Kristin Neff

Jak być dobrym dla siebie. Życie bez presji otoczenia, przygnębienia i poczucia winy


Скачать книгу

człowiek uczy się, że jedyną osobą odpowiedzialną za wszystkie jego życiowe porażki jest on sam. W rezultacie dochodzi on do wniosku, że niepowodzenie po prostu nie wchodzi w grę, i że wszystkiego, co znajduje się poza obrębem doskonałości, można, a wręcz powinno się dać uniknąć. Jeśli tylko będę się dostatecznie starać, na pewno osiągnę sukces, czyż nie tak?

      Byłoby wspaniale, gdybyśmy tylko mogli dotknąć się magiczną różdżką niczym bohaterka serialu Sabrina, nastoletnia czarownica i w cudowny sposób zawsze trzymać się diety, odnosić same sukcesy w pracy i nigdy nie wypowiadać gniewnych słów, których później żałujemy. Niestety życie to nie bajka. Rzeczywistość jest dla nas zbyt skomplikowana i nie jesteśmy w stanie kontrolować w pełni ani zewnętrznych okoliczności, ani naszych wewnętrznych na nie odpowiedzi. Oczekiwanie na cokolwiek innego jest jak życzenie sobie, aby niebo było koloru zielonego, a nie niebieskiego.

      Jak na ironię istnieje również mechanizm, w którym nasze pragnienie bycia najlepszym jest podsycane przez samokrytycyzm. Poczucie własnego ja jest czymś wielowymiarowym i pofragmentowanym – dzięki temu możemy identyfikować się raz z jednym aspektem naszej osobowości, a innym razem utożsamiać się z przeciwnym. Kiedy przypuszczamy na siebie atak w postaci surowego osądu, jednocześnie przejmujemy rolę zarówno krytyka, jak i przedmiotu podlegającego negatywnej ocenie. Jeśli przyjmiemy zarówno perspektywę kata wymierzającego baty, jak i skulonej na ziemi ofiary, możemy dać upust naszemu świętemu oburzeniu skierowanemu przeciwko własnym niedociągnięciom. O dziwo, czujemy się z tym nadzwyczaj dobrze. „Jestem przynajmniej wystarczająco mądry, aby wiedzieć jak głupio brzmiała moja ostatnia uwaga”, „Owszem, traktowałem tę osobę niewybaczalnie i podle, ale jestem na tyle uczciwy i sprawiedliwy, że bezlitośnie ukarzę za to sam siebie”. Gniew często daje nam poczucie siły i wszechmocy. Męczymy samych siebie gniewnymi określeniami, możemy więc poczuć się lepsi od tych aspektów własnej osobowości, które wzięliśmy akurat pod lupę. Umacnia to nasze poczucie władzy (czyli mówiąc słowami Thomasa Hobbesa: „przywilej niedorzeczności, którego nie ma żadna istota poza ludźmi”2).

      Podobnie dzieje się w przypadku, gdy podnosimy sobie poprzeczkę zbyt wysoko i nie udaje nam się spełnić własnych oczekiwań. Możemy wtedy umocnić się nieco w przekonaniu o własnej sile, kojarzonej z narzucaniem sobie wysokich standardów. Dopiero gdy żalimy się z płaczem, że nie wciskamy się w wymarzony rozmiar dżinsów, chwalimy się nieskazitelną opinią w pracy czy otrzymaną od szefa negatywną uwagą na temat jakiejś błahej sprawy, czujemy, jak bardzo jesteśmy ambitni i ponadprzeciętni. Jeśli ktoś przywykł do bycia najlepszym, wynik zaledwie „dobry” nie może mu wystarczać.

      Co prawda, jeśli do naszych narzekań dodamy odrobinę humoru, może to nam przydać wiele uroku. Jak mawia przysłowie: „Lepiej, żeby śmiali się z tobą, niż z ciebie”. Dobry przykład takiego podejścia znaleźć można w scenie rozpoczynającej film Niewygodna prawda Ala Gore’a. Były kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych przemawia do ogromnej widowni, mając za sobą ekran o jeszcze większych rozmiarach, a pierwszymi słowami, jakie wychodzą z jego ust, jest zdanie: „Dzień dobry, nazywam się Al Gore, w przeszłości znany jako następny prezydent Stanów Zjednoczonych”. Dzięki napomknięciu o własnej porażce w sposób lekki i zabawny Gore na wstępie zdobywa sobie przychylność publiczności. Istnieje jednak różnica pomiędzy zdrowym autoironicznym humorem a destrukcyjnym pogardzaniem samym sobą. Pierwsze zjawisko oznacza ufność we własne siły, która pozwala śmiać się z własnych niedoskonałości. Drugie – zdradza głęboko żywioną niewiarę we własną wartość i możliwości.

