Judith Herman

Trauma


Скачать книгу

„ja”

      Poczucie bezpieczeństwa doświadczane w relacji z osobami, które się o nas troszczą, jest podstawą rozwoju jednostki. Kiedy to poczucie bezpiecznego połączenia z innymi zostaje zniszczone, osoba, która doświadcza traumy, traci poczucie „ja”. Powracają nagle dawno rozwiązane problemy rozwojowe okresu dzieciństwa i dorastania. Trauma zmusza osobę, która jej doświadczyła, do ponownego przeżywania wcześniejszych konfliktów i niepokojów dotyczących autonomii, inicjatywy, kompetencji, tożsamości i intymności.

      Pozytywne poczucie „ja” dziecka zależy od sposobu, w jaki opiekująca się nim osoba używa swojej władzy. Kiedy rodzic, który jest znacznie silniejszy od dziecka, pomimo tej nierównowagi okazuje szacunek dla jego godności i indywidualności, czuje się ono szanowane i cenione – buduje poczucie własnej wartości. Rozwija również autonomię, czyli świadomość własnej odrębności w ramach relacji. Dziecko uczy się kontrolować i regulować potrzeby ciała, a także formułować i wyrażać swoje opinie.

      Traumatyczne zdarzenia naruszają autonomię człowieka na poziomie integralności ciała. Ciało zostaje napadnięte, zranione, skalane. Kontrola nad jego odruchami często jest utracona; w opowieści o bitwie i gwałcie to właśnie ta utrata kontroli jest często wspominana jako najbardziej upokarzający aspekt traumatycznego doświadczenia. Ponadto w chwili traumy, niemalże z definicji, opinia osoby, która jej doświadcza, zupełnie się nie liczy. Celem gwałtu jest właśnie okazanie pogardy dla autonomii i godności ofiary. Traumatyczne wydarzenie niszczy więc przekonanie, że można być sobą w relacji z innymi.

      Niezadowalające rozwiązanie normalnych konfliktów rozwojowych dotyczących autonomii czyni człowieka podatnym na wstyd i zwątpienie. Te same reakcje emocjonalne pojawiają się wskutek traumatycznego zdarzenia. Wstyd jest odpowiedzią na doświadczenie bezradności, naruszenie integralności ciała i upokorzenie w obecności drugiej osoby6. Zwątpienie jest wynikiem niemożności utrzymania własnej, odrębnej opinii w relacji z innymi. Osoby, które doświadczyły traumy, wątpią zarówno w siebie, jak i w innych. Nic nie jest takie, jak się wydaje. Weteran wojenny Tim O’Brien opisuje stan niekończącego się zwątpienia:

      Zwykły żołnierz (…) czuje, że wojna jest – na poziomie duchowym – wielką upiorną mgłą, gęstą i nieprzemijającą. Nic nie widać jasno. Wszystko wiruje. Nie obowiązują już stare zasady, dawne prawdy tracą moc. Dobro zamienia się w zło. Porządek miesza się z chaosem, miłość z nienawiścią, brzydota z pięknem, prawo z anarchią, cywilizacja z dzikością. Ta mgła wciąga cię do środka. Nie wiesz, gdzie jesteś ani dlaczego właśnie tam, a jedyne, co jest pewne, to wszechogarniający brak pewności. Na wojnie tracisz poczucie jakiejkolwiek pewności, a zatem i wiarę w prawdę, i dlatego spokojnie można powiedzieć, że w prawdziwej historii o wojnie nic nie jest do końca prawdą7.

      Wraz z rozwojem dziecko, dzięki rosnącym kompetencjom i poczuciu sprawczości, tworzy pozytywny obraz siebie. Jeżeli rozwiązanie normalnych konfliktów rozwojowych dotyczących inicjatywy i kompetencji jest niezadowalające, człowiek jest narażony na poczucie winy i bycia gorszym. Traumatyczne zdarzenia z definicji odbierają inicjatywę i pozbawiają jednostkę kompetencji. Niezależnie od tego, jak odważna i mądra była ofiara, nie udało jej się uniknąć katastrofy. Kiedy osoby, które przeżyły traumę, oceniają swoje postępowanie, prawie zawsze czują się winne i gorsze. Robert Jay Lifton odkrył, że „poczucie winy ocalałych” jest powszechnym uczuciem wśród osób, które przeżyły wojnę, klęskę żywiołową czy katastrofę nuklearną8. W przypadku gwałtu to również ofiary, a nie sprawcy, czują się winne. Poczucie winy można rozumieć jako próbę wyciągnięcia nauki z katastrofy i odzyskania tym sposobem siły i kontroli. Wyobrażanie sobie, że można było lepiej postąpić, może być łatwiejsze do zniesienia niż pogodzenie się z faktem absolutnej bezsilności9.

