pomyłkę? – powtórzył Ernst. Czyli zwędził ją któryś ze szpiegów Göringa. – Dziękuję, panie ministrze – powiedział lekkim tonem. – Natychmiast przyślę kogoś po te dokumenty. Żegnam pa…
Unik oczywiście nie odniósł skutku.
– Miałeś szczęście, że teczka trafiła do mnie – ciągnął Göring. – Wyobraź sobie, co mogliby pomyśleć niektórzy, widząc twoje nazwisko w tekście napisanym przez Żyda.
Hitler uniósł głowę.
– Co takiego?
Jak zwykle obficie się pocąc, Göring otarł twarz i odparł:
– Chodzi o projekt Badania Waltham zarządzone przez pułkownika Ernsta. – Hitler pokręcił głową, nie rozumiejąc. – Och, przypuszczałem, że Führer o nich wie – kontynuował z uporem minister.
– Proszę mi powiedzieć – zażądał Hitler.
– Ja nic o nich nie wiem – powiedział Göring. – Otrzymałem tylko – omyłkowo, jak wspomniałem – kilka raportów napisanych przez żydowskich lekarzy umysłu. Tego Austriaka, Freuda. Jakiegoś Weissa. I innych, których teraz nie pamiętam. To psychologowie – dodał, krzywiąc usta.
W hierarchii nienawiści Hitlera pierwsze miejsce zajmowali Żydzi, drugie komuniści, a trzecie intelektualiści. Szczególną pogardę żywił dla psychologów, ponieważ negowali naukę rasową – przekonanie, że rasa determinuje zachowanie, na którym opierała się myśl narodowego socjalizmu.
– To prawda, Reinhardzie?
– Ze względu na swoją pracę – odrzekł z udawaną obojętnością Ernst – czytam wiele dokumentów na temat agresji i konfliktów. O tym właśnie traktują teksty.
– Nigdy mi pan o tym nie wspominał. – I z typowym dla siebie instynktem, który kazał mu wszędzie wietrzyć ślady spisku, Hitler spytał szybko: – A minister obrony von Blomberg? Zna te pańskie badania?
– Nie. Na obecnym etapie nie ma jeszcze o czym meldować. Jak sugeruje nazwa, to jedynie badania prowadzone w Szkole Wojskowej Waltham. Zbieranie informacji. To wszystko. Być może nic z tego nie wyniknie. – Wstydząc się, że musi się uciekać do takich metod, dodał z goebbelsowskim błyskiem pochlebstwa w oczach: – Ale możliwe, że rezultaty badań pokażą nam, jak stworzyć silniejszą i sprawniejszą armię, by osiągnąć wspaniałe cele, jakie wyznaczył pan naszej ojczyźnie.
Ernst nie miał pojęcia, czy lizusostwo odniosło skutek. Hitler wstał i zaczął spacerować. Podszedł do szczegółowego modelu stadionu olimpijskiego i długo przypatrywał się makiecie. Ernst czuł, że serce łomocze mu już w gardle.
Führer odwrócił się i zawołał:
– Chcę się widzieć z moim architektem. Natychmiast!
– Tak jest – odpowiedział adiutant i wybiegł do sekretariatu.
Po chwili do gabinetu wkroczył nowy gość, ale nie był to Albert Speer, tylko odziany w czarny mundur Heinrich Himmler. Jego cofnięty podbródek, filigranowa sylwetka i okrągłe okulary w czarnych oprawkach sprawiały, iż można było zapomnieć, że to on jest władcą absolutnym SS, gestapo i wszystkich sił policyjnych w kraju.
Himmler zasalutował charakterystycznym sztywnym gestem, utkwiwszy pełne uwielbienia szaroniebieskie oczy w Hitlerze, który powitał go zwyczajowym lekkim uniesieniem ręki.
Szef SS rozejrzał się po gabinecie i doszedł do wniosku, że może podzielić się ze zgromadzonymi wiadomością, którą przyniósł.
Hitler z roztargnieniem wskazał mu kawę i czekoladę. Himmler pokręcił głową. Zwykle doskonale nad sobą panował – jeśli nie liczyć przymilnych spojrzeń, jakie posyłał Führerowi – lecz dziś zdaniem Ernsta wydawał się nieco podenerwowany.
