Kristin Neff

Jak być dobrym dla siebie. Życie bez presji otoczenia, przygnębienia i poczucia winy


Скачать книгу

zachowanie stanie się bardziej zrozumiałe, jeśli uświadomimy sobie, że tak jak w przypadku samouwielbienia, autokrytycyzm ma na celu zapewnienie nam bezpieczeństwa i akceptacji w większych grupach społecznych. Nawet jeśli dominujący w stadzie pies jest pierwszy w kolejce do jedzenia, osobnik, który podkuli ogon w momencie, kiedy się na niego warczy, też może liczyć na swój kęs. Ma on w hierarchii swoje ustalone miejsce i nawet jeśli jest ono na szarym końcu, to przynajmniej nie musi narażać się na niebezpieczeństwo. Samokrytykę można nazwać narzędziem uległości, ponieważ pozwala nam ona ukorzyć się przed wyobrażonym innym, który przejmuje rolę naszego sędziego, by następnie wynagrodzić naszą szkodę paroma okruchami ze stołu. Kiedy jesteśmy zmuszeni przyznać się do porażki, możemy niejako obłaskawić naszych mentalnych oskarżycieli poprzez przychylenie się do ich negatywnych opinii o nas.

      Za przykład weźmy sposób, w jaki ludzie często dokonują samokrytyki na oczach innych: „W tej sukience wyglądam jak krowa”, „Przy komputerze jestem zupełnie beznadziejny”, „Nikt spośród moich znajomych nie ma gorszego wyczucia kierunku niż ja!” (mam tendencję do wypowiadania tego ostatniego zdania, szczególnie w chwilach, gdy odwożę gdzieś przyjaciół i gubię się na drodze po raz n-ty). To tak, jakbyśmy mówili: „Mam zamiar cię uprzedzić i skrytykować siebie, zanim zrobisz to ty. Przyznaję się do własnych wad i niedoskonałości, więc nie musisz już podcinać mi skrzydeł, mówiąc mi to, co i tak już wiem. Mam nadzieję, że zamiast surowo mnie oceniać, okażesz mi po tym odrobinę współczucia i zapewnisz mnie, że jest nie jest aż tak źle, jak myślę”. Postawa defensywna ma swoje źródło w naturalnym strachu przed odrzuceniem i opuszczeniem. Ma ona głębokie znaczenie w kategoriach pierwotnego instynktu przetrwania.

      Rola rodziców

      Pod względem przetrwania najważniejszą grupą społeczną jest oczywiście najbliższa rodzina. Dzieci polegają na swoich rodzicach, zapewniających im pożywienie, wygodę, ciepło i schronienie. Ufają im instynktownie, gdy muszą interpretować fakty, radzić sobie z nowymi wyzwaniami lub po prostu trzymać się z dala od niebezpieczeństwa. Aby przejść przez delikatny okres wczesnego dorastania, potomstwo nie ma innego wyjścia, jak tylko polegać na własnym ojcu i matce. Niestety wielu rodziców nie zapewnia swoim dzieciom wsparcia i otuchy. Zamiast tego starają się je stale kontrolować i nieustannie krytykują ich decyzje oraz działania. Zapewne wielu z was wychowywało się w takiej atmosferze.

      Kiedy matki lub ojcowie stosują bezlitosną krytykę w celu trzymania swoich pociech z dala od niebezpieczeństw („Nie bądź głupi, bo przejedzie cię samochód”) albo jako formę poprawy ich zachowania („Nigdy nie dostaniesz się na studia, jeśli będziesz dostawać tak marne oceny”), dzieci uczą się, że retoryka tego typu jest niezbędnym narzędziem motywującym. Jak zauważa aktorka komediowa Phyllis Diller: „Przez pierwsze dwanaście lat życia naszych dzieci uczymy je chodzić i mówić, a przez następne dwanaście lat każemy im siedzieć i trzymać buzie na kłódkę”. Jak można było się spodziewać, badania pokazują, że osoby wychowywane przez bardzo krytycznych rodziców częściej wyrastają na dorosłych stosujących samokrytykę w codziennym życiu.

      Ludzie naprawdę biorą do siebie krytykę wypowiadaną przez własnych rodziców. Oznacza to, że dyskredytujący komentarz, który słyszymy w naszych głowach, jest w istocie odbiciem głosu naszej matki lub ojca – czasami taki pomnożony monolog przekazywany jest z pokolenia na pokolenie. Pewien mężczyzna opowiedział mi kiedyś: „Zwyczajnie nie potrafię uciszyć tego głosu. Moja matka miała nawyk krytykowania mnie za wszystko, co robiłem – za jedzenie obiadu jak świnia, założenie nieodpowiedniego ubrania do kościoła, zbyt długie przesiadywanie przed telewizorem, cokolwiek. Nigdy do niczego nie dojdziesz, powtarzała nieustannie. Nienawidziłem jej za to i przyrzekłem sobie nigdy nie wychowywać dzieci w ten sposób. Jak na ironię, mimo że jestem troskliwym i kochającym tatą, samego siebie traktuję z całą surowością. Cały czas wyżywam się na sobie w sposób gorszy niż robiła to moja matka”. Ludziom wychowywanym przez nękających ich rodziców na wczesnym etapie rozwoju wbito do głowy, że są źli, ułomni i nie mają szans na bycie akceptowanym za to, jacy są naprawdę.

