największego chaosu bitewnego, świadomie skoncentrowali się na zachowaniu spokoju i zdolności oceny, a także na wartościach moralnych, poczuciu sensu i pozostawaniu w relacji z innymi. Wojnę uznali za „niebezpieczne wyzwanie, któremu należało sprostać, przy okazji nie dając się zabić”, a nie za okazję do udowodnienia swojego męstwa lub pułapkę, której byli ofiarą36. Starali się formułować racjonalne cele dla podejmowanych działań i dzielić się tym rozumieniem z innymi. Wykazywali się wielką odpowiedzialnością, troszcząc się o swoich towarzyszy i o samych siebie, unikali niepotrzebnego ryzyka i zdarzało im się kwestionować rozkazy, które uważali za niesłuszne. Akceptowali strach zarówno swój, jak i towarzyszy oraz próbowali mu przeciwdziałać, najlepiej jak było to możliwe, przygotowując się na niebezpieczeństwo. Nie pozwalali sobie również wpadać we wściekłość, którą uważali za zagrożenie dla przetrwania. Choć w zdemoralizowanej armii zdarzały się zbrodnie, żaden z tych mężczyzn nie uległ nienawiści i mściwości, nie popełnił gwałtu, nie brał udziału w torturach, mordach na ludności cywilnej lub więźniach ani w bezczeszczeniu zwłok.
Doświadczenia kobiet zaatakowanych przez gwałcicieli wskazują, że również w takiej sytuacji osoby posiadające ten niezwykły zestaw cech mogą się ochronić. Kobiety, które zachowały spokój, były aktywne i walczyły tak długo, jak mogły, miały nie tylko większą szansę powstrzymać gwałciciela, lecz również, jeżeli się to nie udało, rzadziej doświadczały poważnych objawów stresu pourazowego. Natomiast kobiety, które znieruchomiały z przerażenia i poddały się bez walki, częściej doświadczały zarówno samego gwałtu, jak i późniejszego cierpienia z powodu żalu do siebie i depresji. Jednak kompetencje społeczne, generalnie wysokie u kobiet, okazywały się w sytuacji usiłowania gwałtu częściej przeszkodą niż atutem. Wiele kobiet próbowało odwoływać się do ludzkich uczuć gwałciciela albo nawiązać z nim jakiś rodzaj relacji opartej na empatii. Takie próby prawie zawsze okazują się zawodne37.
Choć osoby bardzo odporne mają największą szansę przetrwać prawie bez szwanku, nie ma takich cech, które wystarczą, żeby zapewnić ofierze całkowite bezpieczeństwo. Ludzie, którzy przetrwali, najczęściej mówią o szczęściu. Wielu jest świadomych, że traumatyczne wydarzenie mogło potoczyć się dużo gorzej i że równie dobrze mogło ich „złamać”, gdyby los ich nie oszczędził. Zdarza się, że upatrują przyczyny swojego ocalenia w obrazie jakiegoś związku, którego udało im się nawet w najstraszniejszej chwili nie utracić, chociaż mają świadomość jego kruchości. Młody człowiek, który przeżył próbę zabójstwa, opisuje znaczenie takiego związku w następujący sposób:
Miałem mnóstwo szczęścia. Przede wszystkim nie zostałem zgwałcony. Nie wiem, czy dałbym radę to przeżyć. Po tym jak dźgnęli mnie nożem i zostawili umierającego, nagle przed oczami stanął mi obraz ojca. Zdałem sobie sprawę, że nie mogę jeszcze umrzeć, bo on strasznie by cierpiał. Musiałem naprawić naszą relację. Kiedy postanowiłem żyć, stało się coś niesamowitego. Zobaczyłem jak wygląda pętla na moich nadgarstkach, chociaż ręce miałem związane z tyłu. Wyswobodziłem się i przeczołgałem do korytarza. Sąsiedzi znaleźli mnie w ostatniej chwili. Jeszcze kilka minut i byłoby za późno. Czułem, że dostałem od życia drugą szansę38.
Tak jak istnieje niewielka grupa osób szczególnie odpornych na niszczące psychologiczne skutki traumy, istnieje również grupa osób szczególnie na nie podatnych. Jak łatwo się domyślić, najbardziej zagrożeni są ludzie, którzy już wcześniej byli słabi i osamotnieni. Podczas wojny w Wietnamie na przykład to młodsi i gorzej wykształceni żołnierze byli bardziej narażeni na najcięższe doświadczenia. Po powrocie do domu mieli mniejsze oparcie w bliskich relacjach i w konsekwencji rzadziej rozmawiali o swoich przeżyciach wojennych z przyjaciółmi lub rodziną. Nic dziwnego, że to właśnie oni narażeni byli na wystąpienie syndromu stresu pourazowego. Żołnierze, którzy mieli problemy psychologiczne przed wojną, byli bardziej narażeni na wystąpienie ciężkich problemów psychicznych po powrocie do domu, choć niekoniecznie musiał to być zespół stresu pourazowego39. Podobnie kobiety, które przed gwałtem chorowały psychicznie, miały wyjątkowo poważne i złożone objawy reakcji posttraumatycznej40. Traumatyczne wydarzenia, podobnie jak inne nieszczęścia, są szczególnie bezlitosne dla najsłabszych.
