Jeffery Deaver

Pogrzebani


Скачать книгу

– rzekł Rossi.

      W tym momencie Rhyme usłyszał, że ktoś wchodzi do pokoju. Odwrócił wózek i ujrzał szczupłego mężczyznę w eleganckiej marynarce, spodniach w kant i butach w szpic, z łysiną i szpakowatą bródką. Miał wąskie i małe oczy. „Demoniczny”, takie określenie nasuwało się na jego widok. Rzucił okiem na Sachs i Rhyme’a.

      – Nie. Żadnych organów opiniodawczych – oświadczył. – Nie będzie konsultacji ani żadnej asysty. Wykluczone. – Mówił z twardszym akcentem niż Rossi i Ercole, ale gramatycznie bezbłędnie. Rhyme wysnuł z tego wniosek, że dużo czyta po angielsku, lecz prawdopodobnie nie odwiedza często Ameryki i Wielkiej Brytanii, i rzadko ogląda anglojęzyczne media.

      Mężczyzna odwrócił się do Ercolego i zadał pytanie po włosku.

      Młody funkcjonariusz stropił się, poczerwieniał i bąknął coś na swoją obronę, najwyraźniej zaprzeczając. Rhyme domyślił się, że pytanie brzmiało: „Ty ich tutaj zaprosiłeś?”.

      – Kapitanie Rhyme, detektyw Sachs i signor Reston. – Rossi dokonał prezentacji. – To prokurator Spiro. Prowadzi z nami dochodzenie.

      – Prowadzi dochodzenie?

      Rossi milczał przez chwilę, zastanawiając się zapewne nad pytaniem Rhyme’a.

      – Hm, tak. Z tego, co wiem, w Ameryce to wygląda inaczej. Tu, we Włoszech, prokuratorzy w pewnym sensie wykonują obowiązki policji. Procuratore Spiro i ja nadzorujemy śledztwo w sprawie Kompozytora. Pracujemy razem.

      Spiro wbił spojrzenie swoich ciemnych oczu w Rhyme’a, przewiercając go jak wiązkami lasera.

      – Nasze zadanie polega na zidentyfikowaniu tego człowieka, zlokalizowaniu jego kryjówki we Włoszech i miejsca przetrzymywania ofiary oraz zebraniu dowodów, które przedstawimy sądowi, kiedy go zatrzymamy. Jeśli chodzi o punkt pierwszy, z pewnością nie może pan pomóc, ponieważ nie udało się go wam zidentyfikować w kraju. Drugi? Nic pan nie wie o Włoszech, więc nawet pańska gruntowna znajomość analizy dowodów na niewiele się zda. Jeżeli chodzi o punkt trzeci, pomoc w przeprowadzeniu procesu w naszym kraju nie leży w pańskim interesie, skoro wolałby pan ekstradycję i postawienie podejrzanego przed sądem amerykańskim. Jak więc sam pan widzi, pańskie zaangażowanie w sprawę byłoby w najlepszym razie bezużyteczne, a w najgorszym stanowiłoby konflikt interesów. Dziękuję, że zechcieli nam państwo przekazać materiały. Teraz jednak musi nas pan opuścić, panie Rhyme.

      – To jest capitano… – zaczął Ercole.

      Spiro uciszył go jednym piorunującym spojrzeniem.

      – Che cosa?

      – Nic, procuratore. Proszę wybaczyć.

      – A zatem muszą państwo wyjechać.

      Wszystko wskazywało na to, że prokuratorzy – w każdym razie przynajmniej ten prokurator – mają więcej do powiedzenia w kwestii śledztw niż inspektorzy policji. Rhyme nie wyczuł żadnego sprzeciwu ze strony Rossiego. Skinął głową Sachs. Sięgnęła do torby i podała inspektorowi grubą teczkę. Rossi przejrzał jej zawartość. Na wierzchu były zdjęcia dowodów i opis profilu podejrzanego.

      Skinął głową i podał papiery Ercolemu.

      – Proszę umieścić te informacje na tablicy.

      – Pomóc państwu dostać się na lotnisko? – spytał Spiro.

      – Poradzimy sobie z organizacją transportu, dziękuję – odparł Rhyme.

      – Mają prywatny odrzutowiec – wtrącił Ercole pełnym podziwu tonem.

      Spiro zacisnął usta w niemal szyderczym grymasie.