– Muszę zameldować o sprawie związanej z bezpieczeństwem. Dowódca SS w Hamburgu otrzymał rano list noszący dzisiejszą datę. Był zaadresowany do niego, ale nie imiennie. Autor listu twierdzi, że jakiś Rosjanin zamierza w ciągu najbliższych dni „wyrządzić szkody” w Berlinie. Podobno „na wysokim szczeblu”.
– Kto napisał list?
– Przedstawił się jako oddany narodowy socjalista, ale nie wymienił nazwiska. List znaleziono na ulicy. Nie wiemy nic więcej o jego pochodzeniu. – Ukazując nieskazitelnie białe i równe zęby, Himmler skrzywił się jak dziecko, które sprawiło zawód rodzicom. Zdjął okulary, przetarł szkła i nałożył z powrotem. – W każdym razie napisał, że kontynuuje badanie sprawy i poda nam tożsamość tego człowieka, kiedy ją ustali. Nie dostaliśmy jednak dalszych informacji. Fakt, że list znaleziono na ulicy, może sugerować, że jego nadawca został zatrzymany i być może zabity. Niewykluczone, że nie dowiemy się niczego więcej.
– W jakim języku napisano list? – zapytał Hitler. – Po niemiecku?
– Tak jest, Führerze.
– „Szkody”. O jakiego rodzaju szkody może chodzić?
– Nie wiemy.
– Ach, bolszewicy bardzo by chcieli zakłócić przebieg olimpiady. – Twarz Hitlera zmieniła się w maskę wściekłości.
– Sądzisz, że obawy są uzasadnione? – zapytał Göring.
– Być może to nic ważnego – odparł Himmler. – Ale w tych dniach przez Hamburg przewalają się dziesiątki tysięcy cudzoziemców. Możliwe, że ktoś dowiedział się o spisku, ale nie chciał zostać w niego wplątany, więc napisał anonimową wiadomość. Zalecam wszystkim obecnym zachować szczególną ostrożność. Skontaktuję się też z dowódcami wojskowymi i innymi ministrami. Poleciłem wszystkim służbom bezpieczeństwa zająć się tą sprawą.
– Zrób, co trzeba! – ryknął wściekle Hitler. – Wszystko! Nic nie może położyć się cieniem na igrzyskach. – Ułamek sekundy później jego niebieskie oczy odzyskały blask, a głos spokój. Hitler dolał sobie czekolady do filiżanki i położył na talerzyku dwa sucharki. – Dziękuję, panowie, możecie odejść. Muszę się zastanowić nad pewnymi kwestiami budowlanymi. Gdzie jest Speer? – zawołał przez drzwi do adiutanta.
– Lada chwila przyjdzie, Führerze.
Wszyscy ruszyli do drzwi. Serce Ernsta odzyskało normalny rytm. To, co się właśnie wydarzyło, było typowym przykładem stylu, w jakim pracowało grono najbardziej wpływowych osób z rządu narodowych socjalistów. Intryga, która mogła przynieść katastrofalne skutki, została zamieciona pod dywan. Natomiast machinacje Göringa…
– Pułkowniku! – zawołał Hitler.
Ernst zatrzymał się w pół kroku i odwrócił.
Führer patrzył na makietę stadionu, przyglądając się nowo wybudowanej stacji kolejowej.
– Przygotuje pan raport na temat tych Badań Waltham. Szczegółowy. I dostarczy mi w poniedziałek.
– Tak, oczywiście, Führerze.
W drzwiach Göring wyciągnął rękę, przepuszczając Ernsta.
– Dopilnuję, żeby te dokumenty do ciebie trafiły, Reinhardzie. Mam nadzieję, że zobaczę ciebie i Gertrudę na moim przyjęciu z okazji olimpiady.
– Dziękuję, panie ministrze. Postaram się być.
Piątkowy wieczór, ciepły i mglisty, wypełniał zapach skoszonej trawy, skopanej ziemi i świeżej farby.
Paul Schumann przechadzał się samotnie po wiosce olimpijskiej położnej pół godziny drogi od Berlina.
Dotarł tu niedawno po nieco skomplikowanej podróży z Hamburga. Tak, to był męczący dzień. Ale mimo to pobudzający,