swym znaczeniem do pojęcia siły wojskowej (jednak pojęcia te nie pokrywają się ze sobą całkowicie, bo na przebieg działań częściowy wpływ mają także inne niż wojskowe sposoby prowadzenia walki). W czasach pokoju faktyczna siła nie pokrywa się z siłą wojskową, bo dywizje, floty i lotnictwo, in being, lecz nie używane, są tylko jednym z wielu instrumentów, którymi posługuje się polityka zagraniczna.

      Elementem pośredniczącym między siłami potencjalnymi i siłami faktycznymi jest mobilizacja. Siły, których może użyć jednostka polityczna rywalizująca z innymi jednostkami, odpowiadają nie jej potencjałowi, lecz jej zdolności mobilizacyjnej. Ta zaś zależy od różnorodnych okoliczności, które można sprowadzić do dwóch abstrakcyjnych terminów: wydolności i woli. A więc: warunków dotyczących wydolności gospodarczej czy administracyjnej i warunków dotyczących zdecydowania całej zbiorowości, potwierdzonego przez przywódców i znajdującego poparcie wśród mas, które to czynniki zmieniają się w zależności od epoki.

      Czy potęga ludzi sprawujących władzę jest tej samej natury, co potęga jednostek politycznych?

      Związek pomiędzy pojęciami31 władcy wewnątrz jednostki politycznej i potęgi jednostki politycznej jako takiej jest łatwy do zauważenia. Jednostka polityczna pojawia się tylko w przeciwstawieniu do otoczenia, staje się sobą dopiero, gdy jest zdolna do działania na zewnątrz. I jako jednostka polityczna nie może ona działać inaczej niż za pośrednictwem jakiegoś czy jakichś ludzi. Ci, którzy dochodzą do potęgi – by dosłownie przełożyć wyrażenie z języka niemieckiego (an die Macht kommen) – to przywódcy, reprezentanci jednostki politycznej na zewnątrz. Lecz zarazem ich zadaniem jest zmobilizowanie sił swej jednostki, by mogła ona przeżyć w dżungli, w której igrają „bezlitosne potwory”. Innymi słowy, wobec faktu, że stosunki międzynarodowe nigdy nie wyszły ze stadium stanu natury, ludzie władzy, to znaczy ci, którzy są odpowiedzialni za naród, są zarazem ludźmi dysponującymi potęgą, czyli depozytariuszami dalekosiężnej zdolności wpływania na postępowanie swych bliźnich i nawet na samo istnienie zbiorowości.

      Analiza ta nie prowadzi nas jednak do mieszania pojęć potęgi władcy. Działanie polityka, gdy jest skierowane do wewnątrz, ma inne znaczenie i dotyczy innego uniwersum, niż wtedy, gdy jest skierowane na zewnątrz, nawet jeśli i tu, i tam polega ono na zabieganiu o wpływ na postępowanie innych ludzi. Niezależnie od tego, czy suweren będzie dziedzicznym monarchą, czy też przywódcą partyjnym, czy powoływać się on będzie na swe urodzenie, czy na wynik wyborów, uważa się on za władcę prawomocnego i tym łatwiej znajduje posłuch, im szerzej ta prawomocność jest uznawana. Okoliczności, które umożliwiły temu to a temu dojście do władzy, często zostają spisane, podobnie jak zasady wedle których suweren powinien sprawować rządy. Wybór głowy państwa i sposób sprawowania zwierzchności są, krok po kroku, instytucjonalizowane. Instytucjonalizacja, w nowoczesnych społeczeństwach, nabiera charakteru prawnego i wyraża się w przestrzeganiu pewnych ogólnych zasad. Lecz we wszystkich epokach – przynajmniej implicite – istniało rozróżnienie pomiędzy rozkazami najeźdźcy i rozkazami prawomocnego władcy. Przynajmniej na początku najeźdźca używa lub odwołuje się do czystej siły, podczas gdy suweren uważa się za rzecznika samej społeczności pełniącego swą funkcję zgodnie z tradycją czy prawem, które ustanowiło reguły sukcesji zgodnie ze zrządzeniem losu lub też odczuciami ludu.

      Jednakowoż mylenie władcypotęgą nie wynika tylko z roli, jaką depozytariusze władzy odgrywają na scenie międzynarodowej. Ci ostatni często na początku byli ludźmi dysponującymi potęgą, którzy odnieśli sukces. Wszystkie jednostki polityczne – w tym także państwa o ustrojach konstytucyjnych – swoje powstanie zawdzięczają przemocy. Małych Francuzów uczy się tego w szkole: przez tysiąc lat królowie budowali Francję. Autorzy naszych podręczników nigdy nie zdają się być skrępowani, ani gdy przywołują pamięć wojen, w czasie których królowie, walcząc z własnymi panami feudalnymi bądź z obcymi władcami, dokonywali zjednoczenia narodowego, ani gdy mówią o przemocy, którą posłużyli się rewolucjoniści w roku 1789, 1830 i 1848, obalając władzę królewską. Nawet w roku 1958 głosowanie w Zgromadzeniu Narodowym było raczej kamuflażem braku legalnych podstaw nowego ustroju niż aktem nadania mu pieczęci legalności.