Отсутствует

Stosunki międzynarodowe. Antologia tekstów źródłowych


Скачать книгу

będzie bomby termojądrowe, które, spadając na miasta drugiej strony, spowodowałyby miliony ofiar. Czy można jeszcze mówić o większej lub mniejszej potędze, o równowadze i nierównowadze, skoro strona, która ma najmniej bomb termojądrowych i najmniej doskonałe środki ich przenoszenia, ma i tak zdolność zadania nieprzyjacielowi strat nieproporcjonalnych z zyskami, jakie można by wyciągnąć z jakiegokolwiek zwycięstwa?

      Pokój oparty na strachu w sposób fundamentalny różni się od każdego innego pokoju opartego na potędze (przez równowagę, hegemonię lub imperium). Równowaga sił jest zawsze przybliżona, niejednoznaczna i w każdej chwili zagrożona albo przez przejście na stronę rywala jakiejś drugorzędnej jednostki, albo przez nierównomierny rozwój głównych państw. Szacunki dotyczące sił są niepewne: dopiero w chwili próby ujawniają się zalety armii i narodów. Przebieg działań wojennych zależnie od układu dyplomatycznego i strategicznego wprowadza dodatkowe elementy niepewności. Że strach dąży do technicznej niezawodności, jest rzeczą zrozumiałą. Zniszczenia, do spowodowania których zdolna byłaby najsłabsza z jednostek, choć nie są one z góry możliwe do dokładnego zmierzenia, to są w każdym razie wystarczające, by wojna stała się bezsensowna. Podobnie jak wytrzymałość mostu, która nie jest dokładnie mierzalna, może być w każdym razie wystarczająca do tego, by udźwignąć maksymalne obciążenie, jakie któregoś dnia wystąpi.

      Owa doskonałość pokoju poprzez strach nie została jeszcze osiągnięta, nawet między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Sowieckim. Być może nigdy też nie zostanie ona osiągnięta. Wymaga ona, w istocie, absolutnej pewności, że żadna z walczących stron nie może – atakiem z zaskoczenia – zlikwidować środków odwetowych przeciwnika ani ograniczyć ich do tego stopnia, by odwet nie wiązał się – z punktu widzenia agresora – ze stratami „nie do przyjęcia”. Nie jest rzeczą dowiedzioną, by obecnie tak rzeczywiście było. Dziś lub jutro jeden z obozów może do tego stopnia udoskonalić swe środki obrony biernej (schrony dla ludności), obrony aktywnej (rakiety przeciwko bombowcom lub przeciw rakietom balistycznym) i agresji (liczbę i precyzję rakiet balistycznych), że przywódcy dadzą się skusić przygodzie nowego Pearl Harbor na poziomie termonuklearnym, a inaczej mówiąc, spróbują masowego ataku na wszystkie środki odwetowe przeciwnika i niektóre spośród jego miast: czy ofiara agresji nie powinna skapitulować, skoro jej odwet, który choć nie osłabiłby przeciwnika w sposób znaczący, to pociągnąłby za sobą totalne zniszczenia? Niezależnie od stopnia, w jakim takie założenie jest nieprawdopodobne, pokój poprzez strach byłby doskonały dopiero, gdy przewaga, jaką dysponuje strona, która uderza jako pierwsza, zostałaby zredukowana do zera lub przynajmniej do minimum.

      Niezależnie od niemożności znalezienia obrony przed odwetem nieprzyjaciela niepewność dotyczy jeszcze „rozmiaru dopuszczalnych zniszczeń” i „progu nasycenia”. Rozpoczynanie wojny byłoby zupełnie pozbawione sensu, gdyby agresor był pewien, że on również zostanie całkowicie zniszczony, lub wiedział, że ilość bomb termojądrowych koniecznych do wyeliminowania środków odwetowych nieprzyjaciela musiałaby być tak wielka, że jego własna ludność czy nawet cała ludzkość byłaby poważnie zagrożona przez opad radioaktywny. Niezależnie od różnic w opiniach ekspertów ciągle jeszcze nie osiągnęliśmy tego momentu. A więc powstaje pytanie: począwszy od jakiego progu zniszczeń wojna przestaje być możliwym do usprawiedliwienia narzędziem prowadzenia polityki. Pod koniec wojny trzydziestoletniej ludność Niemiec zmniejszyła się o połowę. Pierwsze bitwy w roku 1941 kosztowały Związek Sowiecki dziesiątki milionów mieszkańców i ponad jedną trzecią jego przemysłu, które dostały się pod okupację niemiecką. A mimo to Związek Sowiecki przetrwał i w końcu odniósł zwycięstwo.

      Oczywiście straty wynikłe z okupacji i z eksterminacji, straty poniesione w ciągu paru minut lub na przestrzeni paru lat – to nie jedno i to samo. Zadowólmy się tymczasem stwierdzeniem, że bronie termojądrowe wprowadzają do kalkulacji wojennych pewien zasadniczo nowy czynnik: umożliwiają tak wielkie zniszczenia, że koszt walk powinien z racjonalnego punktu widzenia zdawać się większy aniżeli zyski płynące ze zwycięstwa. W tym znaczeniu bronie masowej zagłady mogłyby doprowadzić do zakwestionowania definicji Clausewitza, mówiącej, że „wojna jest kontynuacją polityki innymi środkami”.

