Йорн Лиер Хорст

Seria o komisarzu Williamie Wistingu


Скачать книгу

spotkania doszło południu w środku sierpnia”.

      Brakowało jednego słowa. Za każdym razem czytał je tak, jakby było napisane „Do spotkania doszło po południu w środku sierpnia”, ale przyimek „po” został pominięty. To był częsty błąd. Jemu także zdarzało się go popełniać. Nie wszystkie słowa, które przychodziły mu do głowy, zapisywał. Kiedy czytał akta sprawy, mózg płatał mu figla, sugerując, że jest tam słowo „po”, ponieważ ściśle rzecz biorąc, nie odczytujemy każdego słowa, tylko pozwalamy, aby nasze oczy przebiegały po zdaniach.

      Brak jednego słowa nic nie oznaczał ani niczego nie zmieniał, ale podsunął mu myśl, że w tak obszernym materiale dochodzeniowym w podobny sposób mógł przeoczyć również inne rzeczy.

      Odłożył protokół i z większym entuzjazmem zabrał się do przeglądania kolejnego stosu dokumentów. Kiedy ktoś znikał bez śladu, tak jak Katharina, istniały cztery wytłumaczenia: samobójstwo, nieszczęśliwy wypadek, ucieczka albo czyn przestępczy. Zbadali wszystkie cztery hipotezy. Wzięli również pod uwagę możliwość, że Katharina opuściła kraj, nie mówiąc o tym nikomu, żeby rozpocząć nowe życie, w swojej ojczyźnie lub innym zakątku świata.

      Wisting nigdy nie wierzył w to, że Katharina zniknęła z własnej woli. Chociaż nie znaleźli jej ciała ani miejsca zbrodni, zawsze traktował sprawę Kathariny jak sprawę zabójstwa. To, że tak myślał, nie wynikało z jednej przesłanki, lecz z sumy okoliczności takich, jak walizka na łóżku, książki zdjęte z półki, zdjęcie wyjęte z ramki. Nie mówiąc o kartce z kodem leżącej na kuchennym stole.

      Po raz enty wyjął fotokopię i zaczął się jej przyglądać. Trzy lekko zaokrąglone kreski dzieliły kartkę, tworząc dwie kolumny z liczbami. Na samym dole znajdowała się poprzeczna kreska. Liczba 362 była zapisana dwa razy i otoczona kółkiem. Tak samo 334. Podobnie liczba 18 figurowała na liście dwa razy, ale otaczał ją kwadrat. Poza tym na kartce rozrzuconych było kilka innych liczb: 206, 613, 148, 701, 404, 49. Tym, co czyniło tę zaszyfrowaną wiadomość jeszcze bardziej interesującą, był fakt, że z boku kartki znajdował się krzyżyk, którego jedna kreska była nieco dłuższa od drugiej, przez co znak przypominał krzyż. Raz za razem czarny długopis był prowadzony tam i z powrotem, tak że kartka była niemal przedziurawiona.

      Wisting wpatrywał się intensywnie w krzyż i liczby. Tym razem miał wrażenie, że jakaś nieśmiała myśl próbuje wydobyć się z jego podświadomości. Że liczby zaczynają nabierać sensu.

      Zaczerpnął powietrza i wstrzymał oddech. Właśnie na taką chwilę czekał, sięgając po akta starej sprawy. Miał nadzieję, że w ciągu minionego roku sporo się nauczył – usłyszał, zobaczył lub w jakikolwiek inny sposób doświadczył czegoś, co poszerzyło jego wiedzę, dzięki czemu był w stanie inaczej zinterpretować zawartość akt sprawy. Był blisko, czuł to. O włos. Jakaś wypowiedź, zdjęcie, nieistotny szczegół, które w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy wryły się w jego podświadomość, zbliżały go do rozwiązania zagadki.

      Przeczytał liczby na głos, usiłując pomóc mózgowi w wydobyciu podpowiedzi na powierzchnię.

      – 206, 613, 148…

      Mała Amalie powtarzała za nim. Usiłowała wymówić te same liczby i śmiała się z własnych nieudanych prób.

      Wisting rzucił na nią okiem. Skóra wokół jej ust była cała niebieska. W dłoni trzymała długopis. Wygryzła w nim dziurę i tusz spłynął jej po ręce.

      Gulgocząc i śmiejąc się, włożyła długopis z powrotem do ust.

