Na przegubie widać było bransoletkę z wisiorkiem w kształcie kluczyka.
Dotarłszy na wysokość szyi, zatrzymał się na chwilę, żeby przetrzeć sobie czoło małym ręcznikiem. Dopiero teraz Mila zauważyła, że patolog się poci. Dotarł do najbardziej delikatnego punktu. Istniała obawa, że przy zdejmowaniu plastiku z twarzy może się oddzielić naskórek.
Mila asystowała już przy autopsjach. Zazwyczaj lekarze sądowi nie obchodzili się zbyt delikatnie ze zwłokami, które badali. Rozcinali je i zaszywali, nie troszcząc się o ich wygląd. Mila domyśliła się, że Chang chce, aby rodzice ujrzeli po raz ostatni swoją córkę w jak najlepszym stanie. Dlatego jest taki ostrożny. Okazuje tej ludzkiej istocie szacunek.
Po kilku niekończących się minutach lekarz zdołał wreszcie usunąć czarny worek z twarzy dziewczynki. Mila spojrzała na nią. I natychmiast ją rozpoznała.
Debby Gordon. Dwanaście lat. Pierwsza z zaginionych.
Miała wytrzeszczone oczy, otwarte usta, tak jakby rozpaczliwie starała się coś powiedzieć.
We włosach miała spinkę z białą lilią. On ją uczesał. Co za absurd, pomyślała. Łatwiej mu przyszło okazać współczucie zwłokom niż żywej dziewczynce! Potem doszła jednak do wniosku, że powód jego troskliwości był inny.
Upiększył ją dla nas, uznała.
To przeczucie ją rozwścieczyło. Ale zrozumiała też, że w tej chwili nie ma prawa do takich emocji. Należały do kogoś innego. I niedługo będzie musiała tam pojechać, pokonać głęboki mrok i powiedzieć zdruzgotanym rodzicom, że ich życie naprawdę się skończyło.
Doktor Chang wymienił spojrzenie z Goranem. Przyszedł czas na ustalenie, z jakiego rodzaju mordercą mają do czynienia. Czy jego zainteresowanie tą dziewczynką było nieokreślone, czy też miało straszliwie ukierunkowany charakter. Innymi słowy, czy dziewczynka padła ofiarą gwałtu, czy nie.
Wszyscy obecni w sali toczyli wewnętrzną walkę między pragnieniem, żeby została jej oszczędzona ta kolejna tortura, i nadzieją, że może jednak ją przeszła, gdyż w tym drugim przypadku byłyby większe szanse na to, że morderca pozostawił organiczne ślady, które umożliwiłyby jego identyfikację.
W przypadku gwałtu stosowano określoną procedurę. Nie mając powodów, żeby z niej zrezygnować, Chang zaczął od próby odtworzenia okoliczności i sposobów agresji. Ale w tym przypadku, także wobec niemożności otrzymania informacji od ofiary, nie było sposobu, żeby poznać fakty.
Następną fazę stanowiło badanie i sporządzenie dokumentacji fotograficznej – od opisu ogólnego wyglądu do ustalenia zewnętrznych uszkodzeń, które mogły wskazać, czy ofiara opierała się i walczyła.
Rozpoczynało się to zwykle od opisania ubrania ofiary, traktowanego jako dowód. Następnie przechodziło się do szukania podejrzanych plam na ubraniu, włókien, włosów, liści. Dopiero wtedy pobierano spod paznokci ofiary, za pomocą narzędzia przypominającego wykałaczkę, próbki w postaci ewentualnych fragmentów skóry zabójcy – gdyby się broniła – albo ziemi czy różnych włókien umożliwiających ustalenie miejsca zabójstwa.
Także tym razem stan zwłok – oprócz amputacji kończyny – był dobry, a ubrania dziewczynki czyste.
Jakby morderca pomyślał o umyciu jej przed włożeniem do worka.
Trzeci etap, badanie ginekologiczne, miał bardziej inwazyjny charakter.
Chang uzbroił się w kolposkop i zaczął badać najpierw wewnętrzne powierzchnie ud w nadziei, że odkryje na nich plamy krwi, pozostałości spermy i innych wydzielin gwałciciela. Potem sięgnął do metalowego pojemnika po narzędzia do badania pochwy. Pobrane substancje umieścił na szkiełkach mikroskopowych, zabezpieczając powierzchnię pierwszego cytofiksem, a drugie pozostawił do wyschnięcia na powietrzu.
