Йорн Лиер Хорст

Seria o komisarzu Williamie Wistingu


Скачать книгу

Martin Haugen szybko podchodził do okna, słysząc warkot samochodu na podwórzu. Wisting spojrzał na dom. Czekając, aż gospodarz podejdzie do drzwi, pozwolił kotu ocierać się o swoje nogi.

      Ale Haugen się nie zjawił.

      Wisting pokonał niewielkie schody i zadzwonił do drzwi. Kot ruszył za nim. Z wnętrza domu nie dolatywał żaden dźwięk. Słychać było tylko stłumiony odgłos dzwonka do drzwi.

      Wisting zajrzał w wąską szparę między skrzydłem drzwiowym a futryną i przekonał się, że drzwi są zamknięte na klucz. Zadzwonił jeszcze raz, pochylił się i pogłaskał kota. Jego futro było mokre od deszczu.

      Komisarz odwrócił się plecami do drzwi. Samochód Haugena nie stał na podwórzu, ale to nic nie znaczyło. Zwykle wstawiał auto do garażu, który był dobudowany do budynku mieszkalnego i stanowił niejako jego część. Brama była zamknięta, a brak okien uniemożliwiał zajrzenie do środka.

      Podszedł do okna kuchennego i wspiął się na palce. W środku panował idealny porządek, tylko na stole leżał notes i długopis.

      – Martinie! – zawołał i zapukał w szybę.

      W notesie było coś napisane, ale oczywiście z tej odległości Wisting nie mógł tego odczytać.

      Notatnik leżał mniej więcej w tym samym miejscu, w którym dwadzieścia cztery lata wcześniej znaleźli zakodowaną wiadomość. Najprawdopodobniej od Kathariny, ponieważ na papierze ujawniono jej odciski palców. Udało się to szybko ustalić, ponieważ w wielu miejscach domu znaleziono mnóstwo identycznych śladów linii papilarnych.

      Również grafolodzy badali kartkę z kodem, a ponieważ nie potrafili stwierdzić, czy autorem wiadomości jest Katharina Haugen, pobrano próbki pisma z listów i innych papierów, które niewątpliwie wyszły spod jej ręki. Okazało się, że cyfry na kartce są bardziej kanciaste od tych z materiałów porównawczych. Ostateczna konkluzja była taka, że nie można wykluczyć, że to Katharina zapisała wiadomość znalezioną w kuchni, ale nie można też tego stwierdzić z całą pewnością.

      Analiza chemiczna wykazała, że tusz w długopisie leżącym na blacie kuchennym i tusz na kartce mają identyczny skład. Długopis był gadżetem reklamowym Krajowego Zarządu Dróg i Autostrad, prawdopodobnie Katharina przyniosła go z pracy. Wyprodukowano go w Niemczech, w fabryce, która rocznie dostarczała dziewiętnaście milionów długopisów. Czysto teoretycznie mógł zostać użyty inny długopis niż ten, który leżał przy kartce.

      W zagajniku za plecami Wistinga zaskrzeczała samotna sroka. Poza tym panowała zupełna cisza.

      Obszedł dom dookoła, stąpając po wilgotnym trawniku, i wszedł na werandę. Kot nie odstępował go na krok.

      Meble ogrodowe wciąż stały na zewnątrz. Zwiędłe liście zbiły się w mokre kupki. Przy ścianie stała oblepiona ziemią łopata, a obok niej kalosze z zaschniętymi kawałkami gliny.

      Wisting podszedł do okna i zajrzał do środka. Salon wyglądał tak, jak go zapamiętał. Umeblowany skromnie, ale gustownie. Znaczna część wyposażenia pamiętała czasy Kathariny. Sosnowe meble i kilka kolorowych obrazów olejnych na ścianach. Natomiast ciemna skórzana kanapa była nowa. Przed nią na stole stał w połowie gotowy zestaw do sklejania. Wyglądało na to, że ostatecznie będzie przedstawiał ciężarówkę. To było hobby Haugena. Na półkach, które kiedyś uginały się pod książkami Kathariny, stały gotowe modele.

      Kot miauczał i drapał w drzwi werandy. Tuż za nimi komisarz widział dywan, na którym zwierzak zwykł się wylegiwać.

      Musi być już naprawdę stary, pomyślał Wisting. Haugen opowiadał mu kiedyś, jak pewnego letniego wieczoru kot wyszedł z lasu i usiadł na werandzie, na której Martin odpoczywał. Był wychudzony i miał zmatowiałe futro. Mężczyzna wystawił mu talerz z resztkami z obiadu i od tego czasu kot został u niego. To było pięć lub sześć lat temu, a już wtedy zwierzę było dorosłe.

