prawie dziewiąta – jęknęła nade mną Lucy. – Musisz wstać.
Otworzyłam oczy, ale gdy ujrzałam nad sobą jej rozpromienioną twarz, szybko zamknęłam je z powrotem.
– Jesteś jak te irytujące koty, które oglądamy na Facebooku – wymamrotałam. – Dlaczego każesz mi wstawać? Nie mam dzisiaj zajęć.
– Bo musimy uczcić wczorajsze spotkanie. I nie jestem kotem, nie obrażaj mnie, kobieto. Jestem słodkim szczeniaczkiem, którego wszyscy chcieliby wziąć do domu.
Nie mogąc się powstrzymać, znów ziewnęłam i niechętnie otworzyłam oczy. Na szczęście już nie nachylała się nade mną.
– Która godzina?
– Dziewiąta.
– Świętujemy o dziewiątej rano? Kto wpadł na taki genialny pomysł? Ja odpadam. Wróć o jakiejś rozsądnej godzinie.
– No chodź, Olive. – Ściągnęła ze mnie kołdrę. – Nie masz zajęć, ale ja mam. Więc wstawaj, wstawaj, wstawaj.
– Jezu, jesteś jak pięciolatek.
– Jeśli nie chcesz, żebym wylała na ciebie wiadro zimnej wody, to wstań, doprowadź się do porządku i czekaj przy drzwiach za niecałe pół godziny.
– No dobra – warknęłam. Opuściłam nogi na podłogę i popchnęłam przyjaciółkę. – Zejdź mi z drogi.
Klasnęła w dłonie.
– Oto entuzjazm, jakiego oczekiwałam!
Po dwudziestu minutach byłam gotowa do wyjścia, w przeciwieństwie do Lucy i Char.
– Idę świętować sama! – zagroziłam, stojąc przy drzwiach wejściowych.
– Czekaj, już idę! – krzyknęła Lucy, a w tym samym momencie Char otworzyła drzwi i wyszła ze swojego pokoju.
– Ty też masz zajęcia, Char? – zapytałam, zauważywszy w jej ręku spory zestaw książek.
– Niestety tak. Potem będziemy się uczyć z dziewczynami.
– Masz ostatnio dużo nauki. Może mogłabym ci w czymś pomóc?
Char była nieśmiałą i słodką blondynką. Studiowała anglistykę, tak jak ja, ale w przeciwieństwie do mnie nie interesowała się twórczym pisaniem.
– Miło z twojej strony, że pytasz, biorąc pod uwagę to wszystko, co się teraz dzieje w twoim życiu. Być może skorzystam z twojej propozycji przed egzaminami końcowymi.
– Oczywiście. Właściwie to mnie też by to pomogło.
Nie chciałam ulegać sugestiom Marcusa, ale nie zamierzałam też dopuścić do tego, aby jego proroctwa się spełniły, szczególnie gdy byłam już tak blisko wczesnego ukończenia studiów.
– Twoja książka wciąż wymiata w rankingach! – wykrzyknęła Lucy i zaczęła podskakiwać.
– Znów zaczynamy – mruknęła Char z uśmiechem, podczas gdy ja przygotowywałam się na kolejny atak.
Dwie sekundy później ręce Lucy były już na mojej szyi i podskakiwałyśmy razem, po raz tysięczny świętując jej podekscytowanie sukcesem mojej książki. A nawet jeśli nie był to jeszcze tysięczny raz, to z pewnością znajdowałyśmy się blisko tysiąca.
Prawda była taka, że wystrzegałam się sprawdzania recenzji, rankingów i innych takich rzeczy, ponieważ bałam się, że to wszystko okaże się tylko snem. Ale Lucy zamieniła się w zaciętą tropicielkę: od czasu, kiedy moja książka pojawiła się na Amazonie – czyli od dwóch miesięcy – odświeżała te wszystkie strony prawie co godzinę, o różnych porach dnia. Z tego samego powodu starałam się nie ekscytować zbytnio perspektywą zobaczenia Isaaca i Evie na ekranie. Postanowiłam, że dopiero wtedy, gdy Dream Catch Studios przedstawi mi kontrakt – jeśli rzeczywiście biorą to na poważnie – a ja go podpiszę, będę płakać ze szczęścia przez kilka dni albo szaleć z Lucy po całym mieście.
