się swojemu odbiciu. Tym razem w jej ciemnych oczach pojawiły się iskry. Srebrny łańcuszek z zieloną czterolistną koniczyną błyszczał na białej bluzce.
– Bardzo dobrze. Chciałabym, żebyście byli dobraną parą – ty i ta koniczynka. Żeby ona ci nieustannie przypominała, że nawet jeśli w tej chwili jesteś smutna, to wszystko da się poukładać. I masz obok bliskich, którzy ci w tym pomogą. Ja kiedyś dostałam taką czterolistną koniczynkę od mojej sąsiadki, teraz już przyjaciółki. Wtedy też nie widziałam słońca za chmurami. A teraz widzę i chętnie ci je pokażę.
– Ale teraz nie ma chmur i ja też widzę słońce. – Matylda pokazała ręką na okno.
Fakt, teraz nie było chmur. Zapomniałam, że Matylda trochę inaczej odbiera rzeczywistość. Potraktowała moją wypowiedź dosłownie.
– Staś mówił, że po drugiej stronie drogi jest Czarny Dunajec. To może skoro słońca już nie musimy szukać, to pokażesz mi rzekę?
Matylda pokiwała głową i poszłyśmy.
Do potoku trzeba było kawałek dojść. Dokoła panowała taka cisza, że aż głupio było zakłócać ten spokój rozmową. Zresztą nie zawsze trzeba rozmawiać, żeby być ze sobą. Czasem milcząca obecność jest lepszym towarzystwem niż słowa.
Usiadłyśmy na kamieniach przy brzegu. Matylda zaczęła coś nucić i wrzucała do wody małe otoczaki.
„Pięknie tu”, pomyślałam, patrząc na granatową taflę, bujne lasy i majestatyczne szczyty w tle. Niezmienny krajobraz, tylko bystra rzeka pędziła do przodu. Ciekawe, ile tej wody upłynęło, od kiedy Staszek Morlaczonek opuścił góry. Przez chwilę udało mi się nie myśleć, to znaczy nie denerwować tym, jak przebiega spotkanie w Norfolk. Według moich wyliczeń mama z babcią powinny tam być mniej więcej od dwóch godzin. Żeby nie ryzykować, że nie zastaną dziadka, poprosiły wydawcę o pomoc. Zapowiedział tylko mamę – tłumaczkę z Polski, która akurat jest w Londynie (cóż, czasem drobne kłamstwa są usprawiedliwione) i chętnie by zadała kilka pytań na temat przekładanego tekstu. Mister Morlaczonek podobno bardzo serdecznie się do tej propozycji odniósł.
Mój telefon piknął. Wiadomość. „Użytkownik Mama przesyła ci obraz”, pojawiał się komunikat.
Drżącym palcem kliknęłam w ekran. Po chwili wyświetliło się zdjęcie.
Mama i babcia, a w środku Staszek Morlaczonek. Trochę nieostre, pewnie mamie zadrżała ręka.
Są fotografie pozowane, wystudiowane.
Są takie, które prześwietlają duszę.
Ta była czystym wzruszeniem.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.