      Poczucie winy jest szczególnie duże, kiedy osoba, która przeżyła traumę, była świadkiem cierpienia albo śmierci innych. Być tym, kto przetrwał, kiedy innym nie było to dane, to straszny ciężar dla sumienia. Osoby, które doświadczyły wojen i katastrof, prześladowane są przez obrazy ginących, którym nie mogły pomóc. Czują się winne, że dla ratowania innych nie ryzykowały życia albo że nie spełniły życzenia umierających10. Żołnierze, którzy byli świadkami śmierci towarzyszy, znajdują się w grupie wysokiego ryzyka wystąpienia zespołu stresu pourazowego11. Podobnie bycie świadkiem śmierci członka rodziny podczas klęski żywiołowej jest jedną z głównych przyczyn wystąpienia silnego, trudnego w leczeniu zespołu stresu pourazowego12.

      Naruszenie relacji z innymi, wiążące się z ryzykiem wystąpienia zespołu stresu pourazowego, jest najgłębsze, kiedy straumatyzowana osoba była nie tylko świadkiem, lecz również sprawcą zbrodni13. Trauma wojenna jest silniejsza, kiedy zabijania nie da się usprawiedliwić wyższymi wartościami i nadać mu znaczenia. Podczas wojny w Wietnamie żołnierze zostali głęboko zdemoralizowani, kiedy wobec niemożności wygrania bitwy miarą sukcesu stawało się samo zabijanie mierzone liczbą ciał. W tych okolicznościach nie tyle oglądanie śmierci, ile raczej udział w bezsensownych aktach zniszczenia stał się przyczyną głębokich zranień w psychice mężczyzn. W jednym z badań przeprowadzonych wśród weteranów wojny w Wietnamie około dwudziestu procent weteranów przyznało, że byli świadkami zbrodni, a kolejne dziewięć procent – że sami je popełniali. Wiele lat po wojnie to właśnie u mężczyzn, którzy byli świadkami albo sprawcami przemocy, obserwowano najwięcej objawów zespołu stresu pourazowego14. Wyniki innego badania weteranów tej wojny mówią o tym, że każdy z mężczyzn, który przyznał, że brał udział w zbrodniach, cierpiał na zespół stresu pourazowego jeszcze dziesięć lat po zakończeniu wojny15.

      Wiara w sens świata kształtuje się w relacjach z innymi od najmłodszych lat. Jej fundament stanowi podstawowe zaufanie zbudowane w relacji z pierwszym opiekunem. Rozwój poczucia prawa i sprawiedliwości następuje w kolejnych latach, w relacji z opiekunami i rówieśnikami. Rozważania na temat porządku świata, własnego miejsca w społeczności i miejsca człowieka w świecie są właściwe normalnemu rozwojowi nastolatków i dorosłych. Żeby udzielić odpowiedzi na te pytania dotyczące sensu, jednostka musi być w relacji ze społecznością.

      I znowu, traumatyczne wydarzenia niszczą u jednostki poczucie związku ze społecznością, powodując kryzys wiary. Zdaniem Liftona trwały brak zaufania do wspólnoty i poczucie, że świat jest „fałszywy”, są powszechnymi reakcjami na katastrofy i wojnę16. Jeden z weteranów wojny w Wietnamie opisuje swoją utratę wiary w następujący sposób:

      Nie mogłem zrozumieć, dlaczego Bóg godzi się na śmierć dobrych ludzi. Byłem u kilku (…) księży. Jednemu z nich powiedziałem: „Ojcze, nie rozumiem, dlaczego Bóg godzi się na śmierć małych dzieci. Co to ma być, cała ta zasrana wojna? Tylu moich przyjaciół zginęło” (…). Ksiądz spojrzał mi w oczy i odpowiedział: „Nie wiem, synu, nigdy nie byłem na wojnie”. Powiedziałem: „Nie pytałem o wojnę, pytałem o Boga”17.

      Skutki dla wiary i poczucia wspólnoty są jeszcze poważniejsze, jeżeli samo traumatyczne wydarzenie wiązało się ze zdradą ważnych relacji. Wspomnienia tego wydarzenia koncentrują się wtedy często wokół tej zdrady i to właśnie zawiedzione zaufanie daje powracającym obrazom emocjonalną siłę. Pacjent Abrama Kardinera, weteran marynarki uratowany z morza po zatonięciu statku, był najbardziej poruszony, kiedy opowiadał o żalu, jaki odczuwał wobec własnej armii: „Pacjent był podekscytowany i zaczął obficie się pocić, jego złość wywołały wydarzenia związane z chwilą wyratowania. Spędzili w wodzie dwanaście godzin, zanim dotarła do nich załoga kontrtorpedowca. W pierwszej kolejności uratowani zostali oczywiście oficerowie znajdujący się w szalupach ratunkowych. Ośmiu czy dziewięciu mężczyzn uczepionych tratwy, na której znajdował się pacjent, musiało czekać na pomoc jeszcze sześć albo siedem godzin”18.

      Oficerowie zostali zabrani pierwsi, chociaż i tak znajdowali się już w relatywnie bezpiecznym położeniu, w szalupach ratunkowych. Kilku z uczepionych tratwy mężczyzn utonęło w oczekiwaniu na