Donato Carrisi

Zaklinacz


Скачать книгу

Trochę się oczyścił… – odezwał się Stern.

      Goran zgadzał się z nim.

      – Czaruje nas całą tą perfekcją, żeby odwieść nas od zajrzenia gdzie indziej… A gdzie nie patrzymy w tym momencie?

      – Więc co mamy robić? – zapytała Rosa.

      – Zacznijcie od początku. Odpowiedź jest tam, w rzeczach, które już zbadaliście. Przejrzyjcie je jeszcze raz. Będziecie musieli usunąć tę błyszczącą skorupę, która je okrywa. Nie dajcie się zwieść blaskiem przykładnego życia. Ten połysk służy tylko odwróceniu naszej uwagi i pogrążeniu nas w zamęcie. Poza tym musicie…

      Goran znowu stracił wątek. Kierował uwagę gdzie indziej. Tym razem zauważyli to wszyscy. Było coś, co przyjmowało realny kształt w jego głowie.

      Mila postanowiła śledzić spojrzenie kryminologa, które błądziło po pomieszczeniu. Nie było zagubione w pustce. Zorientowała się, że Goran na coś patrzy…

      Dostrzegła małą czerwoną diodę, która migotała we własnym rytmie, jakby chciała zwrócić na siebie uwagę.

      – Czy ktoś odsłuchał wiadomości z automatycznej sekretarki? – zapytał Gavila.

      Wszyscy wbili wzrok w aparat. Poczuli się winni, przyłapani na tym gorszącym przeoczeniu. Ale Goran nie zrobił z tego sprawy, tylko podszedł, żeby nacisnąć guzik uruchamiający mały cyfrowy magnetofon.

      Wkrótce mrok wypluł słowa martwego człowieka.

      I Alexander Bermann po raz ostatni zagościł w swoim domu.

      „Hmm… To ja… Hmm… Nie mam dużo czasu… Mimo to chciałem ci powiedzieć, że mi przykro… Przykro mi z powodu wszystkiego… Powinienem zrobić to wcześniej, ale nie zrobiłem… Spróbuj mi przebaczyć. Wszystko to była moja wina…”.

      Połączenie zostało przerwane i w pokoju zapadła kamienna cisza. Spojrzenia wszystkich spoczęły na Weronice Bermann, która stała nieruchomo jak posąg.

      Goran Gavila był jedynym, który się poruszył. Podszedł do niej i położył rękę na jej ramieniu, po czym poprosił policjantkę, żeby zaprowadziła ją do innego pokoju.

      W imieniu wszystkich odezwał się Stern:

      – No cóż, moi państwo, wydaje się, że mamy wyznanie winy.

      8

      Postanowiła nazywać ją Priscillą.

      Zdecydowała też, że zastosuje metodę Gorana, który poszukiwanych morderców obdarzał ludzkimi cechami, żeby byli bardziej prawdziwi w jego oczach i przestali być tylko umykającymi cieniami. Mila postanowiła więc nadać ofierze numer sześć imię dziewczynki, która miała więcej szczęścia, a teraz żyje nie wiadomo gdzie jak wiele innych dziewczynek, nieświadoma tego, przed czym się uchroniła.

      Mila podjęła tę decyzję w drodze powrotnej do motelu. Do odwiezienia jej wyznaczono policjanta. Tym razem Boris się nie zgłosił, ale Mila nie miała do niego pretensji po tym, jak szorstko potraktowała go tego ranka.

      Powodem nadania szóstej dziewczynce imienia Priscilla była nie tylko potrzeba obdarzenia jej ludzkimi cechami. Była też inna przyczyna: Mila nie potrafiła odnosić się do niej jak do kolejnego numeru. Wyczuwała, że jest ostatnią osobą w zespole, której zależy na ustaleniu jej tożsamości, ponieważ po wysłuchaniu wiadomości zostawionej przez Bermanna nie stawiano już tej sprawy na pierwszym miejscu.

      Grupa śledcza miała zwłoki w samochodzie i nagrane na taśmę automatycznej sekretarki słowa, które pod każdym względem brzmiały jak przyznanie się do winy. Nie było potrzeby zajmowania się czymś więcej. Chodziło już tylko o połączenie agenta handlowego z innymi ofiarami. A potem o poznanie motywu. Ale ten być może był już znany…

      To nie dziewczynki są ofiarami, ale ich rodziny.