Mila wiedziała, że posłużą one do określenia kodu genetycznego mordercy.
Ostatnia faza była najbardziej nieprzyjemna. Doktor Chang odchylił tylną część stalowego stołu, opierając nogi dziewczynki na dwóch podpórkach. Potem usiadł na stołku, wziął szkło powiększające ze specjalną lampką ultrafioletową, i przeszedł do sprawdzenia, czy są urazy wewnętrzne.
Po kilku minutach spojrzał na Gorana i Milę i oznajmił obojętnie:
– Nie dotknął jej.
Mila kiwnęła głową i przed wyjściem z sali pochyliła się nad zwłokami Debby, żeby zdjąć z jej nadgarstka bransoletkę z wiszącym przy niej kluczykiem. Przedmiot ten, wraz z informacją, że dziewczynka nie została zgwałcona, był jedyną rzeczą, którą mogła zawieźć państwu Gordon.
Gdy tylko pożegnała się z Changiem i Goranem, Mila poczuła potrzebę zdjęcia fartucha. Czuła się brudna. Przechodząc przez szatnię, zatrzymała się przed wielką umywalką. Odkręciła gorącą wodę i włożyła pod nią dłonie, mocno je trąc.
Myjąc się, spojrzała w lustro. Wyobraziła sobie, że widzi w nim małą Debby, jak wchodzi do szatni w zielonej spódniczce, niebieskim sweterku i ze spinką we włosach. I pomagając sobie pozostałą jej ręką, siada na ławce pod ścianą i zaczyna na nią patrzeć, machając nogami. Otwiera i zamyka usta, jakby chciała nawiązać rozmowę, ale nie wydaje żadnego dźwięku. A Mila bardzo by chciała zapytać ją o jej siostrę krwi. Tę, którą wszyscy określali już jako dziewczynkę numer sześć.
Po chwili halucynacja znikła.
Z kranu tryskał strumień wody, unosiły się kłęby pary, która prawie całkowicie pokryła powierzchnię lustra.
Dopiero wtedy Mila poczuła ból.
Spuściła wzrok i instynktownie cofnęła ręce spod strumienia parzącej wody. Skóra na grzbietach dłoni była zaczerwieniona, a na palcach widać już było bąble. Owinęła je prędko ręcznikiem, a potem skierowała się do apteczki w poszukiwaniu bandaży.
Nikt nigdy nie powinien się dowiedzieć, co jej się przydarzyło.
* * *
Gdy otworzyła oczy, poczuła najpierw pieczenie dłoni. Usiadła, wracając gwałtownie do rzeczywistości sypialni. Przed sobą miała szafę z porysowanym lustrem, po lewej stronie komodę i okno z opuszczoną roletą, która przepuszczała jednak kilka smużek niebieskawego światła. Mila zasnęła w ubraniu, ponieważ pościel w tym nędznym motelowym pokoju była poplamiona.
Dlaczego się obudziła? Być może ktoś pukał do drzwi. A może jej się to tylko przyśniło?
Pukanie rozległo się znowu. Wstała, podeszła do drzwi i uchyliła je tylko na parę centymetrów.
– Kto tam? – spytała bez sensu, mając przed sobą uśmiechniętą twarz Borisa.
– Przyjechałem po ciebie. Za godzinę zaczyna się przeszukanie domu Bermanna. Wszyscy już tam są… Poza tym przyszło mi do głowy, żeby przywieźć ci coś na śniadanie.
Pomachał jej przed nosem papierową torebką, która prawdopodobnie zawierała rogalika i kawę.
Mila spojrzała szybko na siebie. Z pewnością nie prezentuje się dobrze, ale tak jest lepiej, bo może to uspokoi hormony kolegi. Zaprosiła go do środka.
Boris zrobił parę kroków i rozejrzał się po pokoju z zakłopotaną miną, a Mila podeszła do umywalki w rogu, żeby opłukać twarz, ale przede wszystkim, żeby ukryć obandażowane dłonie.
– Ten motel jest gorszy, niż go zapamiętałem. – Wciągnął powietrze. – I ciągle czuć ten sam zapach.
– Zdaje mi się, że to jakiś środek owadobójczy.
– Kiedy przyjęli mnie do zespołu, spędziłem tu prawie miesiąc, zanim