      Wisting spojrzał w stronę lasu. Był gęstszy niż dwadzieścia cztery lata temu. Ledwo dostrzegł jezioro połyskujące w dole między pniami świerków.

      Dwa razy przeczesywali las w poszukiwaniu Kathariny. Najpierw z psami tropiącymi, potem z ochotnikami oddalonymi od siebie na długość ramienia i tworzącymi tyralierę. Zbadali jezioro i spuścili na dno nurków. Kathariny tam nie było.

      Krzyk sroki przerwał ciszę. To musiał być ten sam ptak, którego słyszał poprzednim razem. Zerwał się z jednego z najbliżej rosnących drzew, zawisł w powietrzu i machając skrzydłami, skrzeczał ochryple.

      Wisting podniósł klapy marynarki, wtulił w nie szyję i ruszył w stronę samochodu. Był lekko zaskoczony faktem, że nie zastał Haugena w domu. Nie umawiali się, ale komisarz liczył na to, że mężczyzna będzie na niego czekał tak jak rok temu. Tak jak przez te wszystkie lata.

      Jeszcze raz rzucił okiem na dom, zanim wsiadł do auta. Może Martin Haugen pojechał tylko do sklepu po ciasto albo miał coś do załatwienia w mieście? Wisting szczerze w to wątpił. Wygląd kota na to nie wskazywał. Zwierzę, które znowu położyło się na wycieraczce, miało przemoczone futro. Tak jakby spędziło na dworze całą noc.

      4

      Samochód podskakiwał na pełnej dziur żwirowej drodze. Wisting zatrzymał się przy słupie, do którego były przymocowane skrzynki pocztowe. Wysiadł i podszedł do skrzynki opatrzonej nazwiskiem Martina Haugena. Jej zdjęcie również znajdowało się w dokumentacji sprawy. Widać było na nim, że w środku leżały dwie gazety, z 10 i 11 października, oraz rachunek za prąd. Gazeta z 9 października została znaleziona w ich domu, na komodzie w przedpokoju.

      W którymś momencie Martin Haugen musiał zmienić napis na skrzynce. Teraz było na niej tylko jego nazwisko.

      Komisarz podniósł wieko i zajrzał do środka. Skrzynka była pusta. To nie musiało nic znaczyć. Haugen nie abonował już żadnej gazety. Prawdopodobnie było też za wcześnie na listonosza, a poza tym dom Haugenów leżał na uboczu i tylko nieliczni roznosiciele reklam zapuszczali się w tę okolicę.

      Z lasu wyłonił się mężczyzna z psem. Szedł ścieżką biegnącą w pewnej odległości od drogi. Przywołał psa i przypiął mu smycz.

      Wisting wsiadł do samochodu i spojrzał na znak zakazu wjazdu. Do znaku był przyczepiony łańcuch, który można było przeciągnąć nad drogą, by skutecznie ją zablokować. Może Haugena nękali turyści, którzy szukali miejsca, gdzie mogliby odstawić samochód, i wjeżdżali na teren jego posesji?, zastanawiał się komisarz. Znak zakazu na pewno załatwił sobie w pracy. Po zaginięciu Kathariny otrzymał posadę w Wydziale Eksploatacji i Utrzymania Dróg Krajowego Zarządu Dróg i Autostrad. Zakres jego obowiązków zmieniał się w ciągu tych kilkudziesięciu lat. Na początku do jego zadań należało odśnieżanie oraz usuwanie drzew i przejechanych zwierząt. Z czasem te praktyczne zadania zaczęto zlecać różnym podwykonawcom, a Martin Haugen stał się bardziej ich przełożonym niż współpracownikiem. Zawsze mógł też dostosowywać swój dzień pracy do własnych potrzeb i dzięki temu każdego 10 października brał urlop. Może jednak w tym roku nie mógł sobie na to pozwolić?

      Jego numer był zapisany w komórce komisarza. Wisting zastanawiał się, czy do niego zadzwonić albo wysłać mu wiadomość, ale porzucił ten pomysł. Nie chciał być nietaktowny. Postanowił, że wpadnie do niego po pracy.

      Gdy zaginęła Katharina, telefony komórkowe nie były jeszcze popularne. Nie było Internetu ani mediów społecznościowych. Katharina nie pozostawiła po sobie żadnych elektronicznych śladów, które wskazywałyby na to, gdzie może przebywać i co się wydarzyło.

      Uruchamiając samochód, Wisting rzucił okiem na dom po drugiej stronie drogi. Wydawało mu się, że widzi