A Eamonn Collins?
– Sama z nim porozmawiam jeszcze dzisiaj.
– Mówiłaś, że może też chodzić o naturalne przyczyny śmierci. Jakaś epidemia?
– Ten aspekt sprawy bada Patrick O’Sullivan. Przegląda stare kartoteki szpitalne i lekarskie dla obszarów Mallow, Fermoy i Michelstown. Tylko że jedenaście osób… To zbyt dużo, aby tylu ludzi zmarło w tym samym czasie i nikt tego nie zauważył. Poza tym mamy te tajemnicze małe lalki.
– Masz już jakieś przypuszczenia, z czym należałoby je powiązać?
– Absolutnie żadnych. W zasadzie sugerowałyby, że mamy do czynienia z jakimś rytuałem, prawda? Nikt spośród nas nie miał jednak nigdy dotąd do czynienia z czymś podobnym.
– Jakieś inne tropy?
– Jimmy rozmawia ze swoimi ludźmi wśród Wędrowców. Wszystko wskazuje na to, że w okolicy widziano Tómasa Ó Conailla.
– Ó Conailla? Tego łotra? Myślałem, że ostatnio włóczył się gdzieś na północy. Charles Manson w irlandzkim wydaniu!
– Może nie mieć z tym nic wspólnego, lecz chcę się upewnić. Ponadto potrzebuję przynajmniej dwudziestu funkcjonariuszy, żeby przeprowadzić rozmowy ze wszystkimi ludźmi zamieszkującymi obszar Knocknadeenly. Chcę też dokładnie przeszukać całą farmę Meagherów.
– A co mam powiedzieć dziennikarzom?
– Powiedz im, że badamy sprawę.
– Wiesz co, Katie? Oni chyba czekają na coś bardziej ekscytującego.
– To nie jest rozrywka, szefie. Tu chodzi o masowe morderstwo.
– Daj spokój, Katie. Nie musisz być taka zgryźliwa. Wiesz równie dobrze jak ja, że jeśli chcesz mieć w dziennikarzach sprzymierzeńców, musisz bezustannie podtrzymywać ich zainteresowanie naszą robotą. I ty sama przez cały czas musisz być dla nich gorącym tematem, nie zapominaj.
– Na pewno nie powiem nic o laleczkach, jeszcze nie teraz. Przynajmniej dopóty, dopóki nie będę wiedziała, jakie mają znaczenie w tej sprawie.
– Jasne. W takim razie co zechcesz im ujawnić?
– Powiem, że wypróbowujemy pewne nowe tajne techniki w celu ustalenia tożsamości ofiar.
– Proszę, proszę. Dobrze, to mi się podoba. A co to za nowe tajne techniki?
– Skąd mam wiedzieć? Przecież są tajne.
Komendant pokręcił głową.
– Jesteś świetnym detektywem, Katie. Jednym z najlepszych, jakich tutaj miałem. Musisz jednak zrozumieć, że ten zawód oprócz doskonałych umiejętności wymaga także pewnej dyplomacji.
– Kiedy się dowiem, kto poćwiartował tych ludzi i zakopał na farmie Meagherów, szefie, wtedy będę słodziutka nawet dla dziennikarzy.
* * *
Narada była krótka, nie wniosła nic nowego i odbyła się w kłębach dymu papierosowego. Technicy pokazali fotografie porozrzucanych szkieletów, nie znaleźli jednak w ich ułożeniu żadnego klucza do rozwiązania zagadki. Jedynym pożytecznym wnioskiem, do którego doszli, było to, że ciała zostały rozczłonkowane po śmierci. Wskazywał na to fakt, że dziewięć kości udowych, przykrytych trzema klatkami piersiowymi, spoczywało na najniższym poziomie wykopu, a na nich leżały dziesiątki wymieszanych piszczeli, kości strzałkowych, łopatek oraz kości palców rąk, nóg i wreszcie czaszki.
Ktoś poodcinał nieszczęśnikom nogi chociażby po to, żeby przewiercić w nich dziurki i przywiązać do nich laleczki.
Detektyw sierżant Edmond O’Leary ponuro wskazał na fotografie wyświetlane rzutnikiem na ścianie.
