Jenny Han

Zawsze i na zawsze


Скачать книгу

White i Peter pomaga jej tyle, ile może.

      Dzisiejszy film z naszej listy to Romeo i Julia, wersja z 1996 roku z Leonardem DiCaprio i Claire Danes. Kitty widziała go już kilkanaście razy, ja oglądałam fragmenty, a Peter nie znał go wcale.

      Kitty zwleka na dół swoją poduchę do siedzenia i usadawia się obok na podłodze z paczką popcornu z mikrofali. Nasz złocisty terier Jamie Fox-Pickle natychmiast zalega koło niej, niewątpliwie w nadziei na spadające okruchy. Peter i ja siedzimy na kanapie, przytuleni pod kocem z owczej wełny, który Margot przysłała ze Szkocji.

      Od chwili kiedy Leo pojawia się na ekranie w granatowym garniturze, dostaję palpitacji. Przypomina anioła, pięknego, zranionego anioła.

      – Co on się tak spina? – pyta Peter, sięgając w dół, żeby podkraść garść popcornu Kitty. – Nie jest jakimś księciem czy kimś?

      – Nie jest księciem – mówię. – Jest po prostu bogaty. A jego rodzina ma duże wpływy w mieście.

      – To facet moich marzeń – mówi Kitty zaborczo.

      – Ale już wyrósł – mówię, nie odrywając oczu od ekranu. – Jest w zasadzie w wieku taty. – Mimo to…

      – Chwileczkę, sądziłem, że to ja jestem facetem twoich marzeń – mówi Peter.

      Nie do mnie, do Kitty. Wie, że moim nie jest. Facetem moich marzeń jest Gilbert Blythe z Ani z Zielonego Wzgórza. Przystojny, lojalny, bystry.

      – Fuuj – mówi Kitty. – Jesteś dla mnie jak starszy brat.

      Peter wygląda na prawdziwie zranionego, więc klepię go po ramieniu.

      – Nie sądzisz, że trochę z niego chudzielec? – Nie daje za wygraną.

      Uciszam go.

      Krzyżuje ramiona na piersi.

      – Nie rozumiem, czemu wy możecie gadać w trakcie filmu, a mnie się ucisza. To jest do bani.

      – To nasz dom – mówi Kitty.

      – Twoja siostra ucisza mnie również w moim domu!

      Jednomyślnie go ignorujemy.

      W sztuce Romeo i Julia mają zaledwie trzynaście lat. W filmie mają raczej siedemnaście czy osiemnaście. Ale wciąż są nastolatkami. Skąd wiedzieli, że są sobie pisani? Jedno spojrzenie przez akwarium w łazience wystarczyło? Wiedzieli, że to miłość, dla której warto umrzeć? Bo wiedzieli. Wierzyli w to. Różnica chyba polega na tym, że w tamtych czasach ludzie pobierali się znacznie wcześniej niż teraz. Realnie rzecz biorąc, „dopóki śmierć nas nie rozłączy” oznaczało pewnie jakieś piętnaście–dwadzieścia lat, bo ludzie nie żyli wtedy aż tak długo.

      Kiedy jednak ich oczy spotykają się przez ściany akwarium… kiedy Romeo wspina się na jej balkon i wyznaje miłość… Nic na to nie poradzę. Ja też w to wierzę. Chociaż wiem, że prawie się nie znali, że ich historia kończy się, zanim się tak naprawdę zaczęła, a prawdziwa relacja mieści się w codzienności, w wyborze, by ze sobą być mimo wszelkich przeciwności. A jednak myślę, że by im się udało, gdyby tylko przeżyli. Na napisach końcowych łzy płyną mi po policzkach i nawet Peter wygląda na zasmuconego, ale wolna od sentymentów, suchooka Kitty podskakuje tylko i mówi, że zabiera Jamiego Fox-Pikle’a na zewnątrz, żeby się wysiusiał. Wychodzą, a tymczasem ja wciąż tonę na kanapie w emocjach, ocierając łzy z oczu.

      – Mieli takie fajne słodkanie – mówię schrypniętym głosem.

      – Co to jest słodkanie?

      Peter leży na boku, a głowę ma wspartą na łokciu. Wygląda tak uroczo, że mogłabym wytarmosić go za policzki, ale powstrzymuję się przed powiedzeniem tego na głos. Już i tak ma wielkie ego.

