Йорн Лиер Хорст

Seria o komisarzu Williamie Wistingu


Скачать книгу

Na kilku półkach ustawiono kolekcję modeli samochodów do sklejania.

      Sąsiednim pokojem była sypialnia. Na dużym łóżku leżała tylko jedna kołdra. Była odrzucona na bok, natomiast poduszka leżała zmięta. Patrząc na ten pokój, nie dało się odczytać z niego więcej niż to, że sypiała w nim jedna osoba.

      Obszedł dom dookoła i odkrył jeszcze jedną kamerę. W oknie łazienki, nieco wyżej na ścianie zainstalowano kamerę, która była skierowana na teren przed wejściem do domu.

      Deszcz przybrał na sile. Wistingowi wydawało się, że w oddali słyszy grzmoty. Starał się przypomnieć sobie, czy słyszał aktualną prognozę pogody.

      Kot znowu wbiegł na schody. Wisting podszedł do szopy na narzędzia znajdującej się po drugiej stronie podwórza. Podejrzewał, że mieści się tam niewiele więcej poza odśnieżarką, kosiarką do trawy i kilkoma sążniami drewna opałowego.

      Strugi deszczu spływały z blaszanego dachu. Chwycił za drzwi. Były zamknięte. Zajrzał przez boczne okienko i dostrzegł siekierę leżącą na pieńku do rąbania drewna, ale nie był w stanie stwierdzić, co kryje się w ciemnych kątach szopy.

      Gdy wsiadł do samochodu, zobaczył, że na przedniej szybie zdążyła osadzić się warstwa pary wodnej. Uruchomił silnik, włączył ogrzewanie i wyjechał na drogę.

      Po drugiej stronie skrzyżowania brama garażowa była podniesiona do góry. Steinar Vassvik stał obok dużego motocykla ze śrubokrętem w dłoni i spoglądał w jego kierunku.

      Wisting przejechał przez skrzyżowanie, zatrzymał się, wysiadł z auta i nie wyłączając silnika, ruszył w stronę mężczyzny. Szybkim krokiem wszedł do garażu, żeby schronić się przed deszczem.

      Vassvik przywitał go skinieniem głowy. Mocna lampa warsztatowa wisząca pod sufitem oświetliła jego grubo ciosane rysy. Od czasu, gdy komisarz widział go ostatnio, mężczyzna rozciął sobie skórę pod lewym okiem. Teraz miał w tym miejscu czerwoną bliznę.

      – Zajrzałem do Martina Haugena – wyjaśnił Wisting. – Nie ma go w domu.

      Vassvik odłożył śrubokręt i sięgnął po suchą szmatę.

      – Widział go pan dzisiaj?

      Mężczyzna potrząsnął przecząco głową i wytarł dłonie. Komisarz spojrzał za siebie, wskazując znak, który zakazywał wjazdu.

      – Kręcił się tu ktoś? – spytał.

      – Tutaj rzadko kto przyjeżdża – odparł.

      – Kiedy widział pan Martina ostatni raz?

      Tamten wzruszył ramionami.

      – O wpół do ósmej rano wyjeżdża do pracy.

      – Dzisiaj też wyjechał?

      – Nie zwróciłem na to uwagi.

      – O której zwykle wraca do domu?

      Mężczyzna spojrzał na zegarek. Wisting zrobił to samo. Było dziesięć po wpół do piątej.

      – Przed czwartą – odparł Vassvik.

      Komisarz przytaknął.

      – Okej – powiedział i odwrócił się w stronę samochodu. – Dziękuję.

      Vassvik ruszył za nim.

      – Czy coś się stało? – spytał.

      Wisting zaprzeczył ruchem głowy.

      – Po prostu sądziłem, że zastanę go dzisiaj w domu.

      Teraz tamten przytaknął.

      – Rozumiem. Może pojechał do domku letniskowego.

      – Może – odparł Wisting.

      Stał przez chwilę, licząc na to, że Vassvik powie coś więcej. Potem jeszcze raz podziękował mu za rozmowę, pobiegł do auta i wsiadł do środka.

      5

      Nie zadzwonił do drzwi, tylko otworzył je własnym kluczem i lekko zapukał w skrzydło drzwiowe między gankiem a korytarzem.

      Line wychyliła głowę z kuchni i przywołała go ruchem ręki.

      – Ale zmokłeś – skwitowała.

      Wisting zdjął kurtkę i powiesił ją na oparciu krzesła.

      – Pada deszcz – odparł z uśmiechem. – Jak się czuje Amalie?

      – Dobrze. Śpi.

      Wstała i podeszła do kuchenki.

      – Chcesz trochę zupy? – zaproponowała. – Kalafiorowa.

      – Chętnie.

      Włączyła płytę grzewczą.

      – To tylko zupa z paczki – wyjaśniła.

      Usiadł i skinął głową na laptop stojący na stole.

      – Co robisz?

      – To, co zwykle – odparła. – Drzewo genealogiczne.

      Wyjęła chleb, ukroiła dwa kawałki i posmarowała je grubą warstwą masła.

      – Możesz coś dla mnie sprawdzić?

      – Co?

      – Czy Martin Haugen jest na Facebooku?

      Usiadła przy stole.

      – Nie byłeś u niego?

      – Nie zastałem go w domu – wyjaśnił. – Może na swoim profilu umieścił informację o tym, że wyjechał.

      Palce Line śmigały zręcznie po klawiaturze.

      – Wygląda na to, że nie ma profilu na Facebooku – oświadczyła. – Nie możesz po prostu do niego zadzwonić?

      – Próbowałem.

      Z garnka na kuchence zaczęła unosić się para. Line wstała i zdjęła go z płyty.

      – Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała, nalewając mu zupy. – Że zaginął?

      – Że nie ma go w domu – uśmiechnął się.

      – A nie możesz namierzyć jego telefonu? – zaproponowała.

      – To nie takie proste – odparł. – Są na to procedury. Najpierw rodzina musiałaby zgłosić jego zaginięcie.

      – Rozmawiałeś z kimś z jego rodziny?

      Przełknął pierwszą łyżkę zupy i potrząsnął przecząco głową.

      – Jego matka zmarła kilka lat temu – wyjaśnił. – Ma ciotkę i kilku wujków w Porsgrunn, ale zdaje się, że nie utrzymuje z nimi bliższych kontaktów.

      – A koledzy z pracy?

      – Porozmawiam z nimi jutro – przytaknął. – Jeśli do tego czasu nie wróci do domu.

      Siedział jeszcze chwilę po tym, jak zjadł zupę, ale w końcu pożegnał się i wrócił do siebie, zanim obudziła się Amalie.

      Czekał na niego pusty dom. Wisting zastanawiał się, ile czasu by zajęło, zanim wszczęto by oficjalne śledztwo, gdyby to on zaginął. Najbliżej był z Line, ale ona przywykła do tego, że od czasu do czasu wyjeżdżał na kilka dni w związku z pracą. A on nie zawsze mówił jej, dokąd wyjeżdża i kiedy wróci. Za to w pracy dziwiliby się, gdyby nie zjawił się rano w komendzie i nie dał znać, że jest chory.

      Stał w salonie, wpatrując się w karton z segregatorami. Sprawę prowadził Elling Kverme, doświadczony śledczy, o piętnaście lat starszy od Wistinga. Teraz był na emeryturze, ale komisarz czasem go widywał. Podczas każdego spotkania wspominał sprawę