– Nie było sposobu, żeby bez wątpliwości dopasować kości udowe do miednicy albo rzepki do kości udowych. Ale czy cokolwiek tutaj pasuje do czegokolwiek innego?
W kącie sali inspektor Fennessy cicho podśpiewywał: „Ktoś oderwał biodro od… uda… Ktoś oderwał udo od… kolana”.
Gdy Katie popatrzyła na niego ostro, uśmiechnął się jakby z poczuciem winy, pokiwał ręką w przepraszającym geście i zamilkł.
– Dopóki nie otrzymamy kompletnego raportu z medycyny sądowej, z całkowitą pewnością możemy powiedzieć tylko tyle, że wszystkie te szkielety zostały zakopane pod podłogą spiżarni na farmie Meagherów w tym samym czasie. Szczątki mogły zostać przetransportowane tam z innego miejsca. Do tej pory nie mamy żadnego dowodu na to, że ci ludzie zmarli lub zostali zabici tego samego dnia.
– Zabezpieczyliśmy jakieś odciski stóp? – zapytał Liam.
– Tylko Johna Meaghera, jego matki i robotników z farmy.
– Ślady opon?
– Land rovera discovery Johna Meaghera, to wszystko. Aha, mamy jeszcze ślady ciężarówki, która przyjeżdża po mleko z Dawn Dairies. I ślady dziecięcego rowerka.
– Jakieś ubrania, buty? – pytała Katie.
– Nie, nic.
– Nie znaleziono żadnych guzików, spinek, zamków błyskawicznych ani innych tego typu przedmiotów?
– Nie, i to jest niezwykłe. Torfowa ziemia powinna je zakonserwować.
– Możemy więc szukać ubrań jako przypuszczalnej wskazówki?
– Tak, oczywiście. Także biżuterii. Sądząc po wzroście, natrafiliśmy na dorosłe osoby. Byłby to rzadki przypadek, gdyby wśród szczątków jedenastu dorosłych osób nie trafił się krzyżyk, zegarek czy obrączka ślubna.
– Musimy pójść tym tropem – powiedziała Katie do Edmonda O’Leary’ego. – Trzeba rozejrzeć się po sklepach jubilerskich w Cork. Pytaj, czy oferowano im większą liczbę obrączek ślubnych i innych osobistych drobiazgów. Lenihan przy French Church Street będzie na początek doskonałym adresem. W zeszłym roku dwukrotnie nakryliśmy Gerry’ego Lenihana na sprzedaży kradzionych pierścionków. W tej chwili mogę powiedzieć jeszcze tylko tyle, że kości najprawdopodobniej należą do dorosłych kobiet, chociaż oczywiście uznam wnioski doktora Reidy’ego, jeśli jego zdanie w tej sprawie będzie inne.
Do pokoju weszła funkcjonariuszka Maureen Dennehy i podała Katie karteczkę. Ta szybko ją przeczytała: Eamonn Collins. Spotkanie w Dan Lowery’s o 14:30.
– Dziękuję, Maureen – powiedziała.
– Dzwonił też pani mąż. Powiedział, że być może pojedzie na noc do Limerick, więc nie musi pani na niego czekać.
– W porządku. – Katie pokiwała głową, zastanawiając się, w co znowu Paul się pakuje.
Rozdział 6
Kiedy doktor Owen Reidy stanął w drzwiach, odpychając niecierpliwie na bok dwoje dzieci, rozmawiała z jednym z policjantów z ochrony lotniska. Doktor ubrany był w brzydki brązowy trencz, zbyt mocno przewiązany w pasie, a na głowie miał filcowy kapelusz o szerokim rondzie.
– Przez prawie dwadzieścia minut kazali nam czekać na pasie startowym w Dublinie – zaczął narzekać, po czym wcisnął torbę lekarską i wypchaną torbę podróżną młodemu funkcjonariuszowi Gardy. – Co oni sobie myślą? Czy ludzie pracy muszą tracić czas tylko dlatego, że nadlatują jacyś spóźnieni wczasowicze z Florydy? A niechby krążyli nad lotniskiem, aż by im zabrakło paliwa. Potem mogliby się rozbić. I spłonąć.
Doktor Reidy miał dużą, usianą piegami twarz i gęste rude rzęsy. Zawsze paradował w szerokim cętkowanym krawacie. Był blisko związany