liście ujawniono trzy odciski palców. Załączone fotokopie były tymi samymi, które Stiller pokazał im wcześniej tego dnia. Wisting jeszcze raz przeczytał pierwszy list: „Nadia jest z nami. Możecie ją odzyskać. Cena wynosi trzy miliony koron. Czekajcie na dalsze instrukcje”. W trzech miejscach szarym ołówkiem zaznaczono odcisk linii papilarnych Martina Haugena. Ujawnione ślady nie budziły żadnych wątpliwości.
Telefon komórkowy zasygnalizował, że przyszła nowa wiadomość tekstowa. Wisting wziął do ręki komórkę. To był esemes od Line. Przysłała mu nazwę użytkownika i hasło do archiwum „VG”. W chwili, gdy odkładał telefon, otrzymał maila o tej samej treści. Kliknął w załączony link do strony i od razu się zalogował.
W ramach testu wpisał do wyszukiwarki: Nadia Krogh. Monitor natychmiast zapełnił się miniaturkami zdjęć stron z gazet, w których padło jej nazwisko. „VG” wspominała o niej łącznie osiemdziesiąt dziewięć razy. Nazwisko było na tyle rzadkie, że można było przyjąć, iż wszystkie trafienia dotyczyły sprawy porwania. Chodziło o stosunkowo słabej jakości biało-czarne kopie artykułów. Zdjęcia były niewyraźne, ale tekst dało się odczytać. Większość artykułów powstała tamtej jesieni, gdy zaginęła Nadia, lecz zdarzały się również całkiem nowe trafienia, ponieważ nierozwiązana zagadka kryminalna wciąż budziła ciekawość dziennikarzy. Kilka razy nazwisko Krogh pojawiało się w odniesieniu do innych przypadków porwań.
W ten sam sposób sprawdził Katharinę Haugen. W stołecznej gazecie zajmowano się jej sprawą tylko cztery razy. Porwaniu Nadii Krogh najwyraźniej towarzyszyło dużo większe zainteresowanie mediów niż zniknięciu Kathariny Haugen. Sprawa, w której pojawiły się listy z żądaniem okupu, wydawała się bardziej oryginalna od domniemanego samobójstwa.
Wrócił do monitora z otwartym sprawozdaniem z badań daktyloskopijnych. Śledczym udało się zidentyfikować wydanie „VG”, z którego pochodziły wycięte słowa. Wiedzieli również, ile egzemplarzy gazety wydrukowano tego dnia i w których kioskach je sprzedawano. Ta informacja była najprawdopodobniej zawarta w jednym z pozostałych raportów, ale Wisting postanowił spróbować czegoś innego. Już wcześniej zwrócił uwagę na to, że pierwszy list od porywaczy był podpisany przez „Szare Pantery”, natomiast drugi tylko przez „Szarych”. W przypadku pierwszego listu oba słowa o pogrubionej czcionce wycięto w całości. W gazecie również wyrazy stały jeden za drugim. W drugim liście wyraz składał się z liter pochodzących z różnych artykułów. Wrócił do archiwum „VG” i wpisał „Szare Pantery”, biorąc je w cudzysłów. Pojawiły się trzy wyniki wyszukiwania. Szare Pantery były organizacją polityczną, która działała na rzecz większych uprawnień emerytów. Dwa trafienia pochodziły z grudnia 1987 roku, trzy miesiące po uprowadzeniu Nadii Krogh, natomiast trzecie z czwartku, 27 sierpnia 1987 roku, trzy tygodnie przed jej zaginięciem.
Kliknął na artykuł i odszukał „Szare Pantery” w leadzie pod zdjęciem mężczyzny, którego nazywano Starszym Generałem.
Tak podzielił ekran, że na jednej połowie miał otwartą gazetę, a na drugiej list od porywaczy. Klikał z jednej strony na drugą, aż w końcu znalazł trzy inne słowa, które najprawdopodobniej zaczerpnięto z tego samego artykułu. „Cena”, „miliony” i „korony”.
Ślady linii papilarnych ujawniono na słowach „Pantery” i „miliony” oraz na trzech ostatnich literach imienia Nadia.
Imię złożono z dwóch kawałków „Na” i „dia”. Wisting wpisał do wyszukiwarki sylabę „dia”. W przeglądanym wydaniu gazety wiele razy pojawiło się słowo „media” i jeden raz „dializa”.
Wszedł na pierwszą stronę gazety. Była tam mowa między innymi o napadzie z bronią w ręku, do którego doszło w Bodø, i o śmiałku, który jako pierwszy zeskoczył z Prekestolen ze spadochronem. Na drugiej stronie lider pewnego ugrupowania zaangażował się w rozpoczętą niedawno kampanię wyborczą do rady gminy i okręgu.