Dzieci i nastolatki, które w porównaniu z dorosłymi wydają się bardziej bezradne, są również bardziej podatne na zranienie41. Badania przeprowadzone wśród krzywdzonych dzieci pokazują, że im młodsze było dziecko, kiedy doznało krzywdy, tym większe poniosło szkody psychiczne42. Nastoletni żołnierze biorący udział w walkach są bardziej niż dorośli narażeni na wystąpienie stresu pourazowego43. Natomiast nastoletnie dziewczęta są wyjątkowo wrażliwe na traumatyzujące skutki gwałtu44. Doświadczenie przerażenia i bezradności w wieku nastoletnim skutecznie uniemożliwia trzy normalne zadania adaptacyjne tego okresu życia: budowanie tożsamości, stopniowe oddzielanie się od rodziny pochodzenia i eksplorowanie świata społecznego.
Wojna i gwałt, publiczna i prywatna forma zorganizowanej społecznej przemocy, dotykają przede wszystkim młodych ludzi. Do armii amerykańskiej powołuje się siedemnastoletnich mężczyzn, średnia wieku żołnierzy biorących udział w walkach w Wietnamie wynosiła dziewiętnaście lat. W wielu innych krajach w wojnach walczą chłopcy, którzy mają po kilkanaście lat. Podobnie w przypadku gwałtu, najbardziej narażone są osoby w okresie późnej adolescencji. Połowa ofiar gwałtu ma w chwili przestępstwa dwadzieścia lat albo mniej; trzy czwarte jest między trzynastym a dwudziestym szóstym rokiem życia45. Okres największej kruchości psychicznej jest więc również czasem najczęstszego wystawienia na traumę zarówno dla młodych mężczyzn, jak i dla kobiet. Gwałt i wojnę, które są najbardziej typowymi doświadczeniami traumatycznymi odpowiednio dla kobiet i mężczyzn, można uznać za odpowiadające sobie obrzędy inicjacyjne w opartym na przemocy społeczeństwie dorosłych.
Znaczenie wsparcia społecznego
Ponieważ traumatyczne wydarzenia niszczą relacje międzyludzkie, to właśnie ludzie z otoczenia osoby, która przeżyła traumę, mogą wpłynąć na to, jak głębokie będą skutki urazu46. Wsparcie otrzymane od innych może osłabiać działanie traumy, wrogie i negatywne reakcje mogą zaś jej wpływ wzmacniać i pogłębiać47. Osoby, które przeżyły traumatyczne wydarzenie, są bardzo delikatne. Ich poczucie „ja” zostało naruszone i można je odtworzyć tylko w sposób, w jaki zostało pierwotnie zbudowane – poprzez relacje z innymi.
Wsparcie emocjonalne, którego straumatyzowane osoby poszukują u rodziny, partnerów i przyjaciół, ma wiele form, a jego kształt zmienia się wraz z procesem wychodzenia z traumy. Na początku chodzi przede wszystkim o to, żeby odbudować jakikolwiek, podstawowy poziom zaufania. Najważniejsze jest więc zapewnienie poczucia bezpieczeństwa i ochrony. Osoba, która przeżyła traumę, często straszliwie boi się zostać sama i liczy się dla niej po prostu bliskość kogoś życzliwego. Mając za sobą doświadczenie absolutnej izolacji, jest głęboko świadoma, jak kruche są relacje międzyludzkie w obliczu niebezpieczeństwa. Potrzebuje prostego i jasnego zapewnienia, że nie zostanie znowu opuszczona.
Mężczyźni na wojnie szukają poczucia bezpieczeństwa w swojej jednostce bojowej. Trzymając się razem w obliczu przedłużającego się niebezpieczeństwa, członkowie grupy zaczynają wierzyć, że ich wzajemna lojalność i oddanie ochronią ich przed złem. Rozdzielenie zaczyna im się wydawać straszniejsze niż śmierć. Psychiatrzy wojskowi podczas drugiej wojny światowej zauważyli, że oddzielenie żołnierzy od ich jednostek znacznie podnosiło ryzyko traumy wojennej. Psychiatra Herbert Spiegel opisuje swoją metodę zachowania więzi i odbudowania podstawowego poczucia bezpieczeństwa u żołnierzy walczących na froncie: „Wiedzieliśmy, że dla żołnierza oddzielenie od jednostki to koniec. Dlatego kiedy ktoś się załamywał, pozwalałem mu spędzić noc w kuchni, bo była to przestrzeń trochę oddzielna, trochę z tyłu, ale należała do jednostki. Pracowali tam kucharze, a pacjent odpoczywał, czasem dostawał coś na sen, to był taki mój