dobre stopnie – (zostałabym zapewne na wydziale języka angielskiego, gdyż nie mam zdolności matematycznych wymaganych na filozofii) – zrobić magisterkę, zostać asystentką, napisać kilka artykułów na tematy, które nikogo nie obchodzą, i w wieku sześćdziesięciu lat być brzydką, szacowną profesor zwyczajną. Traf chce, że dziś w bibliotece przeglądałam listę publikacji pracowników wydziału języka angielskiego – długie (na setki stron) monografie na tematy takie jak: Użycie zaimków „tu” i „vous” u Woltera; Krytyka społeczna w dziełach Fenimore’a Coopera; Bibliografia pism Breta Harte’a w czasopismach + gazetach kalifornijskich (1859–1891)…
Jezu Chryste! W co ja się o mały włos nie wpakowałam?!?
27/05/49
Dzisiaj pewien regres – dezorientacja – ale teraz już przynajmniej potrafię stwierdzić, że to dobrze… lęk, lęk… Chodzi oczywiście o Irene: jaka ona dziecinna, a ja, jaka niewybaczalnie niedojrzała! Wszystko było w porządku, dopóki sądziłam, że mnie całkowicie odrzuciła… I nagle, zeszłego wieczora, tuż przed moim wyjściem na wykład z filozofii, podeszła do mnie, by powiedzieć mi o swoim postanowieniu (!), że chciałaby mnie kiedyś lepiej poznać…
28/05/49
PRZYJĘTO MNIE NA STUDIA DO CHICAGO ZE STYPENDIUM W WYSOKOŚCI 765 DOLARÓW
***
Zeszłej nocy A otworzyła Tin Angel i H mnie tam zaprosiła. Dopóki się nie upiłam, impreza wydawała mi się dość przygnębiająca – H od razu się nawaliła i przez cały wieczór kompulsywnie przymilała się do kobiet, z którymi spała przez ostatni rok (i którymi teraz gardziła): wszystkie tam chyba były… Dawna dziewczyna Mary też wyglądała na przybitą… B i A bardzo się upili, rzecz jasna, i rozbili szybę… Wyobrażam sobie, jak się czują tego ranka!… Po obskoczeniu miliona osób H przyszła się ze mną pieścić i sprawiło mi to, oględnie mówiąc, mnóstwo radości… Potem przylazł jakiś obleśny typek (H wołała na całą salę: „Ona ma dopiero szesnaście lat, czy to nie cudowne? A ja jestem jej pierwszą kochanką”), który postanowił mnie „wyratować”… H wepchnęła mnie w jego ramiona („Potrzebne ci heteroseksualne doświadczenia, Sue”) i zanim się zorientowałam, tańczyliśmy i się obłapialiśmy… [Dopisek S.S. na marginesie: „Tim Young”]. Sprzedał mi jakiś słodki komplement i chyba nawet dość szczery, ale kiedy zapytał mnie, czy wierzę w Boga, powinnam była napluć mu w twarz… Ale tego nie zrobiłam, niech to szlag, i dałam mu swój numer – to był jedyny sposób, żeby się od niego uwolnić – po czym wyszłam przed [klub]. Tam znalazłam się w towarzystwie trzech kobiet. Jedna miała na imię C, była prawniczką w wieku około 34 lat, bardzo „dystyngowaną”, co H w kółko powtarzała. Urodziła się i wychowała w Kalifornii, mówiła z udawanym akcentem brytyjskim, który czasami stawał się wyraźny, a czasami nieświadomie zanikał, i miała auto, crosleya… H powiedziała mi, że mieszkała z nią przez dwa miesiące, do chwili, w której C kupiła pistolet i zagroziła, że zabije ją i siebie… Dwie pozostałe kobiety, Florence i Roma, były parą… H miała kiedyś romans z Florence… W pewnym momencie C się roześmiała i spytała, czy widzimy, że cała ta sytuacja jest jak parodia Nightwood… Ja oczywiście zauważyłam to już wcześniej i parę razy pomyślałam o tym z rozbawieniem…
[W połowie relacji z tego spotkania na czystej stronie S.S. napisała: „Przeczytać Moll Flanders”].
30/05/49
Nie mogę się oprzeć przytoczeniu kilku czterowierszy z Rubajjatów [Omara Chajjama], gdyż – choć mogą się wydawać banalne i niedojrzałe – znakomicie oddają stan radosnego uniesienia, w którym obecnie jestem…
31/05/49
Przeczytałam ponownie cytat z Lukrecjusza, który zanotowałam w Zeszycie nr 4 – „Życie trwa… giną tylko istnienia, istnienia jedynie”.
Dobrze mi robi, jeśli od czasu do czasu ponownie czytam wcześniejsze zeszyty – zwrócił moją uwagę poniższy fragment zapisany w zeszłe święta Bożego Narodzenia: Ta biedna skorupa gotowa jest pęknąć w każdej chwili – teraz to wiem – kontemplacja nieskończoności – przeciąża umysł i sprawia, że rozcieńczam grozę, przeciwstawiając jej prostą zmysłowość abstrakcji. A mimo to prześladuje mnie jakiś demon, który wie, że moje emocje nie mają ujścia – napełnia mnie bólem i gniewem – strachem i drżeniem (jestem udręczona, skatowana, skrajnie umęczona –) przez mój umysł przebiegają spazmy niekontrolowanego pożądania –
Od chwili napisania tych słów przeszłam daleką drogę – nauczyłam się, jak żyć swobodnie – jak w pełni korzystać z każdej chwili – zaakceptowałam się, tak jest, potrafię czerpać radość z samej siebie –
To naprawdę ważne, by niczego nie odrzucać – Kiedy tylko pomyślę, że wahałam się, czy studiować na Cal! Że poważnie zastanawiałam się, czy nie odrzucić tego nowego doświadczenia! To by była całkowita katastrofa (choć nawet bym się o tym nie dowiedziała!) –
Już wiem, co zrobię w Chicago, kiedy tam przyjadę – Na dobry początek wyjdę w świat i rzucę się w wir doświadczeń, nie będę czekała, aż same do mnie przyjdą – teraz już mogę sobie na to pozwolić, ponieważ Wielka Bariera upadła – poczucie świętości własnego ciała – zawsze przepełniało mnie pożądanie – teraz też – lecz zawsze rzucałam sobie pod nogi różne wydumane przeszkody… Podświadomie zawsze odczuwałam nieograniczone pragnienie namiętności, ale nie wiedziałam, jak mogę je zrealizować we właściwy czy wzorcowy sposób –
Jestem obecnie zdolna do doświadczania najwyższej, czysto fizycznej przyjemności bez elementu „pokrewieństwa umysłowego” itd., choć i ono jest pożądane…
Irene prawie udało się mnie zniszczyć – utwierdzić w poczuciu winy, które