      Pomiędzy pokojem opartym na potędzepokojem opartym na bezsilności przynajmniej teoretycznie istnieje trzecie pojęcie, pokoju opartego na zaspokojeniu. Valéry napisał gdzieś, że prawdziwy pokój jest możliwy tylko w świecie, w którym wszystkie państwa byłyby zadowolone z istniejącego stanu rzeczy. Ten jednak odzwierciedla zawsze stan stosunków, które istniały pod koniec ostatniej próby sił. Stan rzeczy, który satysfakcjonuje jednych, pobudza roszczenia innych, i jest to przyczyną, dla której zawieszenia broni są zawsze mniej lub bardziej nietrwałe (Valéry 1931).

      Jakie są teoretyczne warunki zaistnienia pokoju opartego na zaspokojeniu? Być może odpowiedzi na to pytanie pomoże nam udzielić teoria celów. Jednostki polityczne po pierwsze nie powinny pragnąć ani położonych poza obszarem ich władzy terytoriów, ani obcej ludności Ten pierwszy warunek nie jest ani absurdalny, ani nawet niemożliwy do spełnienia. Jeśli założymy, że ludzie są świadomi swej narodowości, to znaczy wspólnoty polityczno-kulturowej, do której pragną przynależeć, to dlaczego rządy miałyby pragnąć przyłączać pod przymusem jakieś grupy ludzkie, które czują się obce, lub też zabraniać im łączyć się z tym narodem, który same wybierają?

      Załóżmy istnienie powszechnie uznawanej i w sposób uczciwy stosowanej idei narodowej. Czy to wystarczy? Z całą pewnością nie: potrzeba, by jednostki polityczne nie starały się powiększać swego obszaru ani po to, by mnożyć swoje zasoby materialne czy też ludzkie, ani też po to, by rozszerzyć zasięg swoich instytucji, ani po to, by cieszyć się najbardziej pustym i najbardziej upajającym ze zwycięstw: pychą sprawowania władzy. Na zaspokojenie, zrodzone z poszanowania jednej zasady prawomocności, musi się składać zawieszenie rywalizacji o ziemię i ludzi, siłę i idee oraz rywalizacji mającej na celu zaspokojenie własnej pychy.

      Założenia te nie są wewnętrznie sprzeczne ani nawet, jako takie, nierealne. Bądźmy jednak ostrożni: nic nie jest dokonane, dopóki do zrobienia pozostało jeszcze cokolwiek. Zaspokojenie nie będzie trwałe ani pewne inaczej niż pod warunkiem, że będzie ono powszechne. Jeśli jeden z aktorów przejawia jakieś ambicje lub też jest podejrzany o to, że takowe żywi, to jak pozostali mogliby nie znaleźć się na powrót wewnątrz błędnego koła wzajemnej rywalizacji? Jeśli ktoś inny – zły sąsiad – spiskuje na nasze życie, rzeczą nierozsądną, a nawet grzechem byłoby nie podejmować środków ostrożności. Jakie jednak środki ostrożności zastąpić by mogły przewagę siłową i użycie tej przewagi – dopóki jest jeszcze po temu czas – oraz akumulację zasobów, by ową przewagę sobie zapewnić?

      Innymi słowy, pokój przez zaspokojenie zakłada powszechne zaufanie; wymaga więc rewolucji w dotychczasowym biegu stosunków międzynarodowych, rewolucji, która położyłaby kres erze podejrzeń i stała się początkiem ery bezpieczeństwa. Jednak owa rewolucja, jeśli nie dokona się drogą nawrócenia dusz, będzie musiała zostać przeprowadzona na poziomie instytucji. Innymi słowy, pokój oparty na powszechnym zaspokojeniu i wzajemnym zaufaniu nie wydaje mi się rzeczywiście możliwy, jeśli jednostki polityczne nie znajdą substytutu dla bezpieczeństwa, gwarantowanego przez siłę. Substytut taki stanowiłoby powołanie światowego imperium, gdyż zlikwidowałoby ono autonomię ośrodków decyzyjnych. Stanowiłyby go również rządy prawa w znaczeniu kantowskim, o ile państwa zobowiązałyby się do posłuszeństwa decyzjom wydawanym przez jakiegoś sędziego, trybunał lub zgromadzenie i nie wątpiły, że takie zobowiązanie będzie przez wszystkich honorowane. W jakiż jednak sposób można by rozproszyć owe wątpliwości, gdyby wspólnota nie była w stanie zastosować przymusu wobec przestępców?

      Państwo ogólnoświatowe i rządy prawa nie są pojęciami równoznacznymi. Jedno z nich pojawia się u kresu polityki opartej