      Samospełniająca się przepowiednia

      Z uwagi na to, że osoby o krytycznym stosunku do samego siebie pochodzą często z rodzin nieokazujących im wsparcia, mają one duże trudności z ufaniem komukolwiek. Zakładają, że ci, na których im zależy, ostatecznie zaczną ich krzywdzić. Takie myślenie wytwarza nieustający stan lękowy, który staje się przyczyną problemów w kontaktach międzyludzkich. Przykładem niech będą badania, które pokazują, że związki uczuciowe ludzi wysoce samokrytycznych często nie są źródłem upragnionej satysfakcji – taka osoba z góry zakłada, że jej partner ocenia ją w sposób równie surowy, jak robi to ona sama. Opaczne wzięcie nawet całkiem neutralnej uwagi za dyskredytację może prowadzić do przesadnych reakcji, które mogą z kolei przerodzić się w nikomu niepotrzebną kłótnię. Oznacza to, że ludzie cechujący się podejściem samokrytycznym często sami niwelują upragnione poczucie bliskości i wsparcia, które mogliby otrzymywać w związku.

      Dokładnie tak zachowywała się moja przyjaciółka Emily. Jako dziecko sprawiała kłopoty, była tyczkowata i bardzo nieśmiała. Jej matka wstydziła się własnej córki i często okazywała to publicznie. „Dlaczego zawsze chowasz się za rogiem? Wyprostuj się. Gdzie twoje maniery? Dlaczego nie możesz brać przykładu ze swojej starszej siostry?”. Emily została zawodową tancerką częściowo po to, aby uciszyć krytykę matki. Moja przyjaciółka to kobieta piękna i pełna gracji. Można by pomyśleć, że bez trudu mogłaby znaleźć miłość i szczęście w związku, który da jej upragnioną akceptację. Niestety, tak się nie stało. Co prawda, Emily potrafiła bez problemu zainteresować sobą mężczyznę tak, by zacząć się z nim spotykać, jednak taka znajomość nie trwała zazwyczaj zbyt długo. Moja przyjaciółka była święcie przekonana o tym, że partner spogląda na nią krytycznym okiem. Skutkowało to przesadnymi reakcjami na najmniejszą choćby uwagę. Kiedy jej partnerowi zdarzyło się zapomnieć zadzwonić pierwszego dnia wyjazdu służbowego – sytuacja błaha i całkiem niewinna – ona odbierała to jako dowód na brak zainteresowania z jego strony. Powstrzymanie się od prawienia komplementów pod adresem jej nowej sukienki byłoby zinterpretowane jako zniewaga i oznaczałoby, że ci się nie podoba. Takie przesadne reakcje powodowały w końcu, że jej partnerzy mieli dość i odchodzili. W ten oto sposób lęk przed odrzuceniem, który odczuwała Emily, przeradzał się za każdym razem w rzeczywistość.

      Co gorsza, ludzie cechujący się podejściem samokrytycznym często sami działają na swoją niekorzyść, jeśli chodzi o wybór odpowiedniego partnera. Badania psychologa społecznego Billa Swanna pokazują, że ludzie pragną być widziani przez innych w zgodzie z ich głębokimi przekonaniami i emocjami odczuwanymi wobec samych siebie – jest to model znany jako „teoria autoweryfikacji”. Innymi słowy pragną oni, aby ich obraz siebie potwierdzał się w opinii obcych i znajomych, gdyż w ten sposób życie staje się bardziej stabilne i pewne. Z prac profesora Swanna wynika, że nawet osoby o bardzo niskiej samoocenie myślą w tych samych kategoriach. Szukają kontaktu z ludźmi, którzy oceniają ich negatywnie – dzięki temu ich życie towarzyskie dąży do podobieństwa z czymś znanym i spójnym.

      Teraz wiesz, dlaczego ty sam – lub twój wspaniały, odnoszący sukcesy znajomy – stale napotykasz na swojej drodze nieodpowiednich facetów lub złe kobiety. Osoby o krytycznym stosunku do siebie często mają pociąg do niezadowolonych ze wszystkiego partnerów, którzy umacniają ich w poczuciu bezwartościowości. Z tym demonem czują się jak w domu. Na nieszczęście sama nie zdołałam uniknąć tego niezdrowego i wysoce destrukcyjnego wzorca.

      Moja historia: porzucona i niedająca się kochać

      Nigdy nie byłam szczególnie zaciekłą krytyczką samej siebie; a przynajmniej nie różniłam się pod tym względem od rówieśników. Na szczęście kiedy dorastałam, moja matka odnosiła się do mnie z miłością i nie dręczyła mnie ciągłymi pretensjami. Jednak nadal nie czułam się zbyt dobrze. W społeczeństwach takich jak nasze samokrytycyzm stał się czymś niezwykle powszechnym – szczególnie w przypadku kobiet. Tak jak wiele innych dorastających dziewcząt, ja także musiałam doświadczyć szczególnie bolesnych trudności, znanych pod zbiorczą nazwą problemów z tatą.

      Moi