      Te słowa wygłosił Goran, kiedy przyglądali się rodzicom dziewczynek przez szybę prosektorium. Rodzicom, którzy z różnych powodów mieli tylko jedno dziecko. Matka, grubo po czterdziestce, z powodów biologicznych nie mogła spodziewać się zajścia w ciążę… „To oni są jego prawdziwymi ofiarami. Przyglądał im się, wybrał ich”. I potem: „Tylko jedna córka. Chciał odebrać im wszelką nadzieję na przezwyciężenie żałoby, na próbę zapomnienia o stracie. Będą musieli pamiętać o tym, co im zrobił, do końca swoich dni. Powiększył ich ból, zabierając im przyszłość. Pozbawił ich możliwości przeniesienia pamięci o sobie na przyszłe lata, przeżycia własnej śmierci… I cieszył się tym. To nagroda za jego sadyzm, źródło jego rozkoszy”.

      Alexander Bermann nie miał dzieci. Chciał je mieć. Jego żona poddała się sztucznemu zapłodnieniu. Nie udało się. Być może z tego powodu chciał wyładować swoją wściekłość na tych biednych rodzinach. Może mścił się za to, że los skazał go na bezdzietność.

      Nie, to nie jest zemsta, rozmyślała Mila. W tym jest coś innego… Nie zgadzała się z tą koncepcją, ale nie wiedziała, skąd to przeczucie.

      Samochód podjechał w pobliże motelu, Mila wysiadła i pożegnała się z policjantem, który ją odwiózł. Odpowiedział jej skinieniem głowy i zawrócił, żeby odjechać, zostawiwszy ją samą na środku szerokiego, wysypanego żwirem placu graniczącego z zalesionym pasem, wzdłuż którego stało kilka bungalowów. Było zimno, a jedyne źródło światła stanowiła neonowa reklama informująca o wolnych pokojach i płatnych kanałach TV. Mila ruszyła do swojego domku. Okna wszystkich pozostałych były ciemne.

      Była jedynym gościem motelu.

      Minęła biuro dozorcy skąpane w błękitnawym blasku telewizora z wyłączonym dźwiękiem. Gospodarza nie było. Może poszedł do toalety, pomyślała Mila, idąc dalej. Na szczęście miała przy sobie klucz, bo inaczej musiałaby czekać na powrót dozorcy.

      Niosła papierową torbę, w której był napój gazowany i dwa tosty z serem – jej kolacja – oraz słoik z maścią, którą zamierzała wetrzeć w oparzenia na dłoniach. Jej oddech zamieniał się w obłoczek w lodowatym powietrzu. Mila przyspieszyła, czując przejmujące zimno. Jej kroki na żwirze były jedynym odgłosem, jaki rozlegał się wśród nocy. Bungalow, do którego zmierzała, stał ostatni w rzędzie.

      Rozmyślała o Priscilli. Przypomniały jej się słowa lekarza sądowego, Changa: „Powiedziałbym, że zamordował je od razu, nie miał żadnego interesu, żeby utrzymywać je przy życiu dłużej niż to konieczne, toteż zabił bez wahania. Okoliczności śmierci są identyczne w przypadku wszystkich ofiar. Z wyjątkiem jednej…”. Doktor Gavila zapytał wtedy: „Jak to rozumieć?”. A Chang odpowiedział, wpatrując się w niego, że ta szósta cierpiała najdłużej…

      Milę prześladowało to właśnie zdanie.

      Ale nie tylko z powodu przypuszczenia, że szósta dziewczynka musiała zapłacić wyższą cenę niż inne. „Spowolnił wykrwawianie się, żeby umierała wolniej… Chciał się cieszyć tym widokiem…”. Nie, to coś innego. Dlaczego morderca zmienił modus operandi? Jak podczas spotkania z Changiem, Mila znowu poczuła łaskotanie u podstawy czaszki.

      Do domku było już tylko kilka metrów, a ona koncentrowała się na tym przeczuciu, tym razem przekonana, że zdoła uchwycić, w czym rzecz. Z powodu małego zagłębienia w ziemi o mało się nie potknęła.

      I wtedy to usłyszała.

      Cichy odgłos za jej plecami zmiótł w jednej chwili wszystkie myśli. Stąpanie po żwirze. Ktoś „kopiował” jej kroki. Skoordynował swój chód z jej chodem, starając się podejść do niej tak, żeby tego nie spostrzegła. Kiedy się potknęła, jej prześladowca zgubił rytm, ujawniając