Susan Sontag

Odrodzona. Dzienniki, tom 1, 1947–1963


Скачать книгу

      [M.O.] Ger­szen­zon w Ko­re­spon­den­cji z dwóch ką­tów bez­po­śred­nio wy­ra­ża to, co przez cały mi­nio­ny rok na­iw­nie, po omac­ku, ze wsty­dem po­dej­rze­wa­łam. Jego ro­zu­mo­wa­nie nie jest jed­nak w peł­ni osa­dzo­ne w rze­czy­wi­sto­ści, nie daje się od­nieść do fak­tów i przez to chy­ba na za­wsze po­zo­sta­nie czę­ścio­wo obez­wład­nia­ją­cą moż­li­wo­ścią.

      Jest to za­tem ko­lej­na kon­cep­cja, któ­ra wy­da­je mi się obca.

      Ich bin al­le­in [„Je­stem sa­mot­na”].

      Po­now­nie prze­czy­tać Be­stię w dżun­gli [Ja­me­sa]. Ab­so­lut­nie prze­ra­ża­ją­ce do­świad­cze­nie. Nie po­tra­fię wyjść z głę­bo­kiej de­pre­sji, o któ­rą mnie przy­pra­wi­ło.

      20/08/49

      Prze­czy­ta­łam Fał­sze­rzy [Gide’a]. Książ­ka ta za­fa­scy­no­wa­ła mnie, ale nie po­ru­szy­ła. Przy­wio­dła mi na myśl śnio­ny w dzie­ciń­stwie kosz­mar o ob­ra­zie po­wie­la­nym bez koń­ca: gdy oso­ba sto­ją­ca przed lu­strem sama trzy­ma lu­stro, od­bi­ja się ad in­fi­ni­tum.

      Za­tem: na­pi­sa­na przez Gide’a po­wieść pod ty­tu­łem Fał­sze­rze przed­sta­wia w chro­no­lo­gicz­nym po­rząd­ku frag­ment ży­cia czło­wie­ka imie­niem Edward, któ­ry za­mie­rza na­pi­sać po­wieść pod ty­tu­łem Fał­sze­rze, obec­nie jed­nak za­ję­ty jest pi­sa­niem dzien­ni­ka przed­sta­wia­ją­ce­go wy­da­rze­nia z jego ży­cia, któ­re ubar­wia po­mysł pi­sa­nia po­wie­ści (przy­po­mi­na to sy­tu­ację, w któ­rej Hop­kins oglą­da wrak „Deutsch­land” po­przez kro­plę krwi Chry­stu­sa) – do­cho­dzi do wnio­sku, że dzien­nik bę­dzie cie­kaw­szy niż pla­no­wa­na po­wieść, po­sta­na­wia więc opu­bli­ko­wać go i za­rzu­cić po­mysł na­pi­sa­nia książ­ki. Edward to Gide, któ­ry za­czy­na i koń­czy książ­kę in me­dias res.

      26/08/49

      Z roz­ba­wie­niem od­no­to­wu­ję, że moja mło­dość we­szła w fazę anar­cho-es­te­ty­zmu. W cią­gu ostat­nie­go ty­go­dnia prze­czy­ta­łam ko­lej­no: Prac­ti­cal Cri­ti­cism [I.A.] Ri­chard­sa, Ciem­ność w po­łu­dnie Ko­estle­ra i po­sło­wie Re­ne­san­su Pa­te­ra. Lu­dzie, głu­po­ta, mier­no­ta, kru­cja­ty i po­li­ty­ka przy­pra­wia­ją mnie o mdło­ści…

      ***

      e.e. cum­mings:

      „skąd wy­ro­sły, za­po­mnia­ły, gdy do­ro­sły”

      30/08/49

      Aż do tej chwi­li sta­ran­nie po­mi­ja­łam wszyst­ko, co przy­da­rzy­ło mi się tego lata w sfe­rze po­za­in­te­lek­tu­al­nej (!) – te­raz od­kry­wam kar­ty. Sama nie by­łam świa­do­ma wagi tych wy­da­rzeń, do­pó­ki nie opo­wie­dzia­łam o nich Pe­te­ro­wi, kie­dy wró­cił w ze­szłym ty­go­dniu. Mój dru­gi ro­mans – nie­sa­mo­wi­te! …Jed­nak je­dy­ną kon­kret­ną rze­czą, któ­ra zo­sta­ła mi po tych wa­ka­cjach, jest za­cie­śnie­nie kon­tak­tów z E, któ­re­go in­te­li­gen­cję szcze­rze po­dzi­wiam. Przy L zu­peł­nie zre­zy­gno­wa­łam z su­ro­wych za­sad, któ­re na­rzu­ci­łam so­bie przed po­wro­tem z Ber­ke­ley. Żad­ne­go sek­su pod­czas wa­ka­cji, my­śla­łam! Do tego L jest zu­peł­ną an­ty­te­zą H! Wszyst­ko to jest bar­dzo za­baw­ne!

      Dziś wie­czo­rem po­że­gna­łam się z L. Zno­wu seks, na­tu­ral­nie. Od­kry­łam w so­bie wiel­kie i bar­dzo nie­bez­piecz­ne po­kła­dy czu­ło­ści – L po­ru­sza mnie bez żad­ne­go lo­gicz­ne­go uza­sad­nie­nia, wręcz na prze­kór roz­sąd­ko­wi, i czu­ję przy niej coś wię­cej niż tyl­ko fi­zycz­ną, ego­istycz­ną sa­tys­fak­cję, któ­ra ma ra­cjo­nal­ne źró­dła… A kie­dy po­my­ślę, co H zro­bi­ła­by w po­dob­nej sy­tu­acji…! Cho­ciaż ce­nię so­bie okru­cień­stwo i aro­gan­cję, nie po­tra­fię cał­ko­wi­cie po­gar­dzać wła­sną sła­bo­ścią…

      31/08/49

      s. 226 – Dro­ga czło­wie­cza [Sa­mu­ela Bu­tle­ra] – pani Jupp uży­wa sło­wa „gej” na okre­śle­nie roz­wią­złej ko­bie­ty –

      „jest ge­jow­ska”

      1/09/49

      Moja in­te­lek­tu­al­na nie­chęć do przyj­mo­wa­nia przez ko­bie­tę bier­nej roli w związ­ku he­te­ro­sek­su­al­nym po­wsta­ła – te­raz to wi­dzę – w wy­ni­ku prób uza­sad­nie­nia fak­tu, że ten ro­dzaj sek­su mnie nie po­cią­ga… Po tym, jak dla H by­łam „fem­me”, a dla L – „butch”, od­kry­łam, że więk­szą sa­tys­fak­cję cie­le­sną czer­pię z by­cia „bier­ną”, cho­ciaż emo­cjo­nal­nie je­stem zde­cy­do­wa­nie ty­pem ko­chan­ki, a nie uko­cha­nej… (Boże, ja­kie to wszyst­ko nie­do­rzecz­ne!!)

      ***

      La Ro­che­fo­ucauld (1613–1680):

      „Za­wsze mamy dość siły, aby znieść cu­dze cier­pie­nie”.

      2/09/49

      Wy­je­cha­łam z Los An­ge­les o 13.30.

      Nie­po­ję­te…

      3/09/49

      W po­cią­gu: Ari­zo­na, Nowy Mek­syk:

      Ba­jecz­ne ko­lo­ry wy­schnię­tych ko­ryt rzek – (bar­dzo sze­ro­kich [na 8 do 10 me­trów] i głę­bo­kich na pół­to­ra me­tra) – gład­ki ró­żo­wy pia­sek po­prze­ci­na­ny stru­my­ka­mi, a na mi­nia­tu­ro­wych kli­fach przy ko­ry­cie małe sre­brzy­sto­zie­lo­ne krzacz­ki –

      4/09/49

      Przy­je­cha­łam do Chi­ca­go o 7.15.

      ***

      W księ­gar­ni przy Sta­te Stre­et prze­kart­ko­wa­łam dwa tomy [Wil­hel­ma] Ste­ke­la: The Ho­mo­se­xu­al Neu­ro­sis i Bi­se­xu­al Love – Wie­rzy on, że lu­dzie są bi­sek­su­al­ni z na­tu­ry – Gre­cy stwo­rzy­li je­dy­ną kul­tu­rę, w któ­rej zda­wa­no so­bie z tego spra­wę…

      5/09/49

      Przy­je­cha­łam do No­we­go Jor­ku o 8.45.

      8/09/49

      Zło­ży­łam swój co­rocz­ny hołd wuj­ko­wi Aaro­no­wi, za co do­sta­łam 722 do­la­ry na opła­ce­nie po­ko­ju i wy­ży­wie­nie… Je­stem więc cał­ko­wi­cie za­bez­pie­czo­na fi­nan­so­wo…

      12/09/49

      Trzy oazy na pu­sty­ni peł­nej krew­nych i szan­ta­żu mo­ral­ne­go:

      Śmierć