– Wciąż w pierwszej setce? – zapytałam z dość wyraźną nutą nadziei w głosie.
Przerzuciła włosy przez ramię.
– Raczej w pierwszej piątce, kobieto. Dajesz czadu.
Moja książka była numerem jeden na liście bestsellerów w kilku witrynach przez prawie sześć tygodni. Ku mojemu zdumieniu po dwóch miesiącach nadal znajdowała się w pierwszej piątce. Skusiłam się na kolejną serię podskoków z Lucy, nie zwracając uwagi na Marcusa, który przyglądał się nam, oparty o framugę drzwi.
Już po chwili byłyśmy na zewnątrz, świętując mój sukces z kawą latte i rogalikami. To było warte wszystkich tych cholernych kalorii, które poszły nam w biodra.
Zbliżała się szesnasta, kiedy imię Jasona wyświetliło się na ekranie mojego telefonu. Siedziałam sama w salonie i wpatrywałam się tępo w pusty dokument tekstowy, usiłując odkryć, jaką nową opowieść podsuną mi teraz mój umysł i serce. Nie muszę chyba dodawać, że żadne z nich nie miało mi nic do powiedzenia w tej sprawie.
Uspokoiłam nieco serce, żeby przestało trzepotać jak dziki ptak w mojej klatce piersiowej, i wzięłam głęboki oddech, zastanawiając się przy tym, czy to dziwne, że reaguję tak gwałtownie na zwykły telefon.
– Cześć – przywitałam się, przyjmując połączenie.
– Hej, mała. Nie przeszkadzam?
– Nie. Co mogę dla ciebie zrobić? – zapytałam i podniosłam butelkę z wodą do ust, żeby zwilżyć nagle zaschnięte gardło.
– Ale oficjalny ton! – Cmoknął z dezaprobatą i byłam prawie pewna, że potrząsnął głową, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – Wkrótce odzyskam twoje względy. Już kiedyś mnie pokochałaś, więc teraz też uda mi się podbić twoje serce.
Parsknęłam wodą prosto na tani stolik kawowy marki IKEA stojący przed kanapą i zakrztusiłam się. Kaszlałam przez chwilę, nie mogąc złapać oddechu.
– Co? – wycedziłam, chociaż chciałam powiedzieć: „Och, Jason, wciąż jestem zakochana w tobie po uszy, a może nawet bardziej”.
– Co się dzieje, Olive? Wszystko w porządku?
– Tak. Tak – odpowiedziałam szorstko. – Po prostu poleciało nie w tę dziurkę. Nic mi nie jest.
– No to dobrze. Przestraszyłaś mnie. Myślałem, że ktoś cię dusi.
– Nie dzieją się tutaj aż tak ekscytujące rzeczy.
– Duszenie wydaje ci się ekscytujące?
– Mnie nie, ale niektórym osobom na pewno tak. Nie krytykuj, póki nie spróbujesz.
Odniosłam wrażenie, że rozmyśla nad tym przez chwilę.
– Dobrze, nie mówmy już o tym. – Odchrząknął. – Nie powinnaś nawet wiedzieć o takich rzeczach.
Wydałam z siebie wytworne prychnięcie, ale mnie zignorował.
– Nie odpowiedziałaś na moje SMS-y.
– Nie chciałam ci przeszkadzać.
Wstałam i stanęłam przy oknie, licząc samochody przejeżdżające naszą ulicą.
– Przecież to ja do ciebie napisałem. Dlaczego twoja odpowiedź miałaby mi przeszkadzać?
– Było już późno. Po prostu myślałam, że jesteś zajęty albo gdzieś wyszedłeś. Dlaczego właściwie dzwonisz?
– Jesteś okropna,