      Rodzic, którego charakteryzuje podejście krytyczne, odgrywa dla swoich dzieci jednocześnie rolę dobrego i złego policjanta, ponieważ ma nadzieję, że dzięki temu uformuje je zgodnie z własnym życzeniem. Zły policjant karze za działania niepożądane, a dobry – nagradza te, które wpisują się w plan wychowania. W umysłach tak traktowanych dzieci pojawia się wówczas lęk i wkrótce nabierają one przekonania, że tylko doskonałość daje prawo do bycia kochanym. Biorąc pod uwagę to, że perfekcja jest nieosiągalna, jednostki takie dochodzą do wniosku, że odrzucenie jest nieuniknione.

      Podczas gdy większość badań na temat źródła postawy samokrytycznej skupia się na rodzicach, tak naprawdę ciągłe traktowanie w ten sposób przez jakąkolwiek osobę z najbliższego otoczenia – dziadka, brata, siostrę, nauczyciela, trenera – może prowadzić do wykształcenia demona samokrytyki w późniejszych latach życia dziecka. Mój angielski przyjaciel Kenneth jest bardzo surowy dla samego siebie. Niezależnie od tego, co osiąga własną pracą, jest stale nękany poczuciem niepewności i bezwartościowości – co można zrozumieć, biorąc pod uwagę jego opowieści z dzieciństwa: „W moim życiu niemal wszyscy mówili mi, że jestem nikim. Najgorsza była moja siostra. Krzyczała jesteś obrzydliwy! jedynie dlatego, że w jej myślach za głośno oddychałem. Chowała się pod łóżko i czekała, aż wyjdę z pokoju. Moja matka wcale mnie nie broniła. Zamiast tego często kazała mi ją przepraszać, żeby siostra się uspokoiła i była grzeczna”.

      Naturalną reakcją traktowanych w ten sposób dzieci jest chęć obrony, a czasami najlepszą metodą wydaje się nieposiadanie niczego, co można by zaatakować. Innymi słowy, młodzi ludzie zaczynają dochodzić do wniosku, że samokrytycyzm uchroni ich przed popełnianiem błędów w przyszłości, czego owocem będzie zmniejszenie natężenia krytyki odbieranej od innych. Mogą w ten sposób przynajmniej stępić ostrze cudzych zarzutów, co uczyni je nieskutecznymi. Kiedy przemoc słowna powtarza tylko to, co i tak już o sobie powiedziałeś, traci całą swoją moc.

      Rola kultury

      Tendencja do oceniania samego siebie, której skutkiem jest poczucie bezwartościowości, może być analizowana jako część większego systemu komunikatów kultury. Istnieje dobrze znana historia o grupie badaczy, którzy na spotkaniu z dalajlamą zapytali, w jaki sposób można pomóc ludziom charakteryzującym się niską samooceną. Jego Świątobliwość był tym skonsternowany i musiano wytłumaczyć mu samo pojęcie samooceny. Spojrzał on po sali pełnej wykształconych, odnoszących sukcesy ludzi i zapytał: „Kto z was ma niską samoocenę?”. Każdy z nich popatrzył na swoich sąsiadów, a następnie odpowiedzieli chórem: „Mamy wszyscy”. Jednym z minusów życia w kulturze kładącej taki nacisk na etykę niezależności i indywidualne osiągnięcia jest to, że jeśli nie uda nam się sprostać stawianym wymaganiom, możemy za to winić wyłącznie siebie.

      Oczywiście nie tylko przedstawiciele kultur Zachodu są wobec siebie bardzo krytyczni. Z badań przeprowadzonych przez nas niedawno w Stanach Zjednoczonych, Tajlandii i na Tajwanie wynika, że na Tajwanie – gdzie ludzie wyznają silne konfucjańskie wartości – pokutuje przeświadczenie o motywującym działaniu samokrytyki. Filozofia Konfucjusza zakłada, że dzięki poddawaniu siebie osądowi łatwiej nam utrzymać samodyscyplinę – jeśli jednocześnie kładziemy nacisk na zaspokajanie potrzeb innych zamiast folgowania własnym zachciankom. W krajach, których ludność znajduje się pod przemożnym wpływem buddyzmu, jak na przykład w Tajlandii, mieszkańcy współczują sobie samym w dużo większym stopniu. W istocie nasze międzykulturowe badania odnotowały najwyższy poziom samowspółczucia w Tajlandii, a najniższy – na Tajwanie. Stany Zjednoczone znalazły się na środku skali. Jednakże we wszystkich trzech krajach samokrytyka była silnie związana z depresją i brakiem