      Troje Amerykanów zrobiło w tył zwrot i ruszyło w kierunku wyjścia pod eskortą Ercolego, któremu Rossi ruchem głowy polecił to zrobić.

      Już na progu Rhyme zatrzymał się i obrócił wózek.

      – Czy mogę się podzielić paroma spostrzeżeniami?

      Spiro miał kamienną twarz, ale Rossi przyzwalająco skinął głową.

      – Proszę.

      – Czy fette di metallo oznacza kawałki metalu? – Patrzył na listę śladów na tablicy.

      Spiro i Rossi wymienili spojrzenia.

      – Owszem, „ścinki”.

      – Fibre di carta to włókna papieru?

      – Zgadza się.

      – Hm. No tak. Kompozytor zmienił wygląd. Zgolił brodę i jestem pewien, że ogolił też głowę. Przetrzymuje ofiarę w jakimś starym miejscu, głęboko pod ziemią. Najprawdopodobniej w mieście, nie na wsi. Budynek od pewnego czasu nie jest dostępny publicznie, ale dawniej był. Znajduje się w dzielnicy, w której pracowały kiedyś prostytutki. I być może nadal pracują. Tego nie potrafię powiedzieć.

      Zauważył, że Ercole wpatruje się w niego jak urzeczony.

      – Jeszcze jedno – ciągnął Rhyme. – Nie zamierza już korzystać z serwisu YouVid. Używał serwerów proxy, żeby zamaskować swój adres IP, ale słabo się na tym zna, a jest inteligentny i zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego spodziewa się, że wasi informatycy i specjaliści od bezpieczeństwa YouVid usiłują go wytropić. Powinniście monitorować inne strony wideo. I postawić w stan pogotowia brygadę specjalną. Ofierze zostało bardzo niewiele czasu. – Odwracając wózek w stronę drzwi, dorzucił: – A teraz żegnam. To znaczy, arrivederci.

      ROZDZIAŁ 15

      Umarłem?

      Jestem w Dżannie?

      Ali Maziq wierzył, że przez całe życie był dobrym człowiekiem i dobrym muzułmaninem, uważał więc, że zasłużył sobie na miejsce w raju. Może nie w Firdaus, jego najwspanialszej części, zarezerwowanej dla proroków, męczenników i najbardziej pobożnych wiernych, ale na pewno w jakimś przyzwoitym kąciku.

      Mimo to… mimo to…

      Jak w raju może być tak zimno, wilgotno i ciemno?

      Zadygotał, gdy jego ciało przeszył dreszcz grozy. Czyżby trafił do Al-Nar?

      Może wszystko zepsuł i trafił prosto do piekła. Próbował przywołać ostatni zapamiętany obraz. Ktoś pojawił się znienacka. Ktoś duży i silny. Potem coś opadło mu na głowę i stłumiło jego wrzaski.

      A potem? Błyski światła. Dziwne słowa. Muzyka.

      Teraz to… Zimno, wilgoć i mrok, rozpraszany przez odrobinę światła z góry.

      Tak, tak, całkiem prawdopodobne. To nie Dżanna, ale Al-Nar.

      Miał mętne przeczucie, że to rzeczywiście piekło. Bo być może wcale nie prowadził tak cnotliwego życia. I nie był dobrym człowiekiem. Dopuścił się zła. Nie potrafił sobie dokładnie przypomnieć, co konkretnie zrobił, ale pewnie coś złego.

      Może właśnie to jest piekło: wieczna udręka świadomości, że się zgrzeszyło, choć nie wiadomo, w jaki sposób.

      Po chwili odezwała się racjonalna i wykształcona strona jego umysłu. Nie, nie mógł umrzeć. Odczuwał ból. A wiedział, że gdyby Allah, niech będzie Mu chwała, zesłał go do Al-Nar, cierpiałby o wiele większy ból. Gdyby był w Dżannie, nie czułby żadnego bólu, tylko wielkość Boga, niech będzie Mu chwała.

      Stąd wniosek, że nie umarł.

      Wobec tego gdzie się znalazł?

      W głowie kotłowały mu się mgliste wspomnienia. Wspomnienia czy raczej twory wyobraźni. Dlaczego nie potrafię jaśniej myśleć? Dlaczego tak mało pamiętam?

      Obrazy. Leży na ziemi, czuje zapach trawy. Smak jedzenia. Upragniona woda w ustach. Dobra, zimna woda i niedobra herbata. Oliwki. Dłonie mężczyzny na jego ramionach.

      Silnego