      – Słodkanie to pierwsze spotkanie bohaterów, które zawsze przebiega w czarujący sposób. Dzięki temu wiadomo, że skończą razem. Im bardziej urzekające, tym lepiej.

      – Jak w Terminatorze, kiedy Reese ratuje Sarah Connor przed Terminatorem i mówi: „Chodź ze mną, jeśli chcesz żyć”. Niesamowity tekst.

      – No, to chyba słodkanie, technicznie rzecz biorąc… Ale myślałam raczej o czymś w rodzaju Ich nocy. Musimy go dodać do naszej listy.

      – Kolorowy czy czarno-biały?

      – Czarno-biały.

      Peter jęczy i opada z powrotem na poduszkę.

      – Trochę szkoda, że my nie mieliśmy słodkania – myślę głośno.

      – Wskoczyłaś na mnie na szkolnym korytarzu. Uważam, że to dość słodkie.

      – Ale już się znaliśmy, więc to się właściwie nie liczy. – Marszczę brwi. – Nawet nie pamiętamy, jak się poznaliśmy. Jakie to smutne.

      – Ja pamiętam, kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy.

      – Nie-e. Kłamczuch!

      – Ej, to, że ty czegoś nie pamiętasz, nie oznacza, że ja też nie. Pamiętam mnóstwo rzeczy.

      – Dobra, to jak się poznaliśmy? – Rzucam mu wyzwanie.

      Jestem pewna, że to, co padnie z jego ust, będzie kłamstwem.

      Peter otwiera usta, a potem gwałtownie je zamyka.

      – Nie powiem ci.

      – Widzisz! Nie potrafisz niczego wymyślić.

      – Nie, nie zasługujesz, żeby się dowiedzieć, bo mi nie wierzysz.

      Przewracam oczami.

      – Wciskasz kit.

      Wyłączam film i idziemy z Peterem posiedzieć na werandzie i wypić mrożoną herbatę, którą przyrządziłam poprzedniego wieczoru. Na dworze jest chłodno. Powietrze jest wciąż na tyle rześkie, żeby było jasne, że wiosna jeszcze w pełni nie nastała, ale wkrótce nadejdzie. Rosnący przed domem dereń właśnie zaczyna kwitnąć. Wieje przyjemny wiaterek. Mogłabym chyba siedzieć tu całe popołudnie i patrzeć, jak gałęzie gną się i kołyszą, a liście tańczą.

      Mamy jeszcze chwilę, zanim będzie musiał pojechać pomóc mamie. Pojechałabym razem z nim, przypilnowała kasy, w czasie gdy on przestawiałby meble, ale ostatnio kiedy mnie ze sobą zabrał, jego mama nie była zadowolona i powiedziała, że jej sklep to miejsce interesów, nie „schadzek nastolatków”. Mama Petera nie okazuje mi niechęci i chyba jej do mnie nie czuje – ale nadal nie wybaczyła mi, że zerwałam z Peterem w zeszłym roku. Jest dla mnie miła, ale mi nie ufa, jest ostrożna. Coś w stylu: pożyjemy, zobaczymy. „Pożyjemy, zobaczymy, kiedy znów zranisz mojego syna”. Zawsze sobie wyobrażałam, że z mamą mojego pierwszego chłopaka będzie mnie łączyć wspaniała więź w stylu Iny Garten. Będziemy razem gotować obiady, pić herbatę, czuć do siebie sympatię i grać w scrabble w deszczowe popołudnia.

      – O czym myślisz? – pyta Peter. – Masz ten wyraz twarzy…

      Przygryzam dolną wargę.

      – Szkoda, że twoja mama nie lubi mnie trochę bardziej.

      – Lubi cię.

      – Peterze. – Rzucam mu spojrzenie.

      – Naprawdę! Gdyby cię nie lubiła, to nie zapraszałaby cię na obiad.

      – Zaprasza mnie na obiad, bo chce się zobaczyć z tobą, nie ze mną.

      – Nieprawda.

      Widzę, że taka myśl nigdy nie przyszła mu do głowy, ale jest w niej ziarnko prawdy i on o tym wie.

      – Chciałaby, żebyśmy zerwali, zanim pójdziemy na studia – wypalam.

      –