Susan Sontag

Odrodzona. Dzienniki, tom 1, 1947–1963


Скачать книгу

trzy­ma­ły się ra­zem… a mnó­stwo brzyd­kich lu­dzi piło, sta­jąc się jesz­cze brzyd­szy­mi, wśród nich D… Oko­ło 22.30 po­je­cha­ły­śmy ra­zem do S[an] F[ran­ci­sco] i upi­łam się tak bar­dzo, jak ni­g­dy wcze­śniej… Na­praw­dę nie by­łam w sta­nie wy­trzy­mać w Tin An­gel ani chwi­li dłu­żej, a wie­dzia­łam, że H nie ob­cho­dzi, co ro­bię… Naj­pierw po­szły­śmy do 299, ulu­bio­nej knaj­py D, po­tem do 12 Ad­ler, gdzie spo­tka­ły­śmy Bru­ce’a Boy­da, a póź­niej ra­zem z nim do ge­jow­skie­go baru Red Li­zard, któ­ry wy­glą­dał jak miej­sce wy­ję­te z Wal­pur­gi­snacht, i wresz­cie skoń­czy­li­śmy w P.D., gdzież­by in­dziej… D nie­ustan­nie mó­wi­ła… czu­ła się „prze­siąk­nię­ta złem”… „je­stem z No­wej An­glii”

      D (Ogu­nqu­it w sta­nie Ma­ine)

      „Mia­łam 17 lat i chcia­łam się do­wie­dzieć, co to jest seks, więc po­szłam do baru i po­de­rwa­łam ma­ry­na­rza (był rudy), któ­ry mnie bo­le­śnie ze­rżnął… Jezu! Nie by­łam w sta­nie usiąść przez ty­dzień! W do­dat­ku strasz­nie się ba­łam, że będę mia­ła dziec­ko…”.

      ma­ri­hu­ana

      ja­kiś czas w psy­chia­try­ku

      „za­ła­ma­nie ner­wo­we”

      mia­ra po­wo­dze­nia – „ty tego nie wiesz, je­steś mło­da, ty jesz­cze cho­dzisz do szko­ły”

      se­zon w te­atrze let­nim jako me­ne­dżer­ka – Tin An­gel – Ma­ry­nar­ka wo­jen­na? – Pra­ca w te­le­wi­zji w No­wym Jor­ku je­sie­nią

      …

      „Nie skła­ma­łam – H mnie fa­scy­nu­je”

      ***

      Po­szły­śmy do niej, do po­ko­ju w ho­te­lu Lin­coln na­prze­ciw Tin An­gel – pa­dły­śmy na łóż­ko i za­snę­ły­śmy. Rano po­wie­dzia­ła: „ża­łu­ję, że w nocy zmar­no­wa­łam taką oka­zję …”.

      Je­stem jesz­cze bar­dziej przy­gnę­bio­na i wy­pru­ta niż kie­dy­kol­wiek

      Ho­mo­sek­su­ali­sta = gej

      He­te­ro­sek­su­ali­sta = dże­mik (Za­chod­nie Wy­brze­że), he­te­ryk (Wschod­nie)

      [Wkład­ka przy na­stęp­nej stro­nie:]

      H.

      do rąk M. Ben­ja­mi­na

      305 West 69th Stre­et

      New York 23

      11/06/49

      H wy­je­cha­ła wczo­raj do No­we­go Jor­ku… Przez ostat­ni ty­dzień bar­dzo wie­le cza­su spę­dzi­łam z Ire­ne. Boże, ale ona ma pro­ble­my! Dzi­wi mnie, że tak szcze­rze się nimi ze mną dzie­li… Całe to my­śle­nie i ga­da­nie!… Co lu­dzie ro­bią ze swo­im ży­ciem, ja nie chcę się za­ko­chi­wać w lu­dziach, któ­rzy mnie ogra­ni­cza­ją… Ire­ne nie ra­dzi so­bie z sobą i nie umie speł­nić ocze­ki­wań, któ­re so­bie sta­wia… Mó­wi­ła, że jej do­tych­cza­so­we ży­cie było „mar­ne” – nie do­sta­wa­ła do­brych ocen itp. – ro­mans z chło­pa­kiem, o któ­rym do­wie­dzia­ła się nie­daw­no, że się żeni … wie­le osób ją zdra­dzi­ło…