      Wisting odrzucił papiery, doskoczył do wnuczki i wyjął jej długopis z ręki.

      Jej wargi, zęby, język i cała dolna część twarzy były zabarwione na niebiesko. Chwycił ją pod ramię i pobiegł z nią do łazienki. Odkręcił kran i trzymając dziewczynkę nad zlewem, napełnił dłoń wodą i polał nią jej twarz. Po chwili zrobił to jeszcze raz. Amalie zaczęła krzyczeć. Polał ją większą ilością wody. Część wpadła prosto do jej otwartych ust. Dziecko zacharczało i zakaszlało. Niebieskawa woda spłynęła do zlewu. Mimo protestów opłukiwał jej twarz tak długo, aż nabrał pewności, że w jej buzi nie ma już tuszu. Potem usiadł na desce klozetowej z wnuczką na kolanach i próbował ją uspokoić.

      – Już dobrze – powiedział, starając się, aby jego głos brzmiał wesoło.

      Amalie przestała krzyczeć. Wyjął z kieszeni telefon komórkowy i zadzwonił na pogotowie. W kilku zdaniach opowiedział, co się wydarzyło.

      Pielęgniarka spytała go o nazwisko dziecka.

      – Ingrid Amalie Wisting – odparł i podał datę urodzenia wnuczki.

      Słyszał, jak po drugiej stronie słuchawki kobieta stuka w klawiaturę komputera.

      – Jak dużo tuszu wypiła? – spytała.

      – Nie wiem – przyznał i zaniósł Amalie do salonu. Długopis leżał na dywanie, na którym utworzyła się niebieska plama.

      – Zostało trochę więcej niż połowa – powiedział. – Ale najwięcej tuszu ma na rękach i ubraniu.

      – Niewielkie ilości tuszu są zwykle zupełnie nieszkodliwe – uspokoiła go pielęgniarka. – Gorzej, gdyby połknęła kawałki plastiku.

      Wisting przyjrzał się długopisowi. Końcówka była postrzępiona.

      – Co mogłoby się wtedy stać? – spytał.

      – Mogłyby jej utkwić w gardle – odparła. – Ale wydaje się, że do tego nie doszło. Może ją trochę boleć brzuch, ale jelita wiedzą, jak się tego pozbyć.

      Wisting podziękował i zabrał wnuczkę z powrotem do łazienki. Zwilżył ścierkę i próbował umyć jej twarz i paluszki, ale na niewiele się to zdało. Potem sięgnął po swoją szczoteczkę do zębów, nałożył odrobinę pasty i usiłował wyszczotkować jej małe, zabarwione na niebiesko zęby. Amalie zaprotestowała, ponownie wybuchając płaczem. Wisting dał za wygraną. Przeniósł się do salonu i usiadł na krześle z wnuczką na kolanach. Strach, który czuł przed chwilą, powoli przechodził w irytację. Był zły na siebie.

      Amalie nie przestawała płakać. Z pewnością była zmęczona, poza tym udzielał jej się jego niepokój. Wstał, trzymając wnuczkę na biodrze, zebrał wszystko, co miało związek ze sprawą Kathariny, i włożył to z powrotem do pudła. Jeden z segregatorów nie był zamknięty i luźne kartki rozsypały się na stół i podłogę. Zamiótł je jedną ręką i wepchnął z powrotem do kartonu, nie martwiąc się tym, że w ten sposób mogą się pognieść lub pomieszać. Chciał się ich jak najszybciej pozbyć.

      Przełożył Amalie na drugie biodro, zamknął pudło i stopą przysunął je do ściany. Potem usiadł na podłodze razem z wnuczką i uważnie jej się przyjrzał. Ubranie było zniszczone. I tak szybko by z niego wyrosła, pomyślał, ale mimo to zamierzał zaproponować Line, że odda jej pieniądze.

      Płacz ucichł. Bawili się w najlepsze, układając drewniane klocki jeden na drugim, gdy Line wróciła z treningu.

      Uśmiechnęła się, ale nagle zastygła, widząc niebieskie plamy wokół ust i na ubraniu córki.

      – Co się stało? – spytała i wzięła Amalie na ręce.

      – Bawiła się długopisem – odparł.

      – Nie pilnowałeś jej?

      – Była szybsza.

      – Ale przecież byłeś z nią przez cały czas?

      – Oczywiście. Po prostu nagle siedziała z umazaną twarzą. Zdaje się, że to był twój długopis. Musiał ci wypaść