Dwadzieścia sześć lat temu Martin Haugen przeglądał to samo wydanie gazety. To był fakt bezsporny.
Wisting wstał od biurka i poszedł do sekretariatu, a dokładniej do Bjørg Karin. Jedno z pudeł z aktami sprawy Kathariny zostało zabrane. Komisarz otworzył jeden z dwóch pozostałych kartonów i wyjął segregator z napisem „Finanse”.
Sytuacja finansowa Kathariny i Martina Haugenów została dokładnie prześwietlona w związku z zaginięciem, przede wszystkim po to, żeby sprawdzić, czy Katharina mogła odłożyć wystarczającą sumę pieniędzy, by rozpocząć zupełnie nowe życie w innym miejscu, ale nic to nie dało. Za to Martin Haugen miał powód, by spróbować wyłudzić pieniądze, porywając Nadię Krogh. Dwa lata przed zaginięciem Kathariny miał poważne problemy ze spłatą odsetek i rat kapitałowych kredytu hipotecznego. Zniknięcie Kathariny tylko pogorszyło jego sytuację ekonomiczną, ponieważ od tamtej pory sam musiał ponosić wszystkie wydatki, na szczęście spadek stóp procentowych pozwolił mu zatrzymać dom.
Hammer wsunął głowę do gabinetu w chwili, gdy Wisting znowu usiadł za biurkiem.
– Stiller chce się z nami spotkać o piętnastej – powiedział.
Komisarz spojrzał na zegarek. Nie zostało im więcej niż piętnaście minut.
– Wpół do czwartej – odparł i otworzył segregator. Dokument, który leżał na wierzchu, dotyczył wypłaty ubezpieczenia z polisy na życie Kathariny Haugen.
– Obawiam się, że to musi być piętnasta – powiedział Hammer. – W spotkaniu mają wziąć udział komendanci, nasz i z Telemarku, i prokurator.
Wisting podniósł głowę i w milczeniu przyglądał się Hammerowi. Rozumiał strategię Stillera. Zapraszając komendanta i prokuratora, chciał wywrzeć na komisarzu większą presję i niejako wymusić na nim zgodę na realizację planu opracowanego przez grupę EU.
– W porządku – odparł i skupił się na dokumentach.
Kwotę ubezpieczenia wypłacono dopiero po czterech latach od zaginięcia Kathariny. Była ona częścią umowy zbiorowej zawartej przez Krajowy Zarząd Dróg i Autostrad, o której istnieniu Martin Haugen nic nie wiedział. To Wisting pomógł mu uzyskać te pieniądze. Sto tysięcy koron. Cała kwota została przelana na konto Haugena dopiero wtedy, gdy sąd rejonowy wydał postanowienie o uznaniu zaginionej Kathariny Haugen za osobę zmarłą.
Cofnął się o kilka dokumentów i w końcu znalazł papiery, których szukał. Była to kopia pisma ze Sparebanken informującego o tym, że w związku z niedotrzymaniem przez Haugena zobowiązań kredytowych jego dom zostanie wystawiony na licytację. Ostatecznie Haugenowi udało się zawrzeć z bankiem ugodę i nie stracił nieruchomości, ale pismo było opatrzone datą 14 września, co oznacza, że zostało sporządzone pięć dni przed uprowadzeniem Nadii Krogh.
Niemal nieświadomie Wisting narysował na białej kartce oś czasu, na której zaznaczył kilka dat: uprowadzenia Nadii, pisma z banku i dwóch listów z żądaniem okupu. To, co zupełnie mu nie pasowało, to fakt, że gazeta pochodziła z 27 sierpnia, a do porwania doszło trzy tygodnie później. Gazety miały krótką datę ważności. Nie były czymś, co przechowuje się w domu całymi tygodniami. Nie pamiętał, by odwiedzając Haugena w domu, kiedykolwiek widział u niego stosy starych gazet. Poza tym w tamtych czasach nie było mowy o sortowaniu śmieci. Gazety palono w piecu albo wyrzucano razem z innymi odpadami.
Od chwili, gdy Martin Haugen czytał interesujące ich wydanie gazety, do pojawienia się w domu rodziców Nadii Krogh pierwszego listu z żądaniem okupu minęło dwadzieścia sześć dni. Z pewnością istniało mnóstwo powodów, z których sprawca użył właśnie tamtej gazety. Całkiem możliwe, że po prostu wyciągnął ją z jakiegoś kosza.
Komisarz przeglądał strony dziennika na