      13/06/49

      Chcę prze­my­śleć i pod­su­mo­wać mi­nio­ne pięć mie­się­cy, po­nie­waż za czte­ry dni wra­cam do Los An­ge­les [do domu mat­ki i oj­czy­ma]… Ostat­nie czę­ste spo­tka­nia z Ire­ne tro­chę za­kłó­ca­ją spo­kój mo­je­go du­cha…jak ła­two by­ło­by dać się po­ko­nać sa­mot­no­ści i po­zwo­lić po­kie­ro­wać sobą w taki spo­sób, by się od niej (w pew­nym stop­niu – ale nie cał­ko­wi­cie) wy­zwo­lić. Je­stem nie­ogra­ni­czo­na – nie wol­no mi o tym za­po­mi­nać… Po­żą­dam za­rów­no zmy­sło­wo­ści, jak i wraż­li­wo­ści… Do­pie­ro bę­dąc z H, na­praw­dę ży­łam i czu­łam sa­tys­fak­cję… Nie po­win­nam temu za­prze­czać… Je­śli mam błą­dzić, wolę nu­rzać się w bru­tal­no­ści i nie znać umia­ru, niż prze­ży­wać ży­cie na pół gwizd­ka…

      19/06/49

      …Jak gdy­by to wszyst­ko ni­g­dy się nie wy­da­rzy­ło –

      Lecz prze­szłość nie sta­je się bar­dziej prze­szła, gdy do­ty­czy ja­kie­goś ob­sza­ru geo­gra­ficz­ne­go, któ­ry nie­odwo­łal­nie się opu­ści­ło, niż gdy­by cała zo­sta­ła spę­dzo­na w jed­nym miej­scu…

      A jed­nak ta okrop­na pust­ka – jak gdy­bym ni­g­dy nie wy­je­cha­ła, jak­by ostat­nie pięć mie­się­cy w ogó­le nie mi­nę­ło, jak­bym ni­g­dy nie po­zna­ła Ire­ne i się w niej nie za­ko­cha­ła, jak­bym ni­g­dy nie od­kry­ła sek­su w ra­mio­nach H, jak­bym ni­g­dy nie od­kry­ła sie­bie (a czy od­kry­łam?) – jak gdy­by to wszyst­ko ni­g­dy się nie wy­da­rzy­ło…

      26/06/49

      W dziw­nym i no­wym śro­do­wi­sku czas upły­wa bar­dzo po­wo­li… Czu­łam to przez pierw­sze ty­go­dnie w Cal, a ze­szły ty­dzień – pierw­szy spę­dzo­ny w domu – cią­gnął się bez koń­ca –

      [Wpis nie­da­to­wa­ny, naj­praw­do­po­dob­niej z po­cząt­ku lip­ca 1949 roku].

      W tym se­zo­nie let­nim na UCLA nie ma miej­sca dla wol­nych słu­cha­czy – cho­dzi­łam na wy­kła­dy przez czte­ry dni, a po­tem mnie wy­rzu­ci­li – Za­ję­cia (z jed­nym wy­jąt­kiem: fi­lo­zo­fia Mey­er­hof­fa 21) i tak za­po­wia­da­ją się kiep­sko –

      Mam już kar­tę ubez­pie­cze­nia spo­łecz­ne­go i pra­cu­ję jako ar­chi­wist­ka w fir­mie ubez­pie­cze­nio­wej Re­pu­blic In­dem­ni­ty Co. of Ame­ri­ca – w biu­rze Boba – Będę za­ra­biać 125 do­la­rów mie­sięcz­nie, pra­cu­jąc przez pięć dni w ty­go­dniu, za­czy­nam w po­nie­dzia­łek –

      Czy­tam Zmierzch Za­cho­du [Oswal­da Spen­gle­ra]…Świat Go­ethe­go. Zno­wu kon­cep­cja… Ide­al­na Ro­śli­na. To bar­dzo pięk­ne –

      Nie­któ­re cy­ta­ty z Go­ethe­go u Spen­gle­ra:

      „W ży­ciu naj­waż­niej­sze jest samo ży­cie, nie zaś jego re­zul­tat”.

      „Ludz­kość? To czy­sta abs­trak­cja. Z da­wien daw­na ist­nie­li tyl­ko lu­dzie, i tyl­ko oni będą ist­nie­li”.

      …

      „Wła­ści­wie po­ję­ta funk­cja to ży­cie ro­zu­mia­ne jako dzia­ła­nie”.

      [Wpis nie­da­to­wa­ny, naj­praw­do­po­dob­niej z po­ło­wy lub koń­ca lip­ca 1949 roku].

      …Po­mysł na opo­wia­da­nie:

      agen­cja ubez­pie­cze­nio­wa

      dy­rek­tor do spraw ka­dro­wych – Jack Tra­ter – bi­sek­su­ali­sta – nie­szczę­śli­wy, za­tru­ty po­gar­dą + po­czu­ciem wyż­szo­ści – za­le­cał się do Clif­fa – jed­no­cze­śnie na­gła pro­mo­cja Scot­ta z sze­fa ar­chi­wum (zo­sta­je nim Jack Pa­ris) na ase­ku­ra­to­ra – i te­raz Jack Pa­ris ma wy­ma­ga­